sobota, 14 lipca 2012

Rozdział Drugi


Biegłam ile miałam sił w nogach. Nie chciałam aby cokolwiek mi przeszkodziło, nie zwracałam na ludzi uwagę. Musiałam tam się dostać i zobaczyć co tak naprawdę się stało. Dlaczego matka nie odbierała telefonu, jeśli ojciec dzisiaj zadzwoni do wszystkich z nich i nikt nie odbierze będzie na pewno cos podejrzewał. A nie lubiłam jak jest zdenerwowany, wtedy cała furia przechodzi na mnie. Minęłam park, w którym siedzieli kochankowie czy tez pary zakochane w sobie. Mam dopiero szesnaście lat, ale myślałam o miłości już od dawna, nie miałam nigdy chłopaka. Może to przez moją wrogość do niektórych osób. Sama już nie wiem. W szkole mnie nienawidzą, dlatego nie miałam przyjaciół.
Z początku tak samo było z Setsuko. Nie lubiliśmy się na początku. Byliśmy wrogami, wtedy najbardziej poznawaliśmy siebie. Swoje wady jak i zalety, wykorzystywaliśmy to przeciwko sobie, by któraś triumfowała. A teraz? Traktujemy siebie jak siostry, które nie potrafią się rozłączyć.
Pamiętam… pamiętam tamten dzień gdy zaczęliśmy się bić w parku. Wtedy próbowali nas zatrzymać, ale to nic nie dawało. Ich także uderzyliśmy, jedynym sposobem była policja. Chcieliśmy bić się do upadłego, która miała rację. Nawet przy tym zaczęła lać się krew, moja i jej. Nie myśleliśmy wtedy logicznie, pamiętam jak złamała moją rękę. Oby dwie sobie złamałyśmy. To było wtedy najgorsze, po szpitalu, odebrali nas rodzice. Ja ojciec, z tęgawą miną. Nie tłumaczyła się jak to się stało… Mnie także ojciec, czego się nie spodziewałam. Nie dostałam żadnego wykładu niczego, tylko uśmiechał się delikatnie podczas całej drogi do domu. Myślałam nad Setsuko cały czas, wtedy ona mi się spodobała najbardziej. Gdy obok siebie przechodziliśmy, mierzyliśmy siebie spojrzeniem. Tylko to nam pozostało w tamtych czasach. A teraz? Jest zupełnie inaczej. Zostaliśmy przyjaciółkami, które znają siebie na wylot.
Weszłam na podwórko z lekkim uśmiechem na ustach. Byłam pewna, że w domu ktoś jest, ale nie wychodzą. Zawsze woleli siedzieć w swoich kontach. Tacy właśnie oni są, wolą siedzieć w czterech ścianach niż wyjść na zewnątrz, na świeże powietrze. Uśmiechnęłam się lekko wchodząc do budynku, ale gdy już weszłam dało się wyczuć smród trunków zmieszanych ze sobą? No tak już było wiadomo, matka kolejny dzień wpadła w swoja długą depresje, z powodu braku ojca.
Chciałam odejść na górę nie zauważona, ale to mi się widocznie nie uda, bo chodzi jak wściekła po salonie. Odchodziłam wolno, nagle zostałam złapana za dłoń przez pijaną matkę. Westchnęłam cicho.
-Gdzie byłaś tak długo? - zapytała mnie, tak jakby nie wiedziała.
-W szkole. - powiedziałam
-To ty chodzisz jeszcze do szkoły? - zapytała pijanym głosem sepleniąc.
-Znów się upiłaś, mamo?
-Wcale się nie upiłam! - warknęła głośno, trochę za głośno. W ręku trzymała butelkę po piwie. Wszędzie się walały, w każdym koncie. Chciałam wziąć od niej butelkę by przestała pić, ale zamiast tego dostałam od niej w twarz z liścia. Trzymałam się za bolące miejsce. Jej drugo cios został zadany szkłem w brzuch. Był to mocny ból, upadłam na kolana. W moich oczach pojawiły się łzy, obraz się rozmazywał. Widziałam jak się zamachuje. Szybko się odsunęłam w bok, nie trafiła przez co upadła na podłogę. Wstałam szybko z podłogi słysząc z góry dobiegające kroki. Z wnęki, która kierowała się do góry do naszych pokoi wyszedł mój brat z rozpiętą koszulą i brakiem jakichkolwiek skarpetek i butów. Włosy miał ułożone w nieładzie. Spojrzał na matkę, a  potem na mnie. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Jego źrenice były powiększone, już wiedziałam co się świeciło. Zaśmiał się głośno.
-Już brałeś, braciszku?
-Co cię to interesuje siostra? Nie powinnaś czasami odrabiać lekcji? - zapytał kpiąco. Bronił mnie często przed matka, ale nie sądziłam, że jest taki głupi i będzie cały czas palił zioło biorąc do tego narkotyki.
-Raiton rzuć to cholerstwo.
-Ty znów z tym samym. - zaśmiał się. Zauważyłam, że matka wstawała z podłogi biorąc butelkę, wyśledziła mnie swoim złocistym spojrzeniem. Jej różowe włosy były ułożone w nieładzie. Chciała mnie uderzyć, ale brązowo włosy stanął w mojej obronie chwytając butelkę.
-Złaź z drogi. - warknęła na niego. Westchnął. Z kieszeni spodni wyciągnął małą dawkę białego proszku. Podał matce, ona z początku popatrzała na niego.
-Nie dawaj jej tego! - powiedziałam głośniej. Popatrzał na mnie wściekle jakbym powiedziała coś złego.
-Synku ty wiesz co dla mnie dobre. - zawsze tak mówiła gdy dostawała proszki od Niego. Jej oczy były podkrążone i czerwone od braku snu, jak i picia wraz z braniem narkotyku. Odeszła od niego. Wyrzucił butelkę do kosza na śmieci. Westchnęłam. Obrócił się do mnie przodem. W jego oczach widziałam coś bardzo dziwnego. Odsunęłam się od niego, a on przywarł do mnie nie pozwalając odejść.
-C..Co? - zapytałam drżącym głosem.
-Nie mogę tak Cię ratować bez twojego wysiłku. Potrzebuje pieniędzy.
-To idź do pracy, lub do ojca zadzwoń. Na pewno tobie da. - powiedziałam pewnie.
-Dzwoniłem parę dni temu. Powiedział, że nie przeleje jak na razie na konto, bo nie dostał wypłaty. Dlatego ty dzisiaj wieczorem pójdziesz po pieniądze.
-Niby gdzie?
-A co ja jestem wróżka? Masz mi się tylko odwdzięczyć. Masz chyba jakieś znajomości co? Po drodze masz butiki, sklepy z odzieżą, jubilerów. Od wyboru do koloru moja kochana siostrzyczko. Daje ci czas do dwudziestej, a  potem chcę mieć pieniądze. Zrozumiano? - zapytał i odszedł śmiejąc się. Westchnęłam. Wzięłam owoce i odeszłam szybko na górę. Nie miałam na nic ochoty, nawet wychodzić z pokoju. Tylko zamknąć się na cztery spusty. Weszłam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko patrząc na sufit. Przymknęłam powieki zakrywając po chwili ręką. Spod powiek spłynęły gorzkie łzy.
Mam kraść? Nie chcę, nie jestem taka. Nie mogę mu dać, bo po co? Nie mogę.. Co za ironia. Westchnęłam ciężko. W kieszeni poczułam wibracje. Wzięłam komórkę nie patrząc kto do mnie dzwoni. Odebrałam.
-Słucham. - powiedziałam słabo wzdychając. Przez chwilę nie słyszałam głosu, a potem nagle ni z tego i owego usłyszałam mrożący krew w żyłach baryton, aż ciarki przeszły po plecach.
-Co tam się dzieje? - usłyszałam. Przełknęłam głośno gulę stojąca w gardle. Szybko się wyprostowałam. - Nawet z pewnością nie spojrzałaś kto dzwoni, mam rację? Od ciebie słucham, rzadko usłyszeć, Sakura. - mówił do mnie zimnym głosem. Zawsze gdy z nim rozmawiałam atmosfera stawała się ciężka.
-Tatko… - zaśmiałam się cicho - Po co dzwonisz? Dlaczego do mnie?
-Czy nie mama prawa do własnej córki zadzwonić? - zapytał unosząc lekko głos. - Chyba się zapominasz troszkę. Powiedz mi co u was się dzieje i nie pytaj o nic więcej.
-Nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - zaśmiałam się.
-Kłamiesz…
-Nie, wcale nie. - mówiłam pewnie, lecz głos lekko drżał. - Naprawdę jest wszystko dobrze. Nie kłamię. Uwierz mi.
-Dobrze, niech ci będzie, choć i tak wiem, że coś jest nie tak. Dlaczego matka i bracia nie odbierają telefonów? Co jest z nimi?
-Może nie słyszeli? Nie wiem, nie rozmawiałam dzisiaj z nimi. - tak oczywiście. Tera okłamuje ojca we wszystkie należyte strony? To jest chore, abym mojego jedynego ojca oszukiwała w takich sprawach. On nawet nie wiedział, że nie chodzę do szkoły, którą On chciał. Podtrzymywałam Go przy tym, aby był ze mnie dumny. Moi bracia zostali stamtąd wywaleni, ja miałam od początku do końca chodzić. A chodzę jak chodzę. - Stało się coś, że chciałeś z których z nich porozmawiać? - pytałam.
-Nic takiego. Chciałem tylko powiadomić, że jutro będę w domu tak po południu. Właśnie wyleciałem ze Stanów, a podróż sporo mi zajmie bo mama parę przesiadek. Powiedz matce i braciom. Miłych snów życzę. Do zobaczenia. - rozłączył się. Westchnęłam ciężko. Nie powinnam im w ogóle nic mówić, ze przylatuje do domu. Niech zobaczy jaka jest matka i bracia, ale to jego oczka w głowie wolałam wtedy nie ryzykować poświecenia ich wszystkich. Wstałam rozpuszczając tyciego kitka. Włożyłam komórkę do kieszeni. Słyszałam glosy dobiegające z dołu. Chyba wszyscy tam siedzieli. Zeszłam wolno cicho robiąc hałas. Dłonie schowałam w kieszeni. Weszłam do salonu. Brat z matką wciągali biały proszek nosem, a srebrno włosy siedział grając w grę na dżojstiki. Maniak gier!
-Mamo… - powiedziałam do niej.
-Nie przeszkadzaj teraz.
-Nic ważnego nie robicie, tylko ćpacie. - powiedziałam do nich. Zlustrowali mnie srogim spojrzeniem jakby nigdy nic. Nie wiedziałam jak do nich dotrzeć, skoro nie chcieli słuchać! Powinnam dobrze zrozumieć swoją sytuację, ale nie wiedziałam dlaczego mi to nie wychodzi. - Wysłuchacie mnie czy nie?
-Nie. - odpowiedzieli wszyscy chórem
-To nie, wy będziecie pokrzywdzeni nie ja. - odchodziłam. - Chodziło o ojca! - powiedziałam głośniej. Wszystko nagle umilkło. Dwóch braci wybiegło z salonu zatrzymując mnie tuż przy drzwiach i nie pozwalając wyjść. Popatrzałam na nich wściekła. - Teraz się nagle obudziliście, co? Reiki, Raiton wy to macie tupet.
-Gadaj o co chodzi? Do nas jakoś nie zadzwonił. - powiedział srebrno włosy
-Dzwonił. - mówiłam delikatnie - Ale cała trójka nie odbierała telefonów, wiec do mnie zadzwonił. Jutro przyjeżdża. Będzie w południe. - odpowiedziałam. Matka wyszła lekko się chwiejąc w kółeczko. Patrzała na mnie.
-To trzeba będzie zrobić porządny obiad, Sakura.
-Nie.
-Słucham? - zapytała plączącym się językiem.
-Sami sobie radźcie. Wytrzeźwiejcie i przede wszystkim nie bądźcie naćpani. Nie ruszę w tym pomieszczeniu nic. Teraz wasza kolej na przygotowywania. A przede wszystkim Twoja mamo, nie jestem jego zoną! To twoja rola, ty robisz obiadki! Masz kuchnie wolną. - otworzyłam drzwi i wyszłam trzaskając z całej siły. Wyszłam wściekła z podwórka. Nie wiedziałam jakim cudem to powiedziałam, ale już miałam dosyć wykorzystywania, abym w domu wszystko robiła! Usłyszałam wibracje komórki. Wyciągnęłam i otworzyłam wiadomość.

Pamiętaj pieniądze..
Reiton.

Sama już nie wiedziałam co mam z tym zrobić? Teraz mam ukraść od kogoś pieniądze, kto ciężko zarabiał aby je zdobyć? Tak nie można. Bardzo ciężko na to pracowali. Przechodziłam blisko sklepów, w których byli kasjerzy. Nie mogłam w to uwierzyć, ze jestem do tego zmuszona. Mam mu się odwdzięczyć? Ale nie chcę, nie chce tego robić. Z jednej strony musze, bo by mnie zabił jak tego nie zrobię. Przystanęłam przy sklepie z ubraniami, w którym była klientka i kasjerka jej pomagała. To będzie źle w tym momencie. Nigdzie nikogo nie zauważyłam. Weszłam do sklepu, nikt mnie nie zauważył. Skradłam się do kasy i wyjęłam z niej zielone banknoty. Przeliczyłam, było równo sto jenów. Bałam się stąd wyskoczyć, gdyż mogłam zostać złapana.
-Co ty robisz? - usłyszałam z boku pytanie. Popatrzałam na kobietę, która stała dalej. W moim ręku zauważyła zielone banknoty. Wstałam i popchnęłam ją. Nie chciałam kraść, ale to było konieczne. Wyskoczyłam znad lady i wybiegłam z budynku. Oby mi kiedyś wybaczyła za to co zrobiłam. - Złodziejka!! - usłyszałam krzyk za sobą. Minęłam jednego mężczyznę, który za mną się spojrzał. Czy On miał na sobie mundur policjanta? Biegłam dalej ile miałam sił w nogach. To było naprawdę żenujące, taka sytuacja. Zostałam złapana. Nawet się nie obróciłam, szarpałam się. Tyłem nogi uderzyłam mężczyznę w nogę. Puścił mnie, lecz złapała kolejny raz. Przyparł mnie do muru jednego z budynków. Bolało jak cholera. Zapiał mi na nadgarstkach metalowe kajdanki. Pociągnął mnie. Próbowałam się wyrwać, ale nie szło.
-Uspokój się. - powiedział do mnie męskim głosem - Młoda, masz szczęście - wziął ode mnie banknoty. Nie spojrzałam nadal na niego. Poszliśmy do sklepu, w którym była sprzedawczyni. Już sama, spojrzała na mnie a potem na mężczyznę, który wręczył jej banknoty. Na policzku poczułam mocny ból, który był spowodowany uderzeniem. Spuściłam głowę, aby na nią nie patrzeć. To było straszne.
-Przepraszam. - wypowiedziałam słabym głosem. Mężczyzna mnie pociągnął i wyszliśmy. Policzek piekł mnie bardziej, sądziłam, że kobieta zadrapała mnie swoja obrączką, ale to było mało istotne. Poczułam ulgę na nadgarstkach. Wziął kajdanki? Masowałam sobie obolałe miejsca. Nie odwracałam się do niego przodem.
-Mówiłem, że masz szczęście. - powiedział do mnie. Męski baryton, był jakiś dziwny. Zabawny? On miał z tego radość, że mnie złapał i w dodatku na kradzieży ciężko zarobionych pieniędzy. - lepiej tego drugi raz nie rób, bo takiego szczęścia nie będziesz mieć jak dzisiaj. To moja dobra rada. - obróciłam się do niego przodem. Miał na sobie niebieski mundur policjanta, gdy uniosłam głowę zauważyłam czarne tęczówki i tego samego długie włosy związane w kitka. Po obu stronach skroni opadała grzywkę dodając mu uroku. Tak samo mundur to robił. Na prawym uchu wisiał srebrny kolczyk z wygrawerowaną różą. Za dobrze nie widziałam w ciemnościach, ale gdy samochód przejechał, to oświetlił jego twarz. Był przystojny, i to bardzo.
-Dobra rada? Pan nie rozumie, ja potrzebuje tych pieniędzy. - powiedziałam do niego. Byłam załamana drugiego sklepu nie okradnę. Nie mam ochoty na takie zajście. Wpatrywał się we mnie uważnie i zaciekawieniem. Poczułam wibracje w kieszeni, wyciągnęłam komórkę i zobaczyłam kto dzwoni, lecz od razu schowałam gdy zobaczyłam imię mojego braciszka.
-Dlaczego? - otworzył przede mną drzwi do samochodu, ale to nie był samochód policyjny, tylko luksusowy. Wsiadł po drugiej stronie, chwila ja wsiadłam? Nie powinnam. Ojejku.. I co się ze mną robi, gdy widzę przystojnego policjanta w mundurze?!  - Gdzie mieszkasz? - zapytał.
-Po drugiej stronie. - zawrócił szybko i jechał w stronę mojego domu. Sama nie wiedziałam dlaczego to robi. Westchnęłam cicho. Nie wiedziałam co mama powiedzieć. Był miły. Najpierw mnie skuł, zaprowadził by ona mi dała karę, a teraz odwozi mnie do domu? To jest naprawdę dziwne.
-Powiesz mi? Dlaczego one są tak Tobie potrzebne? - dopytywał. Bawiłam się swoimi palcami. Nie mogłam powiedzieć, że na narkotyki dla brata.
-To tu - wskazałam na dom. Zaparkował szybko. Chciałam wyjść jak najszybciej, ale drzwi były zamknięte, a wiedziałam, że ich nie otworze. Czy On musi być taki uparty? Nie chcę mówić niczego policji, oni nie muszą wiedzieć. - Nie puści mnie Pan dopóki nie powiem? - kiwnął głową. Co by tu wymyśleć?. Wyłączył światło u góry. Spojrzałam się na nie, a po chwili jego dłoń dostała się do schowka i wyciągnął wodę utleniona i plaster.
 Uchwycił mój policzek z delikatnością, nie brutalnie! Był wprost delikatny. Zamoczył gazik do ran i przytrzymał. Szczypało. Przymknęłam powiekę, aby nie czuć tego. Widziałam teraz jego twarz. Była idealna! Tak jak mówiłam, miał ciemne włosy związane w kitkę, grzywka opadająca po obu stronach skroni.  Oczy tej samej czerni co kaskady włosów. Na prawym uchy srebrny kolczyk, lecz z wygrawerowanym pąkiem róży? Jego ręce były delikatnie. Nie wiedziałam czemu tak się na niego patrzę. Pierwszy raz tego człowieka widzę na oczy. Nakleił na policzek plaster i schował wszystko do schowka gasząc światło.
-Więc?
-Nie powiem - nadymałam policzki jak małe dziecko. Zaśmiał się cicho łapiąc się za głowę przytrzymując grzywkę, wystawała mu pomiędzy palcami. Jego uśmiech był słodki. - Nie znam Cię wiec nie musze mówić.
-Ach… gdzie moje maniery. Jestem Itachi. - łasica? Przebiegły? Oj nie ładnie. Łasice są strasznie przebiegłe, On może tez taki być. Nie dobrze. Jeśli jest przebiegły, to ze mnie w końcu wyciągnie potrzebne informacje.
-Sakura. A teraz mógłby pan mnie już pościć? - zapytałam z nadzieją.
-Nie. - naburmuszyłam się ponownie. - Dopóki do mnie nie będziesz mówiła po imieniu. Taki stary to nie jestem, mam dopiero dwadzieścia pięć lat, i chodzę do liceum, wiec mogłabyś zluzować.
-Liceum? Nie zdałeś? - dopiero po chwili dowiedziałam się co powiedziałam - Przepraszam, nie chciałam. To tylko.. - byłam trochę zakłopotana tą sytuacją, nie powinnam się odzywać jeśli chodzi o taką sprawę. Zaśmiał się widząc z pewnością moją minę. Znów się naburmuszyłam patrząc na niego. Otworzył drzwi.
-Może kiedyś się jeszcze spotkamy, dobrze by było, zabawna jesteś - powiedział z uśmiechem. Zabawna? Niby w czym. Wyszłam z samochodu. Podawał mi banknoty.
-Po co mi dajesz? - zapytałam - Nie będę się zadłużała.
-Wolisz się zadłużyć, czy znów kraść i iść za kratki na dwadzieścia cztery godziny? - zapytał. Westchnęłam cicho nie wiedząc co zrobić, przecież nie mogłam od tak wziąć tych pieniędzy, prawda?
-Oddam później jak będę miała. - powiedziałam do niego. On tylko się uśmiechnął - Mam nadzieję, ze nie będziesz doliczał miesiącami odsetek, co? - zaśmiał się - Dziękuję tez za podwiezienie. - zamknęłam drzwi i odeszłam chowając do kieszeni zielony banknot. Westchnęłam, a  samochód odjechał z piskiem opon. Przez chwile z pewnością na mnie patrzał. Już sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Uśmiechnęłam się promiennie otwierając drzwi. Przystojny mężczyzna starszy o osiem lat podwiózł mnie pod sam dom. Zamknęłam za sobą drzwi patrząc przed siebie. Zauważyła matkę i braci, którzy sprzątali. W dodatku byli naćpani i pijani, tylko dwudziestolatek trzymał się dobrze na nogach.
Westchnęłam patrząc na to wszystko. Brązowo włosy mnie zobaczył, jego uśmiech mówił jedno był zadowolony, a moja osoba wcale z tego nie była zadowolona, że musiałam dla niego kraść, choć pieniądze dostałam od dobrego mężczyzny. Przyparł mnie do ściany aby nikt nie widział.
-Masz? - zapytał brat. Z kieszeni wyciągnęłam banknot. Nie mogłam zrozumieć dlaczego chce pieniądze na narkotyki? To go w końcu zgubi. Raiton patrzył w moje oczy, jakby oczekiwał na więcej. - Tylko tyle? Idź po więcej.
-Nie - warknęłam do niego - Więcej ci nie przyniosę. Możesz sobie poważyć, już wolę aby matka wtedy mnie biła. - odepchnęłam go i odeszłam wściekła na górę. Nie mogłam uwierzyć? Chciał jeszcze więcej? On sobie chyba żartuje. W życiu już nie będę kradła pieniędzy czy tez innych rzeczy. To nie dla mnie. Weszłam do pomieszczenia zamykając drzwi. Rzuciłam się na łóżko uśmiechając się delikatnie myśląc o mężczyźnie. Był naprawdę przystojny i w dodatku miły. Musiał wyczuć, że nie robiłam to z własnej woli tylko dla kogoś. A może mu się spodobałam? Tak jasne, śmiechu warte. Ja, taka dziewczyna miałabym się podobać takiemu facetowi? Nie ma szans.
Wstałam i podeszłam do biurka kładąc komórkę. Zapaliłam światło by było jaśniej. Zaczęłam dopiero odrabiać lekcje na jutro jak i się uczyć przy okazji. Nie miałam pojęcia czy jutrzejszy dzień będzie lepszy jak dzisiejszy, na pewno o wiele gorszy. Jeszcze ojciec przyjeżdża, to będzie zabawa na całego! Zimne spojrzenia i inne rzeczy? Nie, nie chce tego widzieć a w szczególności słyszeć. Znów będę się czuła jak totalna idiotka. Zamiast się uczyć zaczęłam rysować, uwielbiałam to robić w wolnym czasie, choć także w zamyśleniach. Na pierwszym miejscu narysowałam oczy, cała twarz i wszystko po kolei, aż wyszedł mi mój ojciec z swoimi zimnymi oczami.
Westchnęłam odkładając na bok jego portret i dzienniczek kładąc na niego. Nie miałam pojęcia czy będę chciała się z nim spotkać. Wolałabym, aby było już po wszystkim. Przywitanie się, ucałowanie go i odejście do pokoju, w którym bym się zamknęła w czterech ścianach i nic by się nie stało. To jest do kitu, jutro zobaczymy jak to będzie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz