sobota, 14 lipca 2012

Rozdział Piąty


Pierwszy raz się tak czuje. Poobijana, każda komórka zaczyna boleć. Czułam woń lekarstw, chemicznych związków do mycia podług? A także wyczuwałam przemiły perfum mojej przyjaciółki, którym często się psikała. Nie unosiłam powiek, jak na razie nie miałam na to siły. Chciałam tylko odpocząć i nie myśleć o cierpieniu, które przyniosła mi walka. Na dłoni czułam uścisk delikatnych dłoni. Słyszałam cichy szloch.
Po co płakać? Żyję, jeśli jest zwrócony do mojej osoby. Myślami błądziłam kolo jednej czynności. Kto to był? Kim była owa osoba trzymająca moje ciało w ramionach? Ten głos jakbym znała. Wszystko było dobrze, ale czy musze być w takiej zażenowanej sytuacji? Moja przyjaciółka cierpi. Ile jestem nie przytomna? Godzinę? Dwie? A może dobę? Nie wiem naprawdę. Ile to moja przyjaciółka tutaj siedziała czekając na moje wybudzenie? Moja jedyna „siostrzyczka”. Ruszyłam palcami, po małej sekundzie powiekami.
Spróbowałam otworzyć powieki, lecz jasne światło mnie oślepiło. Przez chwile próbowałam przystosować moje oczy. Udało się. Otworzyłam w końcu powieki, i rozejrzałam się nie ruszając głową. Leżałam na wpół siadzie. Mogłam zobaczyć, że białe drzwi są lekko uchylone. Na metalowym wysokim stoliku stała jedna biała róża. Uśmiechnęłam się delikatnie co spowodowało pieczenie w wargach. Nie byłam do niczego podłączona.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która ściskała moją dłoń leząc głową na prześcieradle szpitalnym. Byłam okryta zaledwie materiałem co powodowało, że nawet zimno nie było gdyż na dworze z pewnością panowała dodatnia temperatura. Patrzałam na Setsuko, która łkała cicho. Nie wiadomo po co? Nic strasznego się nie stało, prawda? Jedna mała bójka z przewaga do pięciu, ale to nic. Jakoś dałam sobie rade z jej pomocą. Na jej lewym ramieniu zauważyłam zaszytą ranę.
Zabije tego skurwiela, który zrobił jej ranę. Nie pozwolę by miała na sobie tyle ran, ma za ładne ciało na takie niedoskonałości. Oby tylko duża blizna nie została, bo inaczej ten chłopak nie przeżyje następnych dni.
-Setsu… - powiedziałam z chrypką. Chciało mi się pić. Uniosła szybko głowę i spojrzała na mnie. Jej oczy wypełniły się szczęściem. Musiało wiele godzin minąć, że aż tak trzeba być szczęśliwym z mojego przebudzenia się. Podała mi szklankę wody i wypiłam. Uśmiechnęła się do mnie. - Ile spałam? - zapytałam.
-Nie długo. Dochodzi pierwsza. - powiedziała do mnie. - Musisz teraz na siebie uważać. Nie pozwolę ci więcej razy samej w tym brać udział. Obiecaj, że następnym razem będę mogła Ci pomóc. - westchnęłam zrezygnowana. Uniosłam się do pozycji siedzącej i skrzywiłam się czując ból w okolicy biodra. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, ale dzisiaj musiałam zjawić się w domu inaczej ojciec będzie wściekły.
-Mój ojciec wie o wszystkim? - zapytałam.
-Nie zmieniaj teraz tematu. - powiedziała zła. - Tak wie. Są na zewnątrz, razem z moim ojcem. Mój był strasznie wkurzony, ze nic mu nie powiedziałam. Zdziwiłam się tylko reakcja pana Haruno. Jakoś dziwnie jak dla mnie się zachował. - powiedziała do mnie. Uśmiechnęłam się promiennie. Wiedziałam bardzo dobrze dlaczego tak jest? Tak, wiedziałam. Wiele ludzi nie wiedziało czemu jestem w taki sposób traktowana. -On..
-Uśmiechnął się szatańsko? - zdziwiła się moim pytaniem. - Znam to Setsu, On już parę razy tak zrobił, a nie wiem dlaczego. Raz jak wracałam ze szpitala z złamana ręką, a  drugi raz jak uderzyłam jedna dziewczynę, która straciła przytomność. Byłam wtedy w więzieniu, no i teraz. Nie mam z nim lekko, a jego spojrzenie jest zimne i nic nie czujące względem mnie. Dlatego mówiłam ci o nim, że żałuje Jego przybycia - westchnęłam zażenowana. - twój tatko jest na pewno na mnie zły.
-Wcale nie. Powiedział tylko, ze mogłam powiedzieć gdzie idę. Wyszłam bez powiedzenia, to go zmartwiło. A potem policja przyjechała, lecz nie mogli wziąć nas na przesłuchanie. Nasi ojcowie wszystko załatwili. Nic nie będzie na policji, wobec nas. Nieźle poszatkowałaś tego zielono włosego. - zaśmiała się cicho. Właściwie potem nie pamiętałam co z nim robiłam, miałam atak furii. Pierwszy raz od wielu lat, taki napad miałam walcząc z brunetką, z która się zaprzyjaźniłam. Doceniliśmy się oby dwie z powodu naszej siły lub determinacji? - Ej! Słuchasz mnie? - zapytała
-Nie. Przepraszam, nie słuchałam.
-No wiesz.. - nadęła policzki jak małe dziecko zakładając ręce na piersi. Śmiałam się w sobie samej. Nie słuchałam, bo myślałam o naszej przyjaźni. Dotknęłam jej ręki. Uniosła głowę patrząc na nie. Pocałowałam ją w policzek delikatnie.
-Dziękuję. Za wszystko. - uśmiechnęłam się promiennie. Przytrzymałam się swoich kolan  Popatrzałam na ranę, która była zszyta, lecz czerwona lekko. Cóż jego scyzoryk był ostry nie powiem, bolało jak przeciął, a teraz jeszcze bardziej boli. Prawie każda komórkę przeszywało gorzkie cierpienie. - Będzie blizna, oj będzie…
-Wcale nie. - powiedziała brunetka. - lekarz powiedział, ze jak nic się nie stanie nie zostanie nawet plamka. Po prostu nie było takie głębokie cięcie, choć wiedział, że dwa razy wycięte to było złe.. - powiedziała - Mówił, ze oczyścili ranę, więc nie powinno dostać się zakażenie. - uśmiechnęła się. Kiwnęłam głową. Zastanawiałam się czy będzie lepiej jak jutro.. znaczy dzisiaj nie pójdę do szkoły. To by był najlepszy pomysł.
-Zaczęłaś mówić o Hidekim, więc co z nim się stało? - zapytałam. Patrzała na mnie z szatańskim uśmiechem? Nie, no cos z nią nie tak? Położyłam rękę na jej czole. - Nie masz gorączki, więc jest dobrze. - odetchnęłam z ulgą.
-Tak, tak. Nie mam. Super. No wiec z tym chłopakiem, nie obudził się jeszcze i lekarze powiedzieli, ze minie sporo czasu do jego pobudki. Tak Go urządziłaś, ze lekarze nie wiedzą czy się w ogóle obudzi. - powiedziała do mnie. Patrzałam na nią zdezorientowana. Nie miałam pojęcia co mam zrobić skoro On może zostać pod respiratorem, bądź jeszcze gorzej. Przyjaciółka machała mi przed oczami. Spojrzałam na nią z przygnębieniem. - Powiedzieliśmy policji, że napadli na nas faceci z gangu, chcąc się zabawić. Więc nikt nie wie, ze to my…
-Setsu, i co z tego, ze nikt o tym nie wie. Ja go mogę zabić, może się nie obudzić. To nie jest takie łatwe. - powiedziałam do niej z delikatnością. Chciałabym wszystko odwrócić, ale to nie będzie łatwe. Oj nie… Wszystko już się wydarzyło, i nic nie cofnę. Jedynie musze iść przed siebie.
Usłyszałam zgrzyt otwierających się drzwi. Nie spojrzałam przez chwile w tamtą stronę, nie miałam ochoty. Zacisnęłam w pięści swoje poszarpane ręce, jakoś wszystko było złe. Nie powinnam się bić, wtedy by wszystko było inaczej, może byłabym popychadłem, ale było by wszystko dobrze. Spojrzałam w stronę drzwi, w których stanął lekarz z kartą.
-Obudziła się już pani. - był w wieku dwudziestu siedmiu, czy nawet ośmiu lat. - bardzo dobrze. Jak się czujemy? - zapytał mnie delikatnie. Nie był wredny.
-Dobrze, tylko wszystko mnie boli. - powiedziałam.
-Nie dziwię się Pani. Jeśli zostało się zaatakowanym i tak brutalnie potraktowanym. Gorzej czuje się jeden chłopak, ale my nie o tym. Jak czuje się Pani na siłach już teraz może Pani wyjść. Szwy zdejmiemy pani za dwa tygodnie, wtedy proszę przyjść. - mówił. Kiwnęłam jedynie głowa, a mężczyzna spisał pewne informacje, dał do podpisania i wyszedł z pomieszczenia. Westchnęłam cicho. Drzwi nie zdążyły się zamknąć, gdyż do pomieszczenia wszedł ojciec brunetki i mój rozmawiali przez chwilę, lecz gdy mnie zobaczyli zaniemówili.
-Widzę, że się już obudziłaś. Jak się czujesz? - zapytał zimno mój ojciec. Westchnęłam, wszyscy popatrzeli na mnie oczekująco
-Dobrze. - powiedziałam z uśmiechem n twarzy. Policzki mnie bolały, ale nic nie powiedziałam. Wpatrywałam się w swoje gołe stopy. Delikatnie zeszłam z łóżka lekarskiego i stanęłam na nogach. Musiałam trochę je rozchodzić, choć nie było tak źle…? Włożyłam buty. Nie odzywałam się do nikogo.
-Na pewno nic Ci nie jest? - zapytał pan Uchiha.
-Nie, dziękuję, ale naprawdę mi nic nie jest. Czuję się dobrze. - powiedziałam wyprostowując się z bólem, ale nie pokazałam tego po sobie. Brunetka westchnęła zażenowana, wiedziała, że udaję. - I przepraszam Panie Uchiha. - spojrzałam na niego. Patrzał na mnie zaciekawionym spojrzeniem - Nie powinnam ciągnąć Setsuko w to miejsce. Po prostu.. - westchnęłam - Nie mam wytłumaczenia. - chwyciłam kurtkę narzucając na siebie.
-Nie przejmuj się tak tym. - powiedział z uśmiechem. - Sets z pewnością czerpała z tego przyjemność jak się nie mylę. - przyjaciółka zaśmiała się cicho. Zamilkłam nie odzywając się więcej razy, bałam się i to cholernie cokolwiek powiedzieć. Czułam spojrzenie swojego ojczulka, które nie było zbyt miłe.
-Będziemy już szli - powiedział mój ojciec. Podeszłam do niego wzdychając. - Do widzenia panie Uchiha, pa złociutka. - powiedział do brunetki. Jego głos był taki miły! No jasne własną córkę traktuje jak śmiecia, a obcą milutko? Pożegnałam się i pomachałam Setsu, uśmiechnęła się odmachując.
Nie rozumiałam tego wszystkiego, mój ojciec zachowywał się do niej tak słodziutko, a ja dla niego jestem nikim? Własną córkę ma gdzieś? To nie sprawiedliwe, chce mieć kochającego ojca, który będzie czuły na wszystko! On taki nie jest. Szłam obok niego do samochodu przyglądając się ludziom mijającym w korytarzu. Spotkałam dziewczynkę w moim wieku sprzed jedenastoma laty, która była w ramionach ojca. Kołysał ją do snu. Widocznie obudziła się mając zły sen.
Modliłam się by być już w domu i nie patrzeć na nikogo. Rana bolała za każdym ruchem, ale co mogłam zrobić? Nic. Ojciec tym się nie zainteresuje! W ogóle wie jaki to jest ból? Widocznie nie! Co go to interesuje, poszłam wiec musze być twarda. Będę! Nie zmięknę przy nim… Nie mam najmniejszego zamiaru być miękka jak pianka. A jeśli bym taka była to skończyło by się źle.
Wsiedliśmy do samochodu, którym tatko przyjechał. Zapięłam pasy, bo wiedziałam jak jeździ- szaleniec!  Chciał zawsze znaleźć się jak najszybciej w domu, lub w wytyczonym celu. Patrzałam na mijającą drogę, i tym razem tez się nie myliłam. Jechał jak wariat przed siebie nie zatrzymując się nawet na czerwonych światłach, bo po co? I tak nikt go nie znajdzie, gdyż zdjął z pewnością tablice, ale tym razem nikogo na drodze nie było. Po chu*ja one się paliły?
Zakręcił z piskiem opon. Nie odzywałam się do niego. Nie chciałam w tej chwili nawet pisnąć. Wpatrywałam się tylko w oświetlone sklepy i inne rzeczy. To było takie irytujące. Poczułam ból koło biodra, ale milczałam. Przymknęłam powieki kojąc psychicznie cierpienie.
-Boli, prawda? - zapytał
-Nie. - powiedziałam stanowczo.
-Pierwsze kłamstwo powiedziałaś z pewnością. I tak wiem, że kłamiesz.
-To moja sprawa czy kłamię. Mówię tak wiec tak jest. - nacisnął hamulec z dużą siłą. Dobrze, ze byłam zapięta. Chciałam wyjść, ale nie mogłam więc siedziałam z założonymi rękami z naburmuszoną miną.
-Co jest z Tobą?
-Nic.
-Powiedz jestem Twoim ojcem. - powiedział do mnie. Zacisnęłam dłonie w pięść. Jesteś moim ojcem? Jakoś przestałam to odczuwać, wiesz? Tego bym mu nie powiedziała, ale znów zaczyna we mnie buzować „zła” energia.
-Jakoś tego nie odczuwam, od dawna.  - warknęłam w końcu. Chciałam otworzyć, ale podbił moją dłoń powodując ból. Drań!  Czasami Go nienawidzę, bym mogła Go zabić. - Dla Ciebie jestem nikim. Jedynie kto dla Ciebie się liczy to żona i synowie. Dobra! Mi to kompletnie zwisa. - siedziałam patrząc się na migające światło w lampie. Nagle stała się ciemność.
-Licz się ze słowami. - powiedział zły. Zaczęłam działać mu na nerwy? No i dobra zwisało mi to do końca, mógł się wściec i mnie uderzyć. Choć, kupował dużo rzeczy a także teraz zamierza mnie przenieść do szkoły, o której On wcześniej mówił.
-Czy taka prawda nie jest? - zapytałam go wolno - Zawsze to widzę, wolisz mnie traktować jak powietrze niż własną córkę. Jak chcesz abym zniknęła to powiedz. Poradzę sobie. Znajdę pracę i… - zamilkłam widząc jego wściekłe oczy wpatrzone we mnie.
-Zamknij się już! - powiedział głośniej lecz z zimnem. - Czy ty w ogóle słuchasz siebie, dziewczyno? Swojej córce nie kazał bym odejść skoro mam tylko jedną, w dodatku, która jest odzwierciedleniem.. - zamilkł i nie dokończył, tylko otworzył drzwi. Widocznie ugryzł się w język by nie kończyć. Nie obchodziło mnie to co myśli, i tak nadal będzie zimny. Niech jest, ale niech się nie spodziewa, że przekroczę jego okoliczności.
Wyszłam z pojazdu trzaskając mocno drzwiami. Zepsuł mi się humor, po co w ogóle się odzywałam, co? No jasne chciałam wiedzieć co i jak. Debilka ze mnie. Weszłam do budynku, w którym było milczenie. Stanęłam przy schodach i westchnęłam patrząc na każdy stopień. Jak tam dojdę będzie cud! Dotknęłam zszycia w okolicy biodra. Trzeba spróbować. Chciałam zrobić krok, ale moje ciało zostało uniesione do góry. Spojrzałam na napastnika? Nie, to był mój ojciec. Patrzałam na niego zdziwiona.
-Jesteś nie możliwa.. - wyszeptał zimno - W kogo ty się wrodziłaś? - zapytał jeszcze ciszej. Westchnęłam. Gdybym ja to wiedziała? Na jego ustach wpełzał delikatny chytry uśmieszek, który poznałam od razu. Położył mnie na łóżku. - Przebierz się i śpij, jutro jedziemy do szkoły i chyba przeniosę cię w inne miejsce zamieszkania. - nie odezwałam się. Chyba jeszcze to do mnie nie dotarło, a gdy zrozumiałam On wyszedł bez wyjaśnień dlaczego? Ciężko czasami zrozumieć facetów, a  w szczególności mojego ojca.









Stali przy sali, gdzie leżeli trzej pacjenci. Na głowach mieli czarne maski, by nikt ich nie rozpoznał. Nie mogli na to pozwolić, w dłoniach trzymali pistolety z tłumikiem, który wygłuszał strzały. Jeden z napastników był niższy od drugiego. Weszli do pomieszczenia.
Pacjenci leżeli, a jeden z nich pod respiratorem, drugi i trzeci oddychali spokojnie. Przy zielono włosym leżała kobieta trzymając go za dłoń, najwyraźniej był to jej jedyny syn, którego kochała. Zobaczą się razem w niebie bo długo nie pożyją. Zamknęli za sobą drzwi, aby nikt nie widział scen jak z horroru.
-Gotowa? - zapytał męski glos.
-Jak zawsze. - powiedział kobiecy głos. Patrzyli na wszystkich. Kobieta wiedziała kto dla niej pójdzie na pierwszy odstrzał. Stanęła przy łóżku zielono włosego. Wyjęła scyzoryk podchodząc do respiratora, którego zmniejszyła całkowicie, Przecięła rurki z kroplówka i krwią. Wylewało się na podłogę. Odeszła od tego. Popatrzała na mężczyznę z perfidnym uśmiechem. Kobieta zaczynała się już budzić. Napastniczki oczy wyrażały wściekłość. - Koniec tego dobrego - strzeliła do chłopaka dwa razy, a następny w głowę by mieć pewność, że się nie obudzi. Kobieta uniosła głowę i dokładnie się spojrzała. Przestraszyła się i chciała krzyczeć lecz nie było jej dane, dostała kulkę w głowę padając na ziemię nie żywa. Spojrzała na mężczyznę, który zajmował się tamtymi dwoma.  
Podeszła do chłopaka aby nie zostawiać po sobie żadnych śladów. Broń schowała, a za to wyjęła kolejny raz scyzoryk i nie przejmując się niczym innym wbiła prosto w pierś, gdzie mogło bić serce, ale tym razem nie żywe. Dźgała go parę razy, aż wbiła mocno obracając  wokół z lekkim uśmiechem.
-Co robisz? Cała ty, aż tak ciebie zdenerwował?
-To co zrobił było jego błędem. Nikomu nie pozwolę.. - schowała zakrwawiony scyzoryk wycierając krew o swoje rzeczy.
-Wiem - wszedł w zdanie - Przygotujesz?
-Spróbuję, a przede wszystkim będę musiała. Dla mnie to też ważne. - kiwnął głową. Skierowali się do wyjścia, aby nie zostało po nich śladu. Nie chcieli mieć światków. Wyszli idąc przez korytarz z zakrwawionymi ubraniami, mieli na głowach nadal maski. Usłyszeli z tyłu cichy jęk. Zatrzymali odwracając się raptownie. Pielęgniarka stała przed nimi sparaliżowana. Taca spadła z hukiem na podłogę. Na morderczyni ustach wystąpił grymas niezadowolenia. Za pielęgniarka pokazał się lekarz. Było można usłyszeć ciche puknięcie, a po małym czasie ciało lekarza upadło z hukiem na ziemię.
Popatrzeli do tyłu. Za nimi stał mężczyzna, z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie posiadał maski, tylko broń w ręku. Zadał drugi strzał, kobieta trzęsąca się ze strachu upadła na ziemię.
-Szybki jesteś. - powiedział mężczyzna w masce.
-Miałem małe problemy. - powiedział z uśmiechem. Schował swój pistolet za siebie. Wszyscy wyszli z budynku nie zostając przez nikogo przyłapani. Stali na parkingu przy wiśniowym samochodzie. Mężczyzna z złotymi tęczówkami westchnął cicho. Mężczyzna i kobieta zdjęli maski i zbędne rzeczy z górnej części.
-Wiesz, ze teraz będzie najgorszy okres, prawda? Jak się dowie może znienawidzić.
-Wiem, ale tym się nie martwię. Widzę, gdy nienawidzi jest zdeterminowana. Tak jest o wiele lepiej, szybko wszystko pojmie. - uśmiechnął się chytrze. Mężczyzna poklepał go po ramieniu z wyniosłym uśmiechem.
-Jeśli twoje geny są w niej to na pewno, a także siła. Charakter identyczny, lecz chodzi także o inteligencje i przebiegłość. Nie znam jej, wiec nie będę oceniać. Miejmy nadzieję, że nie zawiedzie jak inni.  - powiedział zimnym i pewnym głosem. Spojrzeli sobie w oczy wymieniając spojrzenia.
-Wychowałeś Mnie, dałeś dach pod głową choć byłem tak stary, jak mógłbym Cię oszukać. Wtedy próbowałem coś zrobić, ale jak widać dla nich nic się nie liczyło. Tym razem będzie całkiem inaczej. Jestem tego pewien. - ciemno włosy uśmiechnął się.
-Ufam Tobie. - poklepał Go i odszedł z kobietą w stronę swojego ciemnego wozu zostawiając drugiego mężczyznę samego z swoimi myślami. Wsiadł do swojego samochodu i odjechał z piskiem opon.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz