niedziela, 9 grudnia 2012

Rozdział ósmy



Stał na dachu opierając się rękami, dłonie splatane ze sobą. Długie włosy delikatnie falowały zgodnie z wiatrem. Na jego twarzy nie wystąpił żaden uśmiech. Oczy, czarne, lecz zimne niczym ciemna otchłań bez dna, w których można by się zatopić nie odrywając od niego. Długie włosy przez wiatr powiewały. Miał na sobie ciemną fioletową koszulę, marynarkę. Rękawy były podwinięte, co każdy mógł dokładnie zobaczyć, a na lewym palcu pierścień, a na drugiej ręce dwie bransoletki. Na szyi wisiał naszyjnik z owalnymi kółeczkami. Czarne spodnie wisiały mu na biodrach, a pasek jeszcze bardziej ozdabiał.
Odgarnął grzywkę z oczu patrząc na jeden z budynków. Już niedługo wszystko skończy i będzie mógł tam pójść, przywitać się. Choć miał dzisiaj inne plany, ale zawsze mogą się zmienić. Na ustach powstał grymas niezadowolenia jak sobie przypomni o swojej kuzynce, która ma przyjechać za dwa dni.
Jest ładna, ale strasznie napalona na Niego. Nie miał pojęcia, ze Ona mogła Go inaczej pokochać. Popełniał błędy w młodości, ale oduczył się tego. Jeśli się dowie o tym, że ktoś mu się spodobał zacznie Ją terroryzować, a tego nie chciał. Miał może inny gust, ale nie preferował kazirodztwa! To dla niego było obrzydliwe. Zauważył wiśniowy samochód Maserati Grancabrio Sport zajeżdżający na parking szkolny. Znał to auto, ci dwoje się nigdy nie lubili, choć On był starszy chciałby Go zabić, aby nie żył. Zabraniali mu, co Go strasznie wkurzało.
Zauważył jego twarz, zacisnął dłonie coraz mocniej. Nie mógł uwierzyć, nie chciał nawet wiedzieć co ten dupek tu robi. Odwrócił się opierając tyłem o barierkę. Zaplótł ręce na torsie i delikatnie się uśmiechnął myśląc o uczynku jednej z kobiet, które spotkał na żałosnych praktykach. Była miła, ładna, z temperamentem… Dalej nic o niej nie wiedział. Zaproponował jej małe spotkanie, ale nawet Go nie słuchała. Nie był wkurzony, bo wiedział, że kobietę trapią pewne myśli. Znów uśmiechnął się do siebie.
-Co ty sobie wyobrażasz! - usłyszał dalej od siebie. Lecz stojąc na dachu, gdzie mógł spokojnie pomyśleć nad dziewczyną i swoim planie flirtowania padły na niczym. - Czy ty zawsze musisz tak robić? Uciekasz w to cholerne miejsce zamiast spędzać czas z dziewczynami, bądź…
-Deidara - zaczął brunet. - One mnie nie interesują, każda jest zbyt napalona co do mnie nie pasuje. Wiecie jaki jestem, przestrzegam pewnych reguł. Mówię to do waszej dwójki: dajcie mi spokój z jakimiś dziewczynami, które nie są warte mojej uwagi. Konan jest jedynie normalna z nich wszystkich. - powiedział pewnie. Odwrócił delikatnie głowę w bok. Wiatr mocno dmuchnął szarpiąc kaskady długich włosów. Dwóch z nich klepnęło go po ramionach. Pozostałą dwójka stała dalej.
-Nie zmuszamy Cię - powiedział srebrno włosy. - Ale to musisz zobaczyć - zaczęli Go ciągnąc.
-O matko. - wyjąknął czerwono włosy - Robicie to co chwilę? Jeśli ma zobaczyć dziewczynę to Wam przywali, wiecie o tym? - zatrzymali się. Długo włosy brunet odszedł do barierki, patrząc na dół gdzie przy wejściu zauważył mężczyznę i dziewczynę, której nie mógł dokładnie dostrzec. Podał jej pudełko i odszedł do swojego wozu odjeżdżając szybko.
-Dobra - powiedział Deidara - Może nie lubisz patrzeć na kobiety z tej szkoły, ale tą musisz. Jest nowa - westchnął zażenowany i znudzony całą sytuacją. - Nie wzdychaj do cholery! Ona naprawdę jest ładna! Może… - nie dokończył
-Nie.
-Czy ty wiesz co chciałem powiedzieć? - zapytał blondyn.
-Jasne. Może wreszcie to jedyna szansa byś znalazł sobie kobietę? - lazurowo oki westchnął. Wiedział co chce powiedzieć, a teraz nie miał żadnych argumentów. Brunet odwrócił się do nich, a w drzwiach zauważył niebiesko włosom, która uśmiechała się sama do siebie. Nie wiedział o co chodzi, ale to Go mało obchodziło.
-Posłuchaj, ona dostała furii i zaczęła nakładać Twojego brata, nie powiem z jakiego powodu. - zaśmiali się wszyscy. Nie mieli pojęcia, że się tak nienawidzą. A Sasuke zaczyna do różowo włosej cos czuć, choć wiele nie wiedzieli?!
-Deidara nie obchodzi mnie to. - powiedział zimnym tonem. Konan przy nich stanęła i chrząknęła. Odskoczyli dalej od niej. Zaśmiała się cicho. Patrzeli wściekli na nią, co było naprawdę komiczne.
-O czym gadacie? - zapytała
-Konan.. - powiedzieli razem do niej. - Mogłabyś tak nie podchodzić?
-Rozumiecie się idealnie. - powiedziała do nich.
-Ta… A teraz do rzeczy, choć zobaczysz jaka jest nowa. - powiedział. Konan wpatrywał się w nich. Zaśmiała się cicho przypominając sobie dziewczynę jak mówiła jej wszystko, jak na spowiedzi. Spojrzeli na nią dziwnie.
-Wybaczcie, przypomniała mi się nowa dziewczyna. Wychodziła z męskiej łazienki.
-Co!! - krzyknęli dwóch z nich.
-Wychodziła z męskiej łazienki parę chwil po was. Myślałam, że…
-Cholera - przeklęli głośno dwóch mężczyzn. Hidan i Deidara popatrzeli po sobie nie wiedząc co powiedzieć.
-Teraz to ona się ze mną nie umówi - żalił się siwo włosy. Nie mógł w to wierzyć, ze jego „dziewczyna” słyszała to co mówili. Jakoś to nie mogło przejść mu przez gardło. Odchodził do wyjścia, wraz ze wszystkimi. Teraz była pora na lunch. Brunet patrzał na nich, nie wyglądali najlepiej, jak za każdym razem.









Kroczyłam z przyjaciółką wolno przez korytarz w kieszeni trzymając czerwone podłużne pudełko, która miałam otworzyć przy jakimś chłopaku. Nie wiedziałam po co, ale dobra. To jest ojca sprawa. Dobrze, ze teraz będzie chwila odpoczynku. Jakoś nie chciało mi się już być w szkole, choć to nowa, ale nie chcę. Setsu zatrzymywała się jakiś czas rozmawiając z kimś, byłam dalej od niej, co mnie cieszyło, że nie musiałam z nikim rozmawiać. Dosyć, że usłyszałam komentarz na temat swoich piersiach. Oby wszyscy nie byli tacy zboczeni.
Spojrzałam przed siebie, gdzie otwierały się drzwi jak i zamykały. To musiała być stołówka. Tam wszyscy właśnie zajadali się różnymi smakołykami. Usłyszałam czyjś głos dobiegający z tamtego miejsca. Wtedy zauważyłam tych chłopaków i z tyłu szła z nimi Konan. Zauważyła mnie i uśmiechnęła się machając delikatnie dłonią w moją stronę. Powinnam sprecyzować to zajście. Nagle w tamtym pomieszczeniu stała się nagła cisza. Nie wiedziałam o co chodzi, po krótkiej chwili wszystko zaczęło od nowa grać i śpiewać.
W końcu ruszyliśmy po drodze zatrzymując się setki razu. Wkurzyłam się na nią i sama poszłam. Choć widocznie nie był to dobry pomysł. Wiedziałam, że mnie woła, ale nie zatrzymałam się. Szłam twardo przed siebie, czasami spoglądając w jedną i drugą stronę. Pchnęłam drzwi, które z hukiem się zamknęły. Ruszyłam przed siebie, chwyciłam tacę i jedna z kucharek podała mi jedzenie. Było dla mnie za cicho. Jeden stolik był wolny, do którego siadłam. Było mi tak dobrze, lecz naprzeciwko mnie usiadła blondynka wraz z koleżankami. Wszyscy na nas patrzeli, jeden stolik był w cieniu, ale nie zwróciłam na to uwagi.
-Słuchaj… - zaczęła. Wszyscy jakby nasłuchiwali, aby dowiedzieć się o czym rozmawialiśmy. Co za ironia losu..? - Nie podobasz mi się.
-Tobie nie musze. Jesteś dziewczyną.
-Nie o to mi chodziło. - warknęła na mnie - Ty mi się cała nie podobasz. Może walczyłaś z Sasuke, ale nie masz prawa Go niszczyć. On ma być taki jaki jest.
-Tak, oczywiście. Więcej Go nie tknę.
-Mam nadzieje. - powiedziała i wstał. Czy ja dobrze widzę? Dziewczyna naprawdę nie myśli! Przecież to był sarkazm. Mądra to ona naprawdę nie jest. Zaczęłam jeść lunch, w końcu do pomieszczenia weszła Setsu, i podeszła do innego stolika rozmawiając z kimś. Jakoś mnie to nie obchodziło. Chciałam wiedzieć co jest grane w tej zapchlonej szkole? Tu można walczyć, dyrektor jest tym bardzo zaciekawiony, a w dodatku każdy każdemu zagraża. Usłyszałam głosy walki, to mnie nie interesowało. Jadłam wolno, jakoś miałam dosyć wszystkiego.
Czułam na sobie czyjeś spojrzenie? Rozejrzałam się ale nikogo nie zauważyłam, to znaczy patrzeli na mnie niektórzy, ale to spojrzenie było całkiem inne. Jakbym już je kiedyś czuła. Moja wyobraźnia… Zaczęłam na powrót jeść.
-Sakura… - usłyszałam głos Setsu.
-Hm… - wymruczałam nie spoglądając na nią.
-Chcesz poznać mojego starszego brata?
-Nie za bardzo. Mam dosyć jednego Uchiha, to ten całkiem pierwszy będzie gorszy. Nie dziękuję. - powiedziałam i popiłam sokiem porzeczkowym. Nie chciałam żadnego Uchiha już spotkać, jakoś nie miałam do tego najmniejszych szans. A raczej nie chciałam widzieć żadnego na oczy, oprócz ich ojca, On przynajmniej był ustatkowany.
-Sakura, ale dlaczego? On nie jest zły. Naprawdę, nie są podobni do siebie. Mój starszy jest już ustatkowany.
-To mnie cieszy, ale nie chce. - zamilkła. Odeszła ode mnie jakby ktoś jej kazał. Usłyszałam czyjeś kroki wokół mojego stolika. Dziwnie się jakoś czułam. To spojrzenie się jeszcze bardziej nasiliło.
-Tak bardzo nienawidzisz dwóch Uchiha? - usłyszałam głos. Chciałam odwrócić głowę, ale mi nie pozwolił tylko chwycił dwoma rękami za policzki bym się nie odwracała. Jego dłoń była delikatna, za delikatna. Jego oddech drażnił szyję, kark i płatek ucha. Po prostu był za blisko. Serce zaczęło walić jak oszalałe od nagłego dotyku. Jego kciuki delikatnie ocierały o kość policzkową. Nie czułam jeszcze takiej przyjemności od nikogo. - Tylko odpowiedz. Najpierw chce znać odpowiedź, potem może mnie zobaczysz.
-Może? Czyli pewien nie jesteś?
-Prawda. - powiedział swoim głosem.
-Tak. Nienawidzę oby dwóch. - powiedziałam pewnie. Jestem może głupia z tym, ale sądziłam, że starszy z braci może być gorszy od młodszego. Jeszcze bardziej uparty i dziwny, taką miałam o nim opinię. Sama już nie wiedziałam co myśleć.
-Dlaczego? - chciałam odpowiedzieć - Co zrobił Ci starszy?
-Nic. Tylko po prostu… Chwila.. - powiedziałam sama do siebie. - Ty jesteś bratem Setsu? - zapytałam. Znów poczułam jego powabny oddech, by po chwili usłyszeć głos wydobywający z gardła.
-Nawet jeśli, to co? - zapytał. - Nie widzisz mnie, więc co będzie jak mnie zobaczysz? Nie wiesz jak wyglądam. Gdyby zawiązał ci oczy przez chwilę, nie odnalazłabyś swojego oprawcy.
-Nie bądź taki pewny siebie - powiedziałam do niego. Jego bransoletki obiły się o siebie wydając charakterystyczny dźwięk za każdym ruchem ręki..   Myślałam, że przestanie kciukami dotykać mojej kości policzkowej, ale nie, robił jeszcze większą przyjemność.
-W końcu ktoś musi.. - usłyszałam cichy śmiech do mojego ucha. - Choć jestem taki stary, to jestem ustatkowany. Nie skrzywdził bym Ciebie, a jeśli masz mnie za takiego tyrana jak Sasuke, to przykre. - nie wiedziałam co powiedzieć. Miałam mieszane uczucia względem Jego. W tej chwili wydawał się taki przybity, ale przed paroma chwilami pewny swoich słów. -Popatrz na mojego brata.
-Nawet nie wiem gdzie jest.
-Przed Tobą siedzi. Dwa stoliki dalej. - powiedział. Popatrzałam w tamtą stronę. Drgnęłam lekko, gdy zobaczyłam krótko włosego bruneta, który był wściekły. Jego oczy to mówiły. Nie tylko wściekły, ale także zazdrosny? Zaraz wyjdzie z siebie i mu przyłoży? Czy to mi się zdaje, czy nie? On jest zazdrosny o mnie? Nie rozumiem tego, On tylko mnie dotyka, dobrze, że jak na razie nie jest zboczony.. - Jak myślisz? Co nim kieruje?
-Złość, względem ciebie.
-Och… naprawdę? - zapytał. No nie wyglądało, by tym razem wszystko było kierowane w moją stronę. Tym razem było to do jego brata, ale nie wiedziałam o co chodzi. Mówiłam mu, ze mam swojego „chłopaka”. Powinien się odczepić skoro tak powiedziałam. Zauważyłam, że wielu ludzi wpatruje się w niego ze zdziwieniem? Czyżby był zimnym draniem?
-Mógłbyś mnie puścić? Już wiesz, a teraz idź.
-N I E. - powiedział to tak zachęcająco, że mnie oniemiało - Musimy dokończyć naszą rozmową.
-Dokończyć? My nawet się nie znamy, to nasza pierwsza rozmowa. - zaśmiał się do mojego ucha. Znałam ten śmiech i teraz to bardzo odczuwałam. Wcześniej, policjant. Tak to był jego głos, lub moja psychika jest na tyle zjechana by jego słyszeć. - Itachi?
-Tak? - zapytał. - Długo ci zajęło rozpoznanie mojego głosu. - zaśmiał się kolejny raz puszczając mnie. Obejrzałam się do tyłu. Uśmiechnął się delikatnie w moją stronę. Teraz był jeszcze bardziej przystojny. Jego fioletowa koszula podkreślała zarysy twarzy, miał marynarkę, rękawy podwinięte do łokci. Czarne spodnie z paskiem. Na prawej ręce dwie bransoletki, które zaświeciły w blasku światła, a na serdecznym palcu lewej dłoni pierścień. Łańcuch z owalnymi kółeczkami, w prawym uchu kolczyk tego samego koloru co reszta biżuterii. Usiadł przy mnie. Nie mogłam oderwać od niego spojrzenia. - Wiem, zdziwienie. Nie jestem podobny do brata z charakteru, a raczej On do mnie. - patrzał na mnie. Nie potrafiłam się odezwać. Było mi słabo, gdy myślałam o tym, że rozmawiałam  wcześniej ze starszym Uchiha. -Sakura, odezwij się.
-Ty.. - zaczęłam z wolna - Nie możliwe.
-Możliwe, możliwe. A teraz oddychaj, bo nie chce ciebie ratować z ziemi. - popatrzałam w jego oczy uśmiechając się. Usłyszałam cichy śmiech przyjaciółki, spojrzałam w jej stronę. Śmiała się w moją stronę machając ręka. Czyżby wiedziała? Chyba nie. Od razu by mnie o wszystko wypytywała. - jak się czujesz?
-Dobrze, dlaczego pytasz?
-Bo jesteś cała poharatana, a gdy byłaś nie przytomna i krwawiłaś nie było dobrze na ciebie patrzeć. - uśmiechnął się - a teraz wracając do sedna sprawy czy… - nie dokończył. Usłyszeliśmy trzask dłoni na blacie stołu, gdzie było moje jedzenie i sok. Szklanka upadła bijąc się, a sok rozlał się po blacie.
-On jest nim, prawda?! - pytał głośno. Itachi na niego spojrzał nic nie mówiąc. Wpatrywał się dokładnie w brata. Nie wiedziałam co mogę powiedzieć do niego, gdyż nie miałam pojęcia o czym On mówi - No mów! On jest twoim chłopakiem, o którym mówiłaś? - pytał. Wszyscy popatrzeli w naszą stronę. Chciałam się odezwać, ale spojrzał na brata i ponownie na mnie. - Taki dupek! On do ciebie nie pasuje - chciałam zaprzeczyć ale mi nie dawał - No tak, taka irytująca i nic nie warta dziewczyna warta jest takiego.. - patrzał na brata i westchnął - Wybacz bracie, ale wy do siebie nie pasujecie. - Itachi uśmiechnął się delikatnie. Na tali poczułam jego rękę. Zwinnym ruchem przyciągnął mnie do siebie. Wpadłam w jego objęcia. Czy On to robi specjalnie?
-Zdaje mi się, że tak. - Sasuke odszedł wściekły. Czułam zapach bruneta, był przyciągający. Nie, nie mogłam od tak ulec temu wszystkiemu. To tylko zwykły mężczyzna, który mnie wplatał w jeszcze większe bagno. Byłam jakaś podejrzliwa ostatnio do mężczyzn, na pewno przez tamtą szkołę. Oderwałam się od jego torsu. Nie brał swojej ręki, więc sama ją oderwałam, aby już nie trzymał. Zrobił gniewną mnie.
-Co?
-Nic.
-Wpakowałeś mnie w gorsze bagno, chyba wiesz o tym? - zapytałam Go.
-Nie przesadzaj. - powiedział. - A teraz powiedz mi w końcu jak masz na nazwisko? Jeszcze się nie dowiedziałem, a  ty znasz już moje. - westchnęłam cicho. Wymacałam w spodniach wypukłe pudełko, które dostałam od ojca.
-Haruno… Sakura Haruno.
-Haruno? - zapytał. - Czy twój ojciec to Hidoi Haruno?
-Tak. - zauważyłam, że odpowiedź mu się nie podobała. Nie wiedziałam dlaczego, ale nie odzywałam się. Wstałam z wolna. Chciałam już stąd odejść, za dużo spojrzeń jak na jeden raz. Nie miałam ochoty tu dłużej zostać. Mijałam wiele kobiet, które patrzały na mnie porozumiewawczo. Nie wiedziałam o co tak naprawdę chodzi, lecz nie za bardzo mnie to interesowało.
Idąc korytarzem niczym się nie przejmowałam. Miałam tylko nadzieję jak najszybciej wrócić do domu, aby odpocząć, choć czuję, że dzisiejszy dzień będzie tragiczny. Lecz to się tak naprawdę zobaczy co i jak. Muszę wziąć się w garść. Parę dziewczyn stanęło przede mną, widziałam je w stołówce.
-Ty jesteś ta nowa lala?
-Jeśli nawet, to co z tego? - zapytałam hardo.
-Nie podoba nam się twoje nastawienie a także twoja śliczna buźka. Trochę ją oszpecimy. - powiedziała wyciągając skalpel. Inne dziewczyny śmiały się, gdyż ona mogła mnie zabić bądź tak oszpecić, że zostanie ślad na całe moje życie. Nie mogłam na to pozwolić, teraz nabrałam ochotę do życia dzięki Itachiemu Uchiha.
-Za co chcesz mnie oszpecić? Nie znam cię. Wiec o co chodzi? - pytałam opanowanym głosem. Dziewczyny podały jej drugi skalpel. Ciekawe skąd tak naprawdę Go miała? No skąd? Nie miałam pojęcia, ale może jej krewny robi w szpitalu, bądź zamówiła na tamtą osobę. - Nie mam ochoty z Tobą walczyć. Mam ważniejsze sprawy. - chciałam odejść, ale stanęła na mojej drodze. Nie pozwalała odejść.  Dziwna kobieta. Westchnęłam ciężko. Wczoraj miałam problem z chłopakami z tamtej szkoły, a teraz taka kobieta mnie się przyczepiła.
-Nie ładnie trafiła. - powiedział jeden męski głos.
-Tak. - drugi głos. - Nikt jeszcze nie wyszedł z tego żywy. Ona Ją zabije. - westchnęłam lekko jakby mnie to nie interesowało.  Dziewczyna uśmiechała się kpiąco gdyby to była dla niej satysfakcja. Ta Szkoła jest całkiem inna. Tu można się zabijać, robić wszystko. To zacznę też robić co zechcę. Nie jestem słaba, czyż nie ojcze? Przez twoje ignorowanie stałam się w ten sposób silniejsza. Uśmiechnęłam się delikatnie.
Dziewczyna ruszyła na mnie i machnęła nożem chirurgicznym. Minęłam go. Nie mogłam dać się pociąć tej kobiecie, jak bym wyglądała w oczach ojca. Zauważyłam trzech mężczyzn, nigdzie nie było bruneta. Całe szczęście. Znów minęłam. Następnym razem zraniła mnie w ramię, ale nawet nie pisnęłam. Spojrzałam na ranę i na nią. Przymknęłam delikatnie powieki. Nie dam się szatkować jakiejś idiotce!
Szłam w jej stronę. Zamachnęła się. Złapałam jej nadgarstek. Uderzyłam pięścią w brzuch i rzuciłam ją na szklany regał, który się rozwalił na małe części. Opadała. Chwyciłam skalpel i rzuciłam w jej dłoń. Zawyła głośno, gdyż przebił jej nadgarstek. Popatrzałam na Jej koleżanki, które oddaliły się o parę kroków.
-Suka! - warknęła tamta. Wywróciłam oczami. Nie ruszyłam się z miejsca. Wszyscy patrzeli zdziwieni na moje dzieło. Nie wiem kim była dziewczyna, ale widocznie wiele ludzi ucierpiało z Jej powodu.
-Mówią, ze nie wyjdę z tego żywa. Szybciej ty byś zginęła. Choć, ja nie używam broni… - powiedziałam pewnie. Kątem oka dostrzegłam dyrektora, który nadchodził. Widocznie usłyszał huk tłuczącego się szkła. Czyżbym miała jakieś kłopoty? Oby nie, mój ojciec byłby załamany.
-Zabije Cię.
-Proszę bardzo. - powiedziałam do niej. Jakoś mogła próbować, ale musiałam być w takim razie czujna. Rudo włosy stanął na przeciwko nas, choć jej dłoń wisiała. Wyjęła skalpel. Z rany ciekła duża ilość krwi, która rozbijała się na kafelkach. Dyrektor spoglądał na mnie i na nią.
-Kto miał broń? - wszystkie trzy dziewczyny pokazały na mnie. Zaśmiałam się jak idiotka.
-To chodźmy, bo nie chce mi się kłócić. - szłam razem z nauczycielem, który widocznie był zadowolony. Lekko uśmiechał się. Obróciłam się do tyłu. Dziewczyna uśmiechała się do mnie szatańsko. Wzruszyłam ramionami nie myśląc o tym. Na naszej drodze stał Itachi opierając się o ścianę. Spojrzał na mnie. Nasze oczy się spotkały. Na wargach zauważyłam nikły uśmiech. Co miał znaczyć? Może był z tego zadowolony co zrobiłam? Nie, to na pewno nie było to. Mam taką nadzieję. 

 ~*~

Przepraszam, że musieliście tyle czekać,a le nie miałam za bardzo czasu. A w szczególności nie miałam weny. Myślę, ze wybaczycie i spodobał się cały rozdział. Następny nie wiem kiedy się pojawi. 

środa, 18 lipca 2012

Rozdział siódmy


Weszliśmy do sali gimnastycznej, w której odbywały się zajęcia. Zauważyłam, ze wszyscy siedzą na ławkach czekając, z pewnością na nauczyciela. Ich spojrzenia zwróciły się w moją stronę. Nowa zawsze zdobywa w pierwszy dzień wrogów bądź przyjaciół, teraz po ich oczach sądzę, że to będą wrogowie. Setsu chciała bym z nimi usiadła, ale nie miałam najmniejszej ochoty. Oddaliłam się dalej o dwa rzędy w górę siadając na środkowym krześle. Niektórzy z nich się na mnie popatrzeli, lecz dla mnie to nie była rewelacja. Czułam niemiłosierny ból w okolicy biodra. To naprawdę męczące, ile jeszcze tak będę musiała to znosić?
Moja przyjaciółka cicho śmiała się z innymi. Była bardzo pełna energii, po drugiej stronie siedzieli chłopacy, na których wcale nie spojrzałam. Nie interesowała mnie płeć przeciwka, a na pewno nie chłopacy, których ledwie znam. Założyłam nogę na nogę wpatrując się we wszystkie kobiety i określając moją sytuację wobec nich. Jestem nikim tak szczerze. Są tu więcej i znają wszystko. Oj przewyższę je jeszcze bardziej, zobaczą kim będę w przyszłości. Właściwie to nie wiem ale na pewno lepsza od nich..
Spojrzałam w bok, zauważyłam zamyślonego Sasuke? Wyprostował się. Nie możliwe, wygląda teraz zupełnie jak ten policjant. Cóż, ludzie rodzą się podobni do siebie. Spojrzałam w górę, gdzie wisiały różne liny i kółka do gimnastyki. Przydałoby się trochę poćwiczyć gimnastykę, ale kto by mi pozwolił? Nikt ze szkoły. Popatrzałam na swoje dłonie, które były poobijane, a przy kostkach popękana skóra. Zacisnęłam mocno dłonie, jedna rana pęka i uleciał szkarłat. Nie wiem czemu, ale za dużo chyba mi pozwalano skoro lubię zaczynać bójki.
Westchnęłam. Nagle światła zgasły, lecz tylko na chwilę, bo gdy się pojawiły na środku stał mężczyzna z jakąś urną. Nie rozumiałam tego wszystkiego. Szkoła jest jakaś dziwna. Dziewczyny zaczęły piszczeć, jakoś mnie to nie kręciło. No cóż, trzeba powiedzieć jest przystojny i to bardzo.
-Moi drodzy. Dzisiaj sobie wylosujecie i zmierzycie się ze sobą, tak jak was uczyłem. Podejdę do dziewczyn, gdyż chłopacy dostali swoje numerki z numerami. - zaczynał od Setsu. Oczywiście będę ostatnia. Został mu ostatni los, więc podszedł do mnie wręczając mi. - Jesteś nową uczennicą, prawda?
-Tak. - powiedziałam.
-Witaj w naszej szkole, mam nadzieję, że nie jesteś kiepska w walce.
-Zobaczymy. - posłałam mu uśmiech, a On odszedł. To nie było nic specjalnego. Otworzyłam kartkę i spojrzałam na numerek. Piątka? Hm… Ciekawe. Kto mógł mi się trafić? Nie miałam bladego pojęcia, ale to mnie mało kręciło. Siedziałam i patrzałam jak podchodzili do chłopaków.
-Sasuke! - ucieszyła się blondynka wieszając się brunetowi na szyję. Spojrzał na nią - jaki masz numerek. - pokazał jej karteczkę. - Piątka? - zapytała smutno. - Szkoda.. - teraz to przesada. Nie mam zamiaru z nim walczyć. Dosyć przeżyłam z nim, choć nie wiedziałam czemu, ale chciałam już się wydostać z tej chorej szkoły. Niebiesko oka odeszła zrezygnowana do mężczyzny, który został. Wstałam wolno i stanęłam blisko niego. Uniósł głowę.
-Idziesz? - zapytałam zła.
-Wiesz, że złość piękności szkodzi.
-Tobie już się zepsuła. -szłam na dół a On za mną. Nie mogłam w to uwierzyć, będę walczyła z tym gburem, a to jeszcze na tym  pewnością się nie skończy? Będziemy sobie mówili pewne rzeczy, co mi się nie spodoba i dostanę furii. Dziewczyny patrzały wściekłe, gdy przechodziliśmy koło nich.
-Mi? Ty chyba nie wiesz co mówisz. - powiedział do mnie. - jedynie się poprawiła.
-Niby gdzie? Widzę nadal krzywą mordę. - do pomieszczenia weszli trzej chłopacy. Spojrzałam w tamtą stronę. Jeden miał na sobie blond włosy związane w kitka, grzywka opadała mu niechlujnie na jedno oko. W lewym uchu był srebrny kolczyk, który zaświecił się pod kątem światła, a oczy lazurowe, na sobie ciemno różową koszulę okryta marynarka, i czarne spodnie.. Drugi miał srebrne włosy ulizane do tyłu po przez żel, uśmiech szarmancki, w lewym uchu były dwa srebrne kolczyki. Srebrna koszula wyróżniała się od reszty, marynarka, czarne spodnie. Trzeci miał czerwone włosy, ciemne oczy jak przepaść bez dna, czerwona koszula marynarka, czarne spodnie, a na lewej ręce wisiała mu srebrna bransoletka. Czwarty miał granatowe włosy, ciemne oczy jak u rekina. Koszula koloru ciemnego niebieskiego, na lewym małym palcu widniał pierścień. Czy z nimi jest coś nie tak? Wszyscy są tak elegancko ubrani, ale po co? To nie ma sensu może są lepsi od innych, ale to mnie nie interesowało.
-Dziewczyny widzieliście naszego kumpla? - zapytał blondyn śmiejąc się.
-Nie. - powiedziały chórem. Setsu nie podobała się taka sytuacja. Spojrzałam na Sasuke, który się zamachnął ominęłam jego ciosy. Teraz się dopiero zacznie. Musze Jego strategie oceniać. Wszyscy się spojrzeli, a mężczyzna wpatrywał się w nasze sylwetki, chyba chciał mnie ocenić. Sasuke zamachnął się ponowny raz. Ominęłam obróciłam się i uderzyłam go nogą w twarz. Obrócił się. Wpatrywałam się w niego z uśmiechem.
-Nie udało się, co? - zapytałam.
-Cóż.. To nawet lepiej. Nie powaliłem Cię jak chciałem. - zaśmiał się cicho. Patrzałam tylko na bruneta, który wyprostował się. - a teraz mogę się pobawić bardziej. - uniosłam głowę. Podszedł bliżej. Przygotowałam się do zadania ciosu. Nacierałam na niego. Blokował moje ataki. Podcięłam mu nogi. Upadł na plecy. Zamachnęłam się z zamiarem uderzenia nogą. Przeturlał się dalej. Wstał szybko zatrzymując moją nogę i odpychając mnie do tyłu. Wzięłam do tyłu ręce robiąc w tył obroty wyprostowując co jakiś czas nogi w górze. Ukucnęłam robiąc ślizg przy okazji łamiąc paznokieć. Wyprostowałam się i spojrzałam na paznokieć z którego ciekła krew. - Ojej paznokieć się złamał.
-Masz mnie za plastikowa lalę co? - zapytałam. - Złamałam paznokieć, dobra. I co z tego? To tylko paznokieć, odrośnie. - szłam w jego stronę. Zamachnęłam się prawie uderzając Go, nie patrzałam czy mężczyźni zostali czy tez poszli. Lecz wszyscy na to patrzeli. Ominął ataku. Zostałam przygnieciona jego ciałem do podłogi. Cierpienie od rany przeniosło się w dalsze kręgi. - Kurwa - wyszeptałam bardzo cicho. Zaśmiał się.
-No wiesz.. Tak nie ładnie się wyrażać. - powiedział. Trzymał moje dłonie bym mu się nie wyrwała. Patrzałam na niego - Teraz to ja jestem górą. Jak się czujesz w takiej sytuacji?
-Trochę nie komfortowo. Zejdź ze mnie. - powiedziałam łagodnie. Po moim ciele nie rozeszło się gorąco jak kiedyś, ale czułam się nie dobrze w tej sytuacji. Miałam wielką nadzieję, że w końcu ze mnie zejdzie. Moje ręce wziął do góry i trzymał w jednej dłoni. Mocno, bym mu się nie uciekła? Druga dłoń znalazła się na policzku i pieścił? Coś tu nie gra? Czy z nim dobrze?
Zbliżał się do mojej twarzy. To jakaś choroba. Próbowałam się wyswobodzić z uścisku. Czułam, ze puszcza jedna rękę, był całkiem blisko moich ust. Wyczuwałam jego oddech, a za chwile mogłam odczuć nie tylko to, ale jego wargi?  Ludzie, tylko nie to! Nie On! Ja chcę czuć żarliwe wargi mojego ukochanego! Nie tego faceta. Wyswobodziłam rękę i uderzyłam go z pięści, a po chwili w brzuch. Odrzuciłam go dalej ode mnie. Zacisnęłam dłonie w pięść.
-Idiota! - warknęłam głośno. Usłyszałam śmiechy męskiej płci. Kątem oka spojrzałam w tamtą stronę, byli to właśnie ci mężczyźni. Sasuke wytarł krew lecącą po brodzie. Wstałam szybko podchodząc do niego z wściekłością. Przyłożyłam mu kolejny raz, i następny. Chciałam aby zrozumiał, żeby więcej tak nie robił. Brała nade mną wściekłość. Nacisnęłam mocno na jego rękę. Odciągnęli mnie od niego. Czułam dotyk przyjaciółki. Patrzałam na Sasuke wściekła, on się jedynie uśmiechał. Co mu do jasnej cholery jest? Nie zachowywał tak się nigdy.
-Ej.. Tutaj nie macie siebie zabić. - powiedział do nas. Dziewczyny mnie puściły gdy się uspokoiłam. - Zrozumiano? - zapytał. Nic nie odpowiedziałam jedynie Sasuke kiwnął głową śmiejąc się cicho. - macie ćwiczyć, a wy zachowaliście się jak banda smarkaczy. - westchnęłam cicho. Tez miał rację, Sasuke chciał się oburzyć ale zrównałam Go spojrzeniem. - mam nadzieję, że do was dotarło. - dokończył i wygonił innych do ćwiczeń.
-To Twoja słabość, co? - zapytał
-O co ci chodzi?
-Ty nie chcesz, aby ktoś cię pocałował kogo nie kochasz. - stwierdził. Wzruszyłam ramionami delikatnie nie odpowiadając. On nie musiał o niczym wiedzieć co i jak. Miał rację, chciałam tylko pocałować ukochaną osobę. Podszedł do mnie. Staliśmy naprzeciw siebie. Nachylił się nad moim uchem. - W końcu będziesz chciała mnie pocałować, bo blisko pada jabłko od jabłoni. Czyli, że nienawiść cię do mnie przyciągnie. - zaśmiała się.
-Chciałoby się co? - zapytałam cicho - Powiem ci, że nie potrzebny mi taki dupek jak ty. Mam faceta… jest przystojny, seksowny, miły i w przeciwieństwie do ciebie nie jest arogancki. - powiedziałam i odepchnęłam Go od siebie. Westchnęłam idąc do wyjścia. Musiałam jakoś się odstresować, a może lepiej usiądę? Już nic nie wiedziałam co zrobić. Wyszłam z pomieszczenia na korytarz.
Po co mu to powiedziałam? Będzie robił dochodzenie czy mam chłopaka? Oby nie, przecież skłamałam, w dodatku się udało. Nie sądziłam, ze kiedykolwiek dam radę… Szłam przez pusty korytarz, gdzie były swoje garderoby ze zdjęciami, wejścia w inne uliczki, ale nawet tam nie spojrzałam.  Zatrzymałam się na środku i westchnęłam ciężko. Z tyłu dochodziły do mnie czyjeś kroki jak i głosy.
-Ty, to było całkiem niezłe - z przodu usłyszałam także czyjeś kroki. Bez przesady! Popatrzałam we wszystkie strony, a gdy zobaczyłam drzwi do męskiego wc, to aż mnie ciarki przeszły po plecach. Wbiegłam do niego i weszłam do jednej z kabin klucząc się. Usiadłam na klapie od kibla podkurczając do siebie nogi, by nikt nie widział mnie w tym miejscu. Zgrzyt klamki wydał się charakterystyczny. Usłyszałam męskie śmiechy. Stali chyba przed lustrem.
-Czujecie? - zapytał jeden z nich
-Niby co? - kolejny - Smród? Owszem, czujemy - zaśmiał się.
-Nie. Damskie perfumy.
-Hidan, Hidan, Hidan. Za dużo kobiet, oj za dużo. - zaśmiał się. - Dobra była nie? To nowa bodajże. Nie myślałem, ze będzie aż tak walczyć z młodym Uchiha. Wkurzyła się biedactwo. Chyba Go nie lubi jak myślicie? - zapytał
-Racja, chyba się znają skoro nie zwracała uwagi czy mu cokolwiek złamie. - zaśmieli się wszyscy. - jak myślicie umówi się ze mną? - zapytał nagle. Niby ja z nim? Nie ma mowy. Nie chcę się z takimi idiotami umawiać, choć ich nie znam. Zawsze pierwsze wrażenie jest ważne, tym razem to mnie nie interesuje.
-Deidara, z Tobą? Przecież wy do siebie nie pasujecie. Bardziej ze mną - powiedział bodajże Hidan. Czy Oni zaczną się kłócić o mnie? Dwójka pozostała siedziała cicho. Jeden z nich oparł się o drzwi kabiny.
-Zaczęło się ponownie - powiedział kolejny głos. - Ona do żadnego z was nie pasuje - wsłuchiwałam się w ich głosy. Nie miałam pojęcia o czym myśleć. Oni są jacyś dziwni, pierwszy raz mnie zobaczyli i chcą się umówić.
-Widzieliście jakie ma baloniki.. - powiedział srebrno włosy. Dotknęłam swoich piersi. No dobra miałam spore, ale to nic nie oznacza. To tylko piersi, nic nie warte, ale niektórzy na to patrzą. Tylko to im w głowie.
-Zboczeniec - wyszeptałam bardzo cicho.
-Hidan, ty tylko o jednym. Nie mówi się baloniki, tylko biust. - powiedział Deidara i zaśmiał się. Usłyszałam wzdychania. Ruszyli do wyjścia. Wsłuchiwałam się w głos. - Może jest ładna, ale jak nie uległa Sasuke, to nam z pewnością tez nie. Postaramy się.. - zaśmieli się. - I do jasnej cholery, gdzie jest… - zamknięcie drzwi. Odczekałam małą chwilę i wstałam z kibla. Nie mogłam uwierzyć, ze ta Szkoła może całkiem odmienić moje życie? Nie możliwe, ona będzie taka sama jak pozostałe. Codziennie każda chwila będzie walką, aby mnie nie zranili.
Wyszłam z kabiny. Spojrzałam do lustra przeczesując swoją dłonią kosmyki włosów, które swobodnie opadały wzdłuż smukłej twarzy. Wpatrywałam się w nią, miałam na niej sporą ilość zadrapań. Tak szybko nie zejdzie, ale później będzie całkiem inaczej wyglądało. Delikatna twarz, jak zawsze. Wtedy będę mogła poczuć, że jestem inna? Możliwe. W późniejszym czasie przyjdzie czas, aby dowiedzieć się na najmniejsze pytania, a także zagadki.
Wyszłam z łazienki wpadając na kogoś po drodze. Cholera jasna, tak nie miało być. Wszystko się zawsze plącze, gdy jest taka potrzeba. Na ramieniu poczułam damską dłoń, która się zacisnęła. Przełknęłam głośno gulę stojącą w gardle.
-Co robiłaś w męskiej toalecie? - usłyszałam damski głos, taki delikatny, lecz pewny siebie. Bałam się odwrócić, bojąc się, że to właśnie nauczycielka, lecz nie wydawało mi się, aby tak właśnie było.
-Ja… ja tylko…
-Spokojnie. - zaśmiała się - Tylko pytam, jestem ciekawa. Bo nie często widuje się dziewczynę wychodzącą z męskiej łazienki będącą jeszcze pod stresem. Czy ty..? - zapytała tuz przy uchu. Odwróciłam się do niej przodem.
-Nie. - wyjąkałam. - Jeszcze nie. - uśmiechnęłam się.
-Mówisz mi wszystko jak byś była na spowiedzi. Uspokój się. - zlustrowała mnie swoimi pięknym niebieskim spojrzeniem. - Ty jesteś Haruno?
-Tak - odgarnęła swoje długie niebieskie włosy do tyłu, u boku miała wpięte papierowa różę, wargę miała rozcięta, a  na lewej dłoni znajdowała się bransoletka. Czemu wszyscy mieli właśnie na lewej co? Nosiłam na prawej i nikt nic mi nie robi, nie rozumiem tego.
-Miło mi cię poznać, jestem Konan Magomi. - uśmiechnęła się. - Tak przy okazji moja droga, przełóż bransoletkę na lewą rękę, bo mogłabyś mieć nie miłe wrażenia jak Ktoś się o tym dowie. - powiedziała. Zrobiłam jak mówiła, a wtedy uśmiechnęłam się - Wiesz, że o Tobie mówi cała Szkoła? Jesteś nowa, to będziesz sensacją, ale zdobędziesz także wrogów jak i przyjaciół. Uważaj na siebie.
-Dziękuje - powiedziałam do niej. Odeszła wchodząc po schodach do góry, ale mijając ostrzeżenie, że nie można tam wchodzić. Wzruszyłam ramionami wzdychając. Teraz trzeba znaleźć moją ukochaną przyjaciółkę, a może lepiej nie. Tutaj widać są inne reguły. Niech tak zostanie.






Siedział w fotelu patrząc na jedno ze zdjęć. Ramkę trzymał w swojej dłoni wpatrując się w swoją córkę jak była mała i teraz. Popalał przy okazji papierosa wypuszczając dym z ust. Miał wiele planów co do niej, ale musiałby bardzo długo żyć, a na niego mogła zawsze przyjść późna pora. Dotknął opuszkami palców szkła, w którym widniała fotografia. Wpatrywał się w zielone oczy swojej córki z małym uśmiechem.
Była jego oczkiem w głowie, nikt poza nią. Urodziła mu się jedyna córka i dla niej chciał poruszyć niebo i ziemie by miała wszystko, lecz zawiódł. Jego żona wydawała całkowicie na coś innego, co Go nie zadawalało. Musiał wziąć się w garść i przestać myśleć co się wydarzyło wczoraj, teraz Ona będzie miała lepiej. Dokładnie to wiedział. Postawił zdjęcie na stoliku przyglądając się.
Usłyszał dźwięk otwierających drzwi. Spojrzał w tamtą stronę gasząc papierosa. Zobaczył swoją zonę idącą w stronę lady kuchennej. Wlała sobie wody biorąc tabletki na bóle. Gdyby chciało jej się dokładnie przyjrzeć na ciele widniały różne zadrapania i siniaki będące powodem bicia. Stanęła wpatrując się w męża, który wydmuchał dym.
-Dlaczego to robisz, Hidoi? - powiedziała do swojego męża z lekkim grymasem na twarzy. Zagasił papierosa i spojrzał na swoją żonę z lekkim uśmiechem - Nigdy taki nie byłeś. Co cię skusiło na zmianę?
-Może... - zaczął przerywając - Nieposłuszeństwo? - zapytał retorycznie. Popatrzała na niego - Myślałem, że jako żona będziesz inna, cóż troszkę się pomyliłem. Może dlatego się zmieniłem, a może dowiedziałem się czegoś o swojej kochanej rodzince, co? Jak sądzisz? - pytał. Stała wpatrując się w niego i trzymając się za brzuch. Patrzał się dokładnie na żonę, która nie wyglądała za dobrze. - oszukiwałaś mnie przez dłuższy czas - Powiedz mi, co to jest? - zapytał rzucając jej na stół małą, przezroczysta saszetkę z białym proszkiem. Drgnęła.
-Nie wiem.
-Nie wiesz? A to ci nowość. Czy czasami nie są to narkotyki kupowane od jednego z dilerów tej dzielnicy? - zapytał pewnie. Patrzał na reakcje różowo włosej, stała i wpatrywała się w woreczek. Jej dłonie zadrżały. - tak jak myślałem. Ty i twój najstarszy syneczek się uzależniliście.  Ile macie długu? Piec tysięcy? Dwadzieścia? A może sześćset? Gadaj! - wrzasnął wstając wściekły z fotela. Fioletowo włosy podchodził do żony, a ona się od niego oddalała z większym bólem, który był gorszy od Niego, choć sam sprawił taki ból. Upadła na sofę. Chciała się podnieść,  ale nie było jej dane.  Na swoim brzuchu poczuła sylwetkę męża. Na twarzy zagościł chytry uśmieszek.
-Przecież to także twoi synowie - zaśmiał się.
-Teraz tez masz mnie za głupca? -zapytał wrogo - Ile razy wyjeżdżałem ty spałaś z innym pod wpływem narkotyków i alkoholu. Dla Ciebie były ważne pieniądze, a ci powiem coś w sekrecie mi chodziło o dziecko jedynie. Miałaś mi je dać… - patrzała na niego przestraszona. Oszukiwał ją, tak jak ona jego. To dla niej było nie do pojęcia? Dlaczego jej własny mąż robił jak Ona? Zawsze miała Go za uczciwego człowieka, lecz omotał Ja wokół swojego palca, gdy była taka młoda. - Niby to są nasi synowie? - zapytał schodząc z niej. Odszedł do jednej szuflady wyciągając z niej papiery zapalając lekko światło by mieli widoczność. Usiadł naprzeciwko niej i podał jej dwa papiery z zawartością danych dotyczącym ojcostwa i badań na DNA a także na grupę krwi. - Powiedz mi w takim razie co to znaczy? - zapytał pokazując imię ojca. - Lub to? - pokazał na grupę krwi. Odwróciła głowę w bok. Uchwycił ją brutalnie. - Patrz się jak do ciebie mówię! - warknął na nią zły i ścisnął brutalnie. - Mogłem z tym żyć parę lat, ale z tym koniec. Moja córka taka nie będzie jak ty..
-To nie jest twoja córka - powiedziała delikatnie i ze spokojem. Zdziwił się, lecz zaśmiał się.
-Jest. Sfałszowałem dokumenty, abyś tak myślała. Ona jako jedyna jest moja córką.
-Nie ma nawet oczy twoich! - powiedziała głośniej.
-Masz racje. Ma po mojej matce. Miała piękne zielone oczy, a teraz Sakura je odziedziczyła. W tych oczach każdy mężczyzna się zakochiwał, zawsze mówiły prawdę. A jeśli chodzi o moją córkę, to ma wiele po mnie, ale ty tego nie widzisz, bo z pewnością wszystko ukrywała, swoje widoczne wady. - powiedział. Chwycił jedynie dane Sakury i schował do swojej torby. Patrzała na jego poczynania - Powiedz co byś zrobiła jak bym zostawił ciebie z chłopakami bez środków do życia?
-Nie możesz. - powiedziała wstając. Podeszła do niego chwytając Go za dłoń. Wyrwał jej się.
-Nie dotykaj. Mogę zrobić wszystko. - mówił - Dlatego niedługo zabieram od Ciebie Sakure. - powiedział delikatnie i z lekkim, chytrym uśmieszkiem. Żona patrzała na niego z zdziwieniem.
-Nie możesz… - jąknęła -Nie pozwolę Ci! - chciała odebrać mu papiery, ale zamiast tego poczuła na policzku ból. Upadła na ziemię dotykając swojego policzka, który miał dosyć ran.
-To już ciebie nie dotyczy, Negai. - powiedział i odszedł zabierając dokumenty do innego pokoju, gdzie często przebywał. Chciał zadbać o córkę, i miał nadzieję to zrobić. Nie może od tak się poddać, dla niego była ważna jedyna córka w rodzinie. Miał jedną potomka po sobie, i oczekiwał od niej najwięcej.

sobota, 14 lipca 2012

Rozdział Szósty


Stałam przed lustrem w łazience czesąc swoje różowe krótkie włosy, w które wpięłam małe dwie spinki. Wpatrywałam się dokładnie w siebie z lekkim uśmiechem. Moja twarz byłą cała poharatana, zadrapania były związane z bijatyką, bądź innymi rzeczami. Siniaki pod jednym okiem z licznymi ranami wewnętrznymi. Próbowałam to zamaskować, ale było do niczego. Nie potrafiłam, jedynie mogłam modlić się o cud, że nic się nie stanie.
Westchnęłam cicho myśląc, że właśnie dzisiaj zostaje przeniesiona do szkoły dla elity. To było takie, takie dziwne. Moje marzenie ma zostać spełnione? Czuję, że to nie koniec niespodzianek na dzisiaj, czekają mnie jeszcze gorsze chwile. Teraz to są szczęśliwe, ale w przyszłości będzie jeszcze gorzej. Może mam złe przeczucia, ale wiem, że stanie się o wiele gorsza rzecz. Odgarnęłam do tyłu włosy patrząc na swoja bliznę, która kiedyś zrobiła mi matka wraz z bratem w dzieciństwie. Zawsze zakrywałam włosami bliznę, była widoczna jak ktoś się dobrze przyjrzy, lecz nikomu nie dawałam tej satysfakcji. Dotknęłam blizny i przejechałam po niej opuszki czując wypuklenie.
Ubrałam na siebie ciemną bieliznę, bluzkę, która w połowie była z materiału a na dół w cieniutka krateczkę odsłaniającą lekko brzuch. Na nogi nałożyłam jeansy rurki z małymi dziurami u boku i w dole a także z tyłu na udach. Do tego włożyłam buty na obcasie zakrywające moje palce.
Wzięłam bluzę z kapturem. Dzisiejsza pogoda nie wróżyła nic dobrego. Niebo zaczynało się chmurzyć, co mówiło o nie najlepszej pogodzie. U bioder delikatnie zawiązałam ciemną bluzę. Dotknęłam biodra, gdzie miałam zszyte  i zaklejone specjalnym plastrem. Jak lekko dotykałam nic nie bolało jedynie złe mrowienie.
Wyszłam z łazienki, i zobaczyłam ojca przy ladzie kuchennej, który popijał kawę czytając dzisiejszą gazetę?  Zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Dyskretnie z półki wzięłam lek przeciwbólowy i połknęłam go. Zjadłam jak najszybciej nie odzywając się w ogóle. Czasami czułam na sobie jego zimne spojrzenie. Powinnam zastanowić się dokładnie czy warto iść w miejsce, gdzie będzie ten dupek? Nienawidzę Go, a tę parszywą twarz będę widział codziennie? To przyprawia mnie o zawód. Jak to możliwe, że razem będziemy chodzili do tej samej szkoły?! Jeśli dzisiaj mnie zaczepi, to mu wjebie i to porządnie. Nie będę na siebie zwracała uwagi, wolę aby on zdechł.
Zjadłam do końca kanapki i wypiłam herbatę. Z szafki wzięłam gumę do żucia. Westchnęłam cichutko. Zauważyłam, że ojciec się podnosi. Obrócił się do mnie bez jakiegokolwiek uśmiechu. Dupek… ja mu kiedyś pokarzę, będę lepsza od niego.
-Idziemy - powiedział i odszedł. Zacisnęłam dłoń w pięść, gdy wyszedł rzuciłam wazonem w ścianę. Zaczęłam nie panować nad swoimi emocjami, które brały górę nade mną. Sama nie wiedziałam czy to dobry pomysł aby w ogóle z nim jechać? Cóż, musiałam. Wyszłam z pomieszczenia i usłyszałam dzwonek wiadomości w komórce. Spojrzałam na treść.

Pośpiesz się.!
Setsu.

Zawsze była zniecierpliwiona. Weszłam do samochodu zamykając za sobą drzwi, a także zapinając szybko pasy. Odjechał wolno? Co jest grane? Czy mu odwaliło w tej chwili? Nigdy tak nie jeździł. Nie mój ojczulek. Jechał wolno, więc nic nie mówiłam. W ogóle się nie odzywałam by siebie nie narażać na jego gniew? Choć musiał być o czymś zamyślony. Wpatrywałam się w ludzi, którzy kroczyli wolno z nudzeniem przed siebie. Nie mają energii, co za idioci. Trzeba mieć choć trochę inspiracji do życia.
Zatrzymaliśmy się przed moją starą szkołą. Założyłam ręce na piersi, z zamiarem powiedzenia mu, że nie idę. Nawet na mnie nie spojrzał. Tylko obszedł w kółko i odszedł do szkoły? Co z nim dzisiaj nie tak? To nie mój ojciec, zawsze chciał bym z nim chodziła wszędzie. Raczej do szkół, bo On nie lubił. Nie wiedziałam czemu. Moje myśli zaczęły błądzić wokół Hidoi. On naprawdę dzisiaj jest inny, czyżby o czymś konkretnym myślał? Już sama nie wiem co mu czasami krąży po głowie? Staje się bardziej tajemniczy niż zawsze.
Zauważyłam Go jak idzie z powrotem? Co za idiotyzm. Szybko to załatwił bez zwątpienia. Młodzież Go mijała nawet nie kłaniając się, no tak nie znali Go, jedyna moja matkę, która była nałogową narkomanką i alkoholiczką. Wsiadł do pojazdu i rzucił na moje nogi papiery.
-Wyjmij tylko twoje dyplomy i inne rzeczy związane z konkursami. To im nie będzie potrzebne. - powiedział. Zrobiłam jak chciał. Było tego dosyć sporo, byłam może nie grzeczną dziewczynką, ale uczyłam się przez wiele nocy, aby to wykuć. - Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. - nacisnął mocno gaz i odjechaliśmy z piskiem opon, aż było czuć swąd palącej się gumy. Wiedziałam, że teraz sobie wszystko pomyślał, i na pewno coś zrobi, choć nie wiem jeszcze co.  Szybko wjechał na teren drugiej szkoły parkując. Wszyscy na to zajście patrzeli jakby nigdy takiego czegoś nie widzieli. -Chodź. - powiedział i wyszedł. Odpięłam pasy i wyszłam z pojazdu.
Wszyscy zebrani na parkingu przyglądali się mojemu ojcu z zdziwieniem i kłaniali się? Co jest? Ach tak, chodził tutaj. Nie dziwię się wtedy, że jest tutaj popularny wśród młodzieży. Popatrzałam na Jego plecy. Mijałam wiele osób, którzy na mnie nie popatrzeli, choć gdy dopiero ich minęłam zaszczycili mnie spojrzeniem. Weszliśmy do pomieszczenia przez szklane drzwi. Mijałam wszystkich, lecz tym razem także zaczęli na mnie patrzeć.
Zatrzymaliśmy się przed jednym pomieszczeniu i mój ojciec wszedł do środka biorąc ode mnie papiery. Oparłam się o ścianę wzdychając. Jakoś nie czułam się tutaj dobrze, nie byłam do tego przyzwyczajona. Do tej atmosfery, która panuje wokół mnie. Przymknęłam powieki myśląc nad wszystkim. Słyszałam szmery wydobywane z gabinetu, jakoś nie byłam tym zachwycona. Odeszłam w głąb korytarza. Chciałam trochę zwiedzić szkołę, może coś ciekawego będzie. Były jedne schody, który były przedzielone z napisem zakaz wstępu. Nie miałam nawet ochoty tam wchodzić. Niektóre sale były pootwierane, stanęłam przy jednym z szklanych gablot. Wpatrywałam się we wszystko po kolei.
W ramce było zdjęcie jakiejś grupy, a w niej był mój tatko? Tak wyglądał ładnie i był przystojny. Uśmiechał się nawet, co mi nie było na rękę. Jedynie co bym chciała zobaczyć jak do mnie posyła choćby delikatny uśmiech, ale kurde jeden raz. Nie proszę o więcej. Poszłam dalej patrząc na ludzi jak i wszystkie inne szafki czy tez obrazy? Ręce miałam w kieszeni. W oddali zobaczyłam rozmawiającego Sasuke z swoimi kumplami. Zauważył mnie, więc odwróciłam się z zamiarem odejścia. Nie chciałam z nim rozmawiać i go widzieć.
-Nie możliwe! - usłyszałam jego wściekły głos. Szybko szłam przed siebie, aby z nim się już nie spotkać. Wpadłam na kogoś. ominęłam go przepraszając. Oczywiście było to nie chcący. Stanęłam przy gabinecie, w którym był mój ojciec. Drzwi nagle się otworzyły i zostałam zaproszona do środka przez mężczyznę. Weszłam, było można usłyszeć odbijające się od ziemi obcasy. Stanęłam przy biurku, mężczyzna wskazał mi krzesło naprzeciwko siebie. Miał rude włosy ułożone w nieładzie, w uszach sporo kolczyków, nie miałam ochoty na liczenie. Jego oczy były całe w jasnym fiolecie. Wpatrywały się we mnie. Ojciec stanął gdzieś z boku.
-Sakura… - powiedział. - W poprzedniej szkole byłaś dobrą uczennicą, mam nadzieję, że ta nie będzie gorsza i będziesz tak samo systematyczna. - słuchałam Go dokładnie. Ojciec na pewno na mnie patrzał. Założyłam nogę na nogę wpatrując się w niego. Mężczyzna dziwnie patrzał na moją twarz. - Tylko zasadnicze pytanie: Dziewczyno co ty robiłaś? Biłaś się z dziesiątką ludzi?
-Wie Pan co, nie było dziesiątki, była szóstka. - powiedziałam z nikłym uśmiechem - Przez tych idiotów… - westchnęłam - Nie ważne.
-Ważne, ważne. Opowiadaj. - powiedział zachęcająco. Był bardzo zaciekawiony tym zdarzeniem. Nie sądziłam, że jakiś dyrektor mógłby być tym zaciekawiony. Powinny dawać przykład, a nie się wygłupiać w wysłuchiwanie takich pierdół. Jak chciał to mogę zacząć.
-Dobrze, jak Pan sobie życzy. - spojrzał na mojego ojca, który wyszedł z pomieszczenia. Nie wiedziałam dlaczego? Nie musiał Go wypraszać, dla mnie mógł zostać. Nigdy nie przeszkadzał gdy o tym mówiłam. - Po prostu mnie nie lubili, nie wiedziałam dlaczego. Umówiłam się z nimi w Parku Kaze Okami. Byłam tam z moją przyjaciółką, nie prosiłam ją o pomoc, więc walczyłam.. biłam się z nimi sama. Nie robiło mi to większej różnicy czy jest ich szóstka. - słuchał zaciekawiony - Długo to nie trwało. Każdy z nas miał wiele ran, a potem chłopak wyjął scyzoryk i dźgnął mnie dwa razy w to samo miejsce. Czy wszyscy tylko potrafią oszukiwać? Ale t nic, w końcu nie każdy jest sprawiedliwy.
-Wiesz, że powinnaś się nauczyć oszukiwać. To jest jak w grze w karty - patrzałam przez cały czas na niego. Dawał mi rady? Dlaczego? To jeszcze w formie jak powinnam się zachować w czasie bójki? Z tymi co walczyłam, tylko jedna była osoba sprawiedliwa: Setsu. - Zawsze wyciągniesz asa z rękawa by wygrać. Ty rób to sama, szukaj opcji by wyjść z kłopotów jak najlepiej, szukając tego asa. - mówił.
-Postaram się. - powiedziałam do niego. Uśmiechnął się.
-Jesteś drugą dziewczyną, która przychodzi tutaj z podobną opowieścią. - podsunął mi książki, które na pewno musiałam wziąć. A na mniejszej z nich położył srebrną bransoletkę. - Tylko, ze twoja jest o wiele ciekawsza. Walczyć sama z szóstką napastników. Zadziwiające. Interesująca jesteś. - posłał mi kolejny uśmiech - Wiem, że daleko zajdziesz w tej szkole. Już to widzę. - popatrzał na bransoletkę, którą sam dał. - Radzę ci nie mówić za co ją dostałaś. Każdy z uczniów dostaje, gdy coś osiągnie, a ty mi zainponowałaś, więc powinnaś się cieszyć. Codziennie, gdy jesteś w szkole musisz nosić. - kiwnęłam głową. -  A teraz jest jeszcze przerwa, wiec jak chcesz możesz się rozejrzeć. Przyjdź do mnie gdy się skończy, odprowadzę Cię do twojej klasy. - położył jeszcze dwa kluczyki. - ten do szafki na korytarzu do twoich rzeczy, a ten zapasowy. Życzę powodzenia. Możesz już iść. - wstałam biorąc książki, a przy okazji chowając kluczyki do kieszeni z napisem na nich 07. Branzoletknę włożyłam na prawą dłoń. Odchodziłam. - jeszcze jedno.. - zlustrował mnie wzrokiem gdy na niego się spojrzałam. - jesteś piękną kobietą, więc wykorzystuj to w przyszłości.
-Dobrze. Dziękuję. - wyszłam z jego gabinetu wzdychając. Jakoś nie miałam na nic ochoty. Rozejrzałam się, mojego ojca nie było nigdzie. Zostałam sama. Czułam brzęczenie w kieszeni. Musiała do mnie dzwonić, chciała już abym z pewnością była. Choć dziwnie zachował się ten dyrektor. Idąc przez korytarz, nie patrzałam na nikogo. Weszłam w następny korytarz gdzie tylko rozciągały się szafki, gdzie czasami stali chłopak lub dziewczyna, albo oby dwoje obciosując się. Patrzałam na numery i stanęłam koło swojej otwierając. Przeszukiwałam książki w poszukiwaniu jakiejś karteczki… znalazłam. Był to mój plan zajęć. Dziwiłam się, ze dostałam tylko trzy książki i takie dziwne. No cóż, każdego dnia miałam po dwie godziny jednej z tych lekcji, ale dodatkowo sztuki walki? A tu co jest grane? Nie rozumiałam tego. Spojrzałam na dzisiejszy dzień, teraz z godnie z godziną miała bym sztukę walki. Bosko normalnie... Ciekawe czy mi się uda zrobić jakiekolwiek ruchy? Dotknęłam plastra szpitalnego, nie bolało ale przy nagłych ruchach może boleć. Zamknęłam szufladę chowając od razu kluczyki. Poczułam znowu wibracje. Wyciągnęłam i spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił mój starszy brat, Reiki. Tego co pogrzało?
-Słucham? - zapytałam.
-Sakura, słuchaj mówię ci to teraz, bo nie miałem okazji - zaczął przestraszonym głosem. Czy w domu coś się działo? - nasz ojciec nie jest normalny, nie chcemy tego tobie mówić, ale nie mam wyjścia. W tej szkole co jesteś, to całkiem inna, a nasz tatko… - usłyszałam zgrzyt,  huk i cichy jęk. W słuchawce zaczęłam słyszeć pikanie odłożonej słuchawki. Dziwne, całkiem jak w horrorze. A może tam coś się dzieje? Nie, no przecież ojciec ich za bardzo kocha. Wyszłam za zakrętu patrząc przed siebie. W moją stronę szła grupa chłopaków, a z nimi także krótko włosy brunet. Odgarnął do tyłu kaskadę włosów. Patrzał na swoje buty czy podłogę nie unosząc nawet głowy. Uśmiechnął się wrednie. Wiedziałam co to znaczy. Pozostała trójka była zadowolona. Jeden z nich miał brązowe włosy związane w kitkę i ciemne oczy, drugi brązowe i tez ciemne pionowe większe kreseczki, trzeci blond włosy i piękne jak ocean oczy. Choć nie takie piękne jak policjanta…
Przeszłam obok dwóch, popatrzeli na mnie i odwrócili się do mnie. Zatrzymali wszystkich i z pewnością także Uchihe. Czułam na sobie spojrzenie.
-Ty, to nowa? - zapytał któryś. - Myślałem, że już nikt nie dojdzie - żalił się
-I co z tego? - usłyszał znany mi głos, taki żenujący
-Mam dziewczynę nie, a ta tu to jest dobra dupa. - pokręciłam zażenowana głowa. Widocznie to widzieli. Zaśmiałam się cicho słysząc taką głupotę. Jeszcze nigdy nie myślałam, że Szkoła może być aż tak zwariowana? Sama nie wiedziałam jak postrzegać tych wszystkich ludzi. Obróciłam na chwilę głowę patrząc na mężczyznę, który wypowiedział te słowa. Wyciągnęłam ponownie komórkę, gdyż znów czułam wibracje. Ojciec? Co ten ode mnie chce.
-Słucham? - zapytałam.
-To mnie słuchaj dokładnie.. - powiedział z lekkim jadem. Szłam przed siebie zatrzymując się przed lustrem patrząc na swoją twarz. Zrobiłam niezadowoloną minę, byłam okropna. - Nie wpadnę po ciebie, weźmie Cię Pan Uchiha.
-Mogę się przejść do domu.
-Nie.
-Zawsze chodziłam, co to za problem? - zapytałam ponownie. Usłyszałam warkniecie - Przy okazji nie pojadę z Panem Uchiha, gdyż nienawidzę Sasuke, to dupek, egocentryk, fajtłapa. Powiedziałam nie.. To na razie - rozłączyłam się. Oj będzie wściekły, będzie. Dzwonił jeszcze wiele razy, patrzałam się jak głupia na wyświetlacz. Schowałam telefon do kieszeni z lekkim uśmiechem.
-Sakura!! - usłyszałam głośny krzyk dobiegający z tyłu. Obróciłam się szybko i nagle w moje ramiona wpadła Setsu. Poznałam jej zapach, był taki miły. Może jestem wariatka, ale zawsze miło pachniała. Poczułam ból w biodrze, ale nic nie powiedziałam. Zobaczyłam, że Sasuke z resztą leżą na ziemi, czyżby ich rozbiła jak kręgle.
-Idiotka! - warknął jej brat bliźniak. Poczułam jak zaciskuje dłonie w pieść na mojej bluzce. Oddychała głęboko. - Słyszysz co do ciebie mówię perfidna psychopatko! - oderwała się ode mnie. Uniosłam brew do góry. Nie wiedziałam czy oni tak zawsze? Odeszła ode mnie i szła do brata.
-Ty pedantyczny seksomaniaku! - warknęła na niego. Podeszłam bliżej tamtych chłopaków i patrzałam na ich kłótnie. Wiedziałam, ze na nią furie wydaje dlatego, że był zły na mnie, a raczej dlatego, że tu jestem. - Dziwię się, że dziewczyny są z tobą skoro twój fiut jest mikroskopijnych rozmiarów. - zaśmiałam się cicho. - A do tego…
-Zamknij jadaczkę wredna krowo! - patrzałam nadal na nich i westchnęłam cicho. Rodzeństwo, oj chciałabym tak się kłócić zasmakować tego pięknego uroku młodszych braci. - Haruno.. - powiedział do mnie i pchnął w bok siostrę. Uchwycił mnie za bluzkę i przyciągnął do siebie. Wpatrywał się w moje oczy, a ja w niego. Nie miał takich pięknych, w nich mogłam wyczytać wściekłość do mojej osoby.
-Wiem, wiem. Dostanę od ciebie. -  westchnęłam chwytając jego nadgarstki i wykręciłam. Puścił mnie. Poprawiłam bluzkę, aby było równo. - Ale najpierw powiedz mi po co ci to? Dobra prawie złamałam ci nos, ale to jedynie twoja wina. Wiesz dlaczego? - zapytałam przybliżając się do niego. Odchodził ode mnie i stanął przy ścianie podtrzymując się dłońmi. - Bo.. denerwujesz mnie! - powiedziałam głośnej i zamachnęłam się. Ominął ciosu, myślał, że zrobię coś dla niego przyjemnego? Nie ma takiej szansy. Zamachnęłam się kolejny raz przytrzymując zaszytą ranę uderzając go w brzuch. Przytrzymał się i wytarł swój koniuszek ust od wypłynięcia czerwonej cieczy. Na mojej twarzy wystąpił grymas cierpienia. Sasuke wyprostował się. Wszyscy wokół nas zaczynali się zbierać. Setsu westchnęła. Brunet uśmiechnął się.
-Słuchajcie.. - zaczął blondyn.
-Nie wtrącaj się!! - krzyknęliśmy razem. Chociaż w tym się zgadzamy. Wycofał się do kolegów, którzy wpatrywali się zaciekawieni. Przyjaciółka z tego powodu nie była zadowolona. Nie chciała byśmy z pewnością się tutaj bili, ale zwisało mi to. Mężczyzna do mnie podszedł wymierzając cis, zatrzymałam jego rękę. Druga ręka poszła w ruch. Odbiłam się od ziemi przeskakując nad nim. Pociągnęłam go do tyłu. Z duża siłą runął na ziemię. Nachyliłam się nad nim.
-Słuchaj.. - zaczęłam - Dzisiaj nie mam na to ochoty. Jestem nie humorze,  a jak chcesz jeszcze bardziej mnie zezłościć, to proszę bardzo, ale to ty będziesz poszkodowany. - powiedziałam do niego. Chwyciłam brunetkę i odeszliśmy.  Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, było ciężko się przyznać.
Pamiętam doskonale, że kiedyś jej brat podobał mi się, lecz odrzuciłam te myśli, gdy dowiedziałam się o jego pojebanym charakterze, który nie jest taki jaki bym chciała. On ma wiele wad, chciałabym kiedyś znaleźć kogoś kto miałby zalety.







Szedł przez korytarz z kumplami, nie mógł w to uwierzyć. Ona od tak z nim mogła walczyć w pojedynkę. On używa przebiegłości najczęściej w wszystkich walkach, a teraz stoi mu na drodze taka dziewczyna? Nie może w to uwierzyć. Jest dla niego nic nie warta, ale musi przyznać, że kiedyś gdy ją pierwszy raz zobaczył mógł powiedzieć, że jest normalna, co go troszkę zgubiło. Zobaczył Sakure i swoją siostrę w szpitalu poobijaną, które patrzały na siebie wściekłe.. Wtedy zrozumiał, że ma temperament.
Miał ręce w kieszeniach i szedł przez siebie myśląc nad tym wszystkim. Wpadł na kogoś lecz nie zwracał na to uwagi. Teraz żałuje, że nie spróbował być z Sakurą, powiedzieć jej parę słów będącym najgorszym? A teraz? Mamy siebie za wrogów, już i tak za późno.
-Sasuke - powiedział blondyn o niebieskich oczach. - Wy się znacie?
-Tak jakby - powiedział do przyjaciela idąc przez siebie do sali gimnastycznej. - Kiedyś wam opowiadałem, ze moja siostra na oczach światków biła się z dziewczyną z innej szkoły? - zapytał retorycznie, a oni tylko kiwnęli głowa. - To właśnie ona. Od paru lat się nie lubimy. Jest strasznie wnerwiająca.
-Tak, oczywiście. - powiedział brązowo włosy mężczyzna. - Wiesz może od czego ona jest taka poharatana? Bo tak to na pewno jest śliczna, gdyby nie te rany na twarzy i biodrze.
-Biodrze? - zapytał brunet - Jakim biodrze?
-Ślepy jesteś czy co? Różowo włosa miała plaster koło biodra, także trzymała się za niego gdy się uderzyła. Coś musiało się poważnego stać, nie? Naprawdę wyglądasz na rozkojarzonego. - powiedział pewnie. Pokręcił głowa i odchodził wraz z nimi do sali, gdzie miała rozpocząć się dla nich kolejna lekcja. Uchiha miał dość mętliku w głowie, musiał ją z siebie wyrzucić, bo jeszcze by się w tej „idiotce” zakochał. Tego już nie chciał, miał jedna dziewczynę, to po co mu druga? Nie jest potrzebna.
Choć wiedział, ze uczucie prędzej czy później do niego wróci. Niech to szlag, pomyślał. Teraz dokładnie wiedział co powinien zrobić, po prostu jej nienawidzić wtedy wszystko minie, ale nie wiedział, że w taki sposób obudzi w sobie istniejące uczucie względem niej. Zatrzymał się, gdy poczuł na swoim torsie dłonie kobiece. Jego oczy stały się puste i nic nie czujące. Pierwszy raz od tak dużego czasu pokazał swoją drugą stronę siebie.
-Sasuke..? - zapytała - Co Tobie jest? Masz gorączkę? - dotknęła jego czoła z troską. Wpatrywał się w jej oczy wyszukując jednego! Nie mógł tego odnaleźć, to nie była ona..? Blondynka patrzała na niego pytająco, nie rozumiejąc Go. Chwycił jej ręce i delikatnie uścisnął, lecz mocniej niż zawsze.
-Chcę zostać sam. - powiedział i ominął niebieskooką.  Przyjaciele patrzeli się na niego zdziwieni, zawsze chciał być przy blondynce, która niby dawała mu szczęście, a tak naprawdę zagłuszał serce wobec innej kobiety.

Rozdział Piąty


Pierwszy raz się tak czuje. Poobijana, każda komórka zaczyna boleć. Czułam woń lekarstw, chemicznych związków do mycia podług? A także wyczuwałam przemiły perfum mojej przyjaciółki, którym często się psikała. Nie unosiłam powiek, jak na razie nie miałam na to siły. Chciałam tylko odpocząć i nie myśleć o cierpieniu, które przyniosła mi walka. Na dłoni czułam uścisk delikatnych dłoni. Słyszałam cichy szloch.
Po co płakać? Żyję, jeśli jest zwrócony do mojej osoby. Myślami błądziłam kolo jednej czynności. Kto to był? Kim była owa osoba trzymająca moje ciało w ramionach? Ten głos jakbym znała. Wszystko było dobrze, ale czy musze być w takiej zażenowanej sytuacji? Moja przyjaciółka cierpi. Ile jestem nie przytomna? Godzinę? Dwie? A może dobę? Nie wiem naprawdę. Ile to moja przyjaciółka tutaj siedziała czekając na moje wybudzenie? Moja jedyna „siostrzyczka”. Ruszyłam palcami, po małej sekundzie powiekami.
Spróbowałam otworzyć powieki, lecz jasne światło mnie oślepiło. Przez chwile próbowałam przystosować moje oczy. Udało się. Otworzyłam w końcu powieki, i rozejrzałam się nie ruszając głową. Leżałam na wpół siadzie. Mogłam zobaczyć, że białe drzwi są lekko uchylone. Na metalowym wysokim stoliku stała jedna biała róża. Uśmiechnęłam się delikatnie co spowodowało pieczenie w wargach. Nie byłam do niczego podłączona.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która ściskała moją dłoń leząc głową na prześcieradle szpitalnym. Byłam okryta zaledwie materiałem co powodowało, że nawet zimno nie było gdyż na dworze z pewnością panowała dodatnia temperatura. Patrzałam na Setsuko, która łkała cicho. Nie wiadomo po co? Nic strasznego się nie stało, prawda? Jedna mała bójka z przewaga do pięciu, ale to nic. Jakoś dałam sobie rade z jej pomocą. Na jej lewym ramieniu zauważyłam zaszytą ranę.
Zabije tego skurwiela, który zrobił jej ranę. Nie pozwolę by miała na sobie tyle ran, ma za ładne ciało na takie niedoskonałości. Oby tylko duża blizna nie została, bo inaczej ten chłopak nie przeżyje następnych dni.
-Setsu… - powiedziałam z chrypką. Chciało mi się pić. Uniosła szybko głowę i spojrzała na mnie. Jej oczy wypełniły się szczęściem. Musiało wiele godzin minąć, że aż tak trzeba być szczęśliwym z mojego przebudzenia się. Podała mi szklankę wody i wypiłam. Uśmiechnęła się do mnie. - Ile spałam? - zapytałam.
-Nie długo. Dochodzi pierwsza. - powiedziała do mnie. - Musisz teraz na siebie uważać. Nie pozwolę ci więcej razy samej w tym brać udział. Obiecaj, że następnym razem będę mogła Ci pomóc. - westchnęłam zrezygnowana. Uniosłam się do pozycji siedzącej i skrzywiłam się czując ból w okolicy biodra. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, ale dzisiaj musiałam zjawić się w domu inaczej ojciec będzie wściekły.
-Mój ojciec wie o wszystkim? - zapytałam.
-Nie zmieniaj teraz tematu. - powiedziała zła. - Tak wie. Są na zewnątrz, razem z moim ojcem. Mój był strasznie wkurzony, ze nic mu nie powiedziałam. Zdziwiłam się tylko reakcja pana Haruno. Jakoś dziwnie jak dla mnie się zachował. - powiedziała do mnie. Uśmiechnęłam się promiennie. Wiedziałam bardzo dobrze dlaczego tak jest? Tak, wiedziałam. Wiele ludzi nie wiedziało czemu jestem w taki sposób traktowana. -On..
-Uśmiechnął się szatańsko? - zdziwiła się moim pytaniem. - Znam to Setsu, On już parę razy tak zrobił, a nie wiem dlaczego. Raz jak wracałam ze szpitala z złamana ręką, a  drugi raz jak uderzyłam jedna dziewczynę, która straciła przytomność. Byłam wtedy w więzieniu, no i teraz. Nie mam z nim lekko, a jego spojrzenie jest zimne i nic nie czujące względem mnie. Dlatego mówiłam ci o nim, że żałuje Jego przybycia - westchnęłam zażenowana. - twój tatko jest na pewno na mnie zły.
-Wcale nie. Powiedział tylko, ze mogłam powiedzieć gdzie idę. Wyszłam bez powiedzenia, to go zmartwiło. A potem policja przyjechała, lecz nie mogli wziąć nas na przesłuchanie. Nasi ojcowie wszystko załatwili. Nic nie będzie na policji, wobec nas. Nieźle poszatkowałaś tego zielono włosego. - zaśmiała się cicho. Właściwie potem nie pamiętałam co z nim robiłam, miałam atak furii. Pierwszy raz od wielu lat, taki napad miałam walcząc z brunetką, z która się zaprzyjaźniłam. Doceniliśmy się oby dwie z powodu naszej siły lub determinacji? - Ej! Słuchasz mnie? - zapytała
-Nie. Przepraszam, nie słuchałam.
-No wiesz.. - nadęła policzki jak małe dziecko zakładając ręce na piersi. Śmiałam się w sobie samej. Nie słuchałam, bo myślałam o naszej przyjaźni. Dotknęłam jej ręki. Uniosła głowę patrząc na nie. Pocałowałam ją w policzek delikatnie.
-Dziękuję. Za wszystko. - uśmiechnęłam się promiennie. Przytrzymałam się swoich kolan  Popatrzałam na ranę, która była zszyta, lecz czerwona lekko. Cóż jego scyzoryk był ostry nie powiem, bolało jak przeciął, a teraz jeszcze bardziej boli. Prawie każda komórkę przeszywało gorzkie cierpienie. - Będzie blizna, oj będzie…
-Wcale nie. - powiedziała brunetka. - lekarz powiedział, ze jak nic się nie stanie nie zostanie nawet plamka. Po prostu nie było takie głębokie cięcie, choć wiedział, że dwa razy wycięte to było złe.. - powiedziała - Mówił, ze oczyścili ranę, więc nie powinno dostać się zakażenie. - uśmiechnęła się. Kiwnęłam głową. Zastanawiałam się czy będzie lepiej jak jutro.. znaczy dzisiaj nie pójdę do szkoły. To by był najlepszy pomysł.
-Zaczęłaś mówić o Hidekim, więc co z nim się stało? - zapytałam. Patrzała na mnie z szatańskim uśmiechem? Nie, no cos z nią nie tak? Położyłam rękę na jej czole. - Nie masz gorączki, więc jest dobrze. - odetchnęłam z ulgą.
-Tak, tak. Nie mam. Super. No wiec z tym chłopakiem, nie obudził się jeszcze i lekarze powiedzieli, ze minie sporo czasu do jego pobudki. Tak Go urządziłaś, ze lekarze nie wiedzą czy się w ogóle obudzi. - powiedziała do mnie. Patrzałam na nią zdezorientowana. Nie miałam pojęcia co mam zrobić skoro On może zostać pod respiratorem, bądź jeszcze gorzej. Przyjaciółka machała mi przed oczami. Spojrzałam na nią z przygnębieniem. - Powiedzieliśmy policji, że napadli na nas faceci z gangu, chcąc się zabawić. Więc nikt nie wie, ze to my…
-Setsu, i co z tego, ze nikt o tym nie wie. Ja go mogę zabić, może się nie obudzić. To nie jest takie łatwe. - powiedziałam do niej z delikatnością. Chciałabym wszystko odwrócić, ale to nie będzie łatwe. Oj nie… Wszystko już się wydarzyło, i nic nie cofnę. Jedynie musze iść przed siebie.
Usłyszałam zgrzyt otwierających się drzwi. Nie spojrzałam przez chwile w tamtą stronę, nie miałam ochoty. Zacisnęłam w pięści swoje poszarpane ręce, jakoś wszystko było złe. Nie powinnam się bić, wtedy by wszystko było inaczej, może byłabym popychadłem, ale było by wszystko dobrze. Spojrzałam w stronę drzwi, w których stanął lekarz z kartą.
-Obudziła się już pani. - był w wieku dwudziestu siedmiu, czy nawet ośmiu lat. - bardzo dobrze. Jak się czujemy? - zapytał mnie delikatnie. Nie był wredny.
-Dobrze, tylko wszystko mnie boli. - powiedziałam.
-Nie dziwię się Pani. Jeśli zostało się zaatakowanym i tak brutalnie potraktowanym. Gorzej czuje się jeden chłopak, ale my nie o tym. Jak czuje się Pani na siłach już teraz może Pani wyjść. Szwy zdejmiemy pani za dwa tygodnie, wtedy proszę przyjść. - mówił. Kiwnęłam jedynie głowa, a mężczyzna spisał pewne informacje, dał do podpisania i wyszedł z pomieszczenia. Westchnęłam cicho. Drzwi nie zdążyły się zamknąć, gdyż do pomieszczenia wszedł ojciec brunetki i mój rozmawiali przez chwilę, lecz gdy mnie zobaczyli zaniemówili.
-Widzę, że się już obudziłaś. Jak się czujesz? - zapytał zimno mój ojciec. Westchnęłam, wszyscy popatrzeli na mnie oczekująco
-Dobrze. - powiedziałam z uśmiechem n twarzy. Policzki mnie bolały, ale nic nie powiedziałam. Wpatrywałam się w swoje gołe stopy. Delikatnie zeszłam z łóżka lekarskiego i stanęłam na nogach. Musiałam trochę je rozchodzić, choć nie było tak źle…? Włożyłam buty. Nie odzywałam się do nikogo.
-Na pewno nic Ci nie jest? - zapytał pan Uchiha.
-Nie, dziękuję, ale naprawdę mi nic nie jest. Czuję się dobrze. - powiedziałam wyprostowując się z bólem, ale nie pokazałam tego po sobie. Brunetka westchnęła zażenowana, wiedziała, że udaję. - I przepraszam Panie Uchiha. - spojrzałam na niego. Patrzał na mnie zaciekawionym spojrzeniem - Nie powinnam ciągnąć Setsuko w to miejsce. Po prostu.. - westchnęłam - Nie mam wytłumaczenia. - chwyciłam kurtkę narzucając na siebie.
-Nie przejmuj się tak tym. - powiedział z uśmiechem. - Sets z pewnością czerpała z tego przyjemność jak się nie mylę. - przyjaciółka zaśmiała się cicho. Zamilkłam nie odzywając się więcej razy, bałam się i to cholernie cokolwiek powiedzieć. Czułam spojrzenie swojego ojczulka, które nie było zbyt miłe.
-Będziemy już szli - powiedział mój ojciec. Podeszłam do niego wzdychając. - Do widzenia panie Uchiha, pa złociutka. - powiedział do brunetki. Jego głos był taki miły! No jasne własną córkę traktuje jak śmiecia, a obcą milutko? Pożegnałam się i pomachałam Setsu, uśmiechnęła się odmachując.
Nie rozumiałam tego wszystkiego, mój ojciec zachowywał się do niej tak słodziutko, a ja dla niego jestem nikim? Własną córkę ma gdzieś? To nie sprawiedliwe, chce mieć kochającego ojca, który będzie czuły na wszystko! On taki nie jest. Szłam obok niego do samochodu przyglądając się ludziom mijającym w korytarzu. Spotkałam dziewczynkę w moim wieku sprzed jedenastoma laty, która była w ramionach ojca. Kołysał ją do snu. Widocznie obudziła się mając zły sen.
Modliłam się by być już w domu i nie patrzeć na nikogo. Rana bolała za każdym ruchem, ale co mogłam zrobić? Nic. Ojciec tym się nie zainteresuje! W ogóle wie jaki to jest ból? Widocznie nie! Co go to interesuje, poszłam wiec musze być twarda. Będę! Nie zmięknę przy nim… Nie mam najmniejszego zamiaru być miękka jak pianka. A jeśli bym taka była to skończyło by się źle.
Wsiedliśmy do samochodu, którym tatko przyjechał. Zapięłam pasy, bo wiedziałam jak jeździ- szaleniec!  Chciał zawsze znaleźć się jak najszybciej w domu, lub w wytyczonym celu. Patrzałam na mijającą drogę, i tym razem tez się nie myliłam. Jechał jak wariat przed siebie nie zatrzymując się nawet na czerwonych światłach, bo po co? I tak nikt go nie znajdzie, gdyż zdjął z pewnością tablice, ale tym razem nikogo na drodze nie było. Po chu*ja one się paliły?
Zakręcił z piskiem opon. Nie odzywałam się do niego. Nie chciałam w tej chwili nawet pisnąć. Wpatrywałam się tylko w oświetlone sklepy i inne rzeczy. To było takie irytujące. Poczułam ból koło biodra, ale milczałam. Przymknęłam powieki kojąc psychicznie cierpienie.
-Boli, prawda? - zapytał
-Nie. - powiedziałam stanowczo.
-Pierwsze kłamstwo powiedziałaś z pewnością. I tak wiem, że kłamiesz.
-To moja sprawa czy kłamię. Mówię tak wiec tak jest. - nacisnął hamulec z dużą siłą. Dobrze, ze byłam zapięta. Chciałam wyjść, ale nie mogłam więc siedziałam z założonymi rękami z naburmuszoną miną.
-Co jest z Tobą?
-Nic.
-Powiedz jestem Twoim ojcem. - powiedział do mnie. Zacisnęłam dłonie w pięść. Jesteś moim ojcem? Jakoś przestałam to odczuwać, wiesz? Tego bym mu nie powiedziała, ale znów zaczyna we mnie buzować „zła” energia.
-Jakoś tego nie odczuwam, od dawna.  - warknęłam w końcu. Chciałam otworzyć, ale podbił moją dłoń powodując ból. Drań!  Czasami Go nienawidzę, bym mogła Go zabić. - Dla Ciebie jestem nikim. Jedynie kto dla Ciebie się liczy to żona i synowie. Dobra! Mi to kompletnie zwisa. - siedziałam patrząc się na migające światło w lampie. Nagle stała się ciemność.
-Licz się ze słowami. - powiedział zły. Zaczęłam działać mu na nerwy? No i dobra zwisało mi to do końca, mógł się wściec i mnie uderzyć. Choć, kupował dużo rzeczy a także teraz zamierza mnie przenieść do szkoły, o której On wcześniej mówił.
-Czy taka prawda nie jest? - zapytałam go wolno - Zawsze to widzę, wolisz mnie traktować jak powietrze niż własną córkę. Jak chcesz abym zniknęła to powiedz. Poradzę sobie. Znajdę pracę i… - zamilkłam widząc jego wściekłe oczy wpatrzone we mnie.
-Zamknij się już! - powiedział głośniej lecz z zimnem. - Czy ty w ogóle słuchasz siebie, dziewczyno? Swojej córce nie kazał bym odejść skoro mam tylko jedną, w dodatku, która jest odzwierciedleniem.. - zamilkł i nie dokończył, tylko otworzył drzwi. Widocznie ugryzł się w język by nie kończyć. Nie obchodziło mnie to co myśli, i tak nadal będzie zimny. Niech jest, ale niech się nie spodziewa, że przekroczę jego okoliczności.
Wyszłam z pojazdu trzaskając mocno drzwiami. Zepsuł mi się humor, po co w ogóle się odzywałam, co? No jasne chciałam wiedzieć co i jak. Debilka ze mnie. Weszłam do budynku, w którym było milczenie. Stanęłam przy schodach i westchnęłam patrząc na każdy stopień. Jak tam dojdę będzie cud! Dotknęłam zszycia w okolicy biodra. Trzeba spróbować. Chciałam zrobić krok, ale moje ciało zostało uniesione do góry. Spojrzałam na napastnika? Nie, to był mój ojciec. Patrzałam na niego zdziwiona.
-Jesteś nie możliwa.. - wyszeptał zimno - W kogo ty się wrodziłaś? - zapytał jeszcze ciszej. Westchnęłam. Gdybym ja to wiedziała? Na jego ustach wpełzał delikatny chytry uśmieszek, który poznałam od razu. Położył mnie na łóżku. - Przebierz się i śpij, jutro jedziemy do szkoły i chyba przeniosę cię w inne miejsce zamieszkania. - nie odezwałam się. Chyba jeszcze to do mnie nie dotarło, a gdy zrozumiałam On wyszedł bez wyjaśnień dlaczego? Ciężko czasami zrozumieć facetów, a  w szczególności mojego ojca.









Stali przy sali, gdzie leżeli trzej pacjenci. Na głowach mieli czarne maski, by nikt ich nie rozpoznał. Nie mogli na to pozwolić, w dłoniach trzymali pistolety z tłumikiem, który wygłuszał strzały. Jeden z napastników był niższy od drugiego. Weszli do pomieszczenia.
Pacjenci leżeli, a jeden z nich pod respiratorem, drugi i trzeci oddychali spokojnie. Przy zielono włosym leżała kobieta trzymając go za dłoń, najwyraźniej był to jej jedyny syn, którego kochała. Zobaczą się razem w niebie bo długo nie pożyją. Zamknęli za sobą drzwi, aby nikt nie widział scen jak z horroru.
-Gotowa? - zapytał męski glos.
-Jak zawsze. - powiedział kobiecy głos. Patrzyli na wszystkich. Kobieta wiedziała kto dla niej pójdzie na pierwszy odstrzał. Stanęła przy łóżku zielono włosego. Wyjęła scyzoryk podchodząc do respiratora, którego zmniejszyła całkowicie, Przecięła rurki z kroplówka i krwią. Wylewało się na podłogę. Odeszła od tego. Popatrzała na mężczyznę z perfidnym uśmiechem. Kobieta zaczynała się już budzić. Napastniczki oczy wyrażały wściekłość. - Koniec tego dobrego - strzeliła do chłopaka dwa razy, a następny w głowę by mieć pewność, że się nie obudzi. Kobieta uniosła głowę i dokładnie się spojrzała. Przestraszyła się i chciała krzyczeć lecz nie było jej dane, dostała kulkę w głowę padając na ziemię nie żywa. Spojrzała na mężczyznę, który zajmował się tamtymi dwoma.  
Podeszła do chłopaka aby nie zostawiać po sobie żadnych śladów. Broń schowała, a za to wyjęła kolejny raz scyzoryk i nie przejmując się niczym innym wbiła prosto w pierś, gdzie mogło bić serce, ale tym razem nie żywe. Dźgała go parę razy, aż wbiła mocno obracając  wokół z lekkim uśmiechem.
-Co robisz? Cała ty, aż tak ciebie zdenerwował?
-To co zrobił było jego błędem. Nikomu nie pozwolę.. - schowała zakrwawiony scyzoryk wycierając krew o swoje rzeczy.
-Wiem - wszedł w zdanie - Przygotujesz?
-Spróbuję, a przede wszystkim będę musiała. Dla mnie to też ważne. - kiwnął głową. Skierowali się do wyjścia, aby nie zostało po nich śladu. Nie chcieli mieć światków. Wyszli idąc przez korytarz z zakrwawionymi ubraniami, mieli na głowach nadal maski. Usłyszeli z tyłu cichy jęk. Zatrzymali odwracając się raptownie. Pielęgniarka stała przed nimi sparaliżowana. Taca spadła z hukiem na podłogę. Na morderczyni ustach wystąpił grymas niezadowolenia. Za pielęgniarka pokazał się lekarz. Było można usłyszeć ciche puknięcie, a po małym czasie ciało lekarza upadło z hukiem na ziemię.
Popatrzeli do tyłu. Za nimi stał mężczyzna, z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie posiadał maski, tylko broń w ręku. Zadał drugi strzał, kobieta trzęsąca się ze strachu upadła na ziemię.
-Szybki jesteś. - powiedział mężczyzna w masce.
-Miałem małe problemy. - powiedział z uśmiechem. Schował swój pistolet za siebie. Wszyscy wyszli z budynku nie zostając przez nikogo przyłapani. Stali na parkingu przy wiśniowym samochodzie. Mężczyzna z złotymi tęczówkami westchnął cicho. Mężczyzna i kobieta zdjęli maski i zbędne rzeczy z górnej części.
-Wiesz, ze teraz będzie najgorszy okres, prawda? Jak się dowie może znienawidzić.
-Wiem, ale tym się nie martwię. Widzę, gdy nienawidzi jest zdeterminowana. Tak jest o wiele lepiej, szybko wszystko pojmie. - uśmiechnął się chytrze. Mężczyzna poklepał go po ramieniu z wyniosłym uśmiechem.
-Jeśli twoje geny są w niej to na pewno, a także siła. Charakter identyczny, lecz chodzi także o inteligencje i przebiegłość. Nie znam jej, wiec nie będę oceniać. Miejmy nadzieję, że nie zawiedzie jak inni.  - powiedział zimnym i pewnym głosem. Spojrzeli sobie w oczy wymieniając spojrzenia.
-Wychowałeś Mnie, dałeś dach pod głową choć byłem tak stary, jak mógłbym Cię oszukać. Wtedy próbowałem coś zrobić, ale jak widać dla nich nic się nie liczyło. Tym razem będzie całkiem inaczej. Jestem tego pewien. - ciemno włosy uśmiechnął się.
-Ufam Tobie. - poklepał Go i odszedł z kobietą w stronę swojego ciemnego wozu zostawiając drugiego mężczyznę samego z swoimi myślami. Wsiadł do swojego samochodu i odjechał z piskiem opon.