sobota, 14 lipca 2012

Rozdział Czwarty


Siedziałam w pokoju czytając książkę, by się uspokoić przed północnym spotkaniem z szóstka napastników. Ciekawe jak z tego wszystkiego wyjdę? Na pewno będę miała wiele zadrapań i ran. Uchwyciłam ramkę ze zdjęciem, gdzie byłam tylko ze swoim ojcem. Wtedy gdy byłam mała miał uśmiech ale teraz tego nie widziałam. Od piątego roku życia przestał się do mnie śmiać. Dla niego wtedy była warta moja matka Negai i dwóch braci, o których niby wie wszystko. Odłożyłam z powrotem na nocną szafkę i westchnęłam patrząc na okno, za którym słońce bardzo wolno zachodziło.
Dochodziła dopiero godzina siedemnasta, a mnie już się nudziło. Nie wiedziałam co mogłam poradzić na taka kiepską sytuację. Tatko nie może wiedzieć, że dzisiaj właśnie będę w parku biła się z podrzędnymi osobami. Nie miałam do nich nic, ale jednak będzie trójka chłopaków i reszta dziewczyn. Będą mieli przewagę, wiec trzeba opracować jakąś strategie. Wstałam i stanęłam przy szafie i wzięłam na boki wszystkie ubrania. Sięgnęłam w głąb i wyciągnęłam dwu częściowe czarne. Sama nie wiedziałam czy to dobry pomysł. Dostałam w prezencie, w paczce parę miesięcy temu. Ojciec wiedział co mi kupić, ale nie prosiłam go o to.  Powinnam w to się ubrać, ale nie wiem czy zdołam.
Do moich uszu doszedł dźwięk wiadomości. Chwyciłam komórkę z zamiarem otwarcia wiadomości. Jakoś nic mi się nie chciało. Usiadłam zrezygnowana na łóżku i spojrzałam na zewnątrz. Sięgnęłam do okna i otworzyłam na całą szerokość. Ciepły wiatr wpadł do pomieszczenia dając przyjemność. Dzisiaj było niezmiernie ciepło, nie tak jak wcześniej, ale było.  Kaskada włosów falowała zgodnie z wiatrem.
Jakoś teraz chciałabym, aby ojca nie było. Mógłby jutro przyjechać, nie dzisiaj. To nie jest dobry pomysł, bym się wszystkim tak rozkoszowała. Muszę wziąć się w garść i nad wszystkim teraz pomyśleć. Wstałam i sięgnęłam po jedną książkę, gdzie miałam opisane jak można wszystkich załatwić paroma ciosami. Znałam je, ale nigdy nie praktykowałam. Bałam się o ich śmierć, niektórymi gdy się dobrze trafi można zabić. Tego nie chciałam, zawsze ze mną zaczynali, wiec tylko oddawałam. Moje ciało było wiele razy uszkodzone, bo niczego nie brałam z tej ksiązki.
Zamknęłam ją z hukiem, a wtedy usłyszałam skrzypienie klamki. Odłożyłam książkę w najmniej dostępnym miejscu dla braci i matki.  Nikt dokładnie nie wiedział, gdzie się znajduje. Zamknęłam szybko szafę, chwyciłam się oparcia od łóżka zrobiłam obrót w tył w powietrzu. Usiadłam z małym hukiem biorąc do ręki książkę. Obróciłam głowę w stronę drzwi, w nich stał mój ojciec trzymając w kieszeni dłonie. Wszedł do środka zamykając drzwi, ręce trzymał w kieszeniach spodni. Uśmiechnęłam się do niego.
-Sakura… - zaczął. Stał przy moim biurku opierając się i wpatrując we mnie swoimi złocistymi zimnymi oczami. - mam coś dla ciebie. - usiadł blisko mnie. Z kieszeni wyciągnął dwa pudełka, jedno większe, a drugie mniejsze.
-Czy bracia i mama nie powinni czegoś dostać? - spojrzał na mnie.
-Nie mam tylko ich. Mam córkę, która też pewnych rzeczy potrzebuje. - powiedział do mnie z mrożącym głosem. Zawsze taki był, musiał w końcu mieć jakieś uczucia. Ale nie, do mnie wolał być mroźny nie ukazując żadnych uczuć.
-Wiem, ale zawsze… - wręczył mi dwa pudełka. Wzięłam jedno kwadratowe, a mężczyzna wstał przyglądając się czemuś. Otworzyłam i wyjęłam zawartość były to skórzane rękawiczki bez palców. Założyłam je i ścisnęłam. Wyglądały gangstersko, choć na środku było serce ozdobione metalowymi, małymi kółeczkami. Chwyciłam drugie prostokątne pudełko. Otworzyłam, gdy odwinęłam, uchwyciłam w dłoń brązową rękojeść ozdobioną szafirami, szmaragdami, rubinami, diamentami. Ostrze było z prawdziwego złota? Tak, był także numer seryjny. Na złocie był także napis: „To co przeznaczenie przypisało, spełnić się musi”.
Spojrzałam na ojca, który stał do mnie tyłem i trzymał coś w ręku. Nie wiedziałam co? Cóż, na pewno nie… Niech to szlag, to mogło być to. Nie wzięłam go do szkoły, więc co mogłam teraz zrobić? Nie wyplącze się z kłopotów. Żadnych! Schowałam sztylet do pudełka zamykając wolno. Ponowny raz spojrzałam na jego sylwetkę. Jego dłonie opadły wzdłuż ciała. W prawej dłoni trzymał dzienniczek ze szkoły. Będą kłopoty…
-Co to ma być? - zapytał zdenerwowany.
-Dzienniczek? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Obrócił się jego włosy zafalowały, gdy spojrzałam w jego oczy wyrażały wściekłość do mojej osoby. Jeszcze tego nie czułam, nigdy. Bałam się w tej chwili. Stanął przede mną i dzienniczkiem rzucił w stronę biurka rozbijając wazon o ścianę.
-Szkoła.. To nie ta gdzie chciałem, abyś chodziła! - powiedział głośniej. Uchwycił mnie za przed ramiona i podniósł. Ściskał mocno, wiedziałam, że może nawet uderzyć gdy nerwy puszczą. Patrzałam na niego. - Dlaczego tam chodzisz?
-To nie jest moja wina. Wiem, że chciałeś abym chodziła gdzie dzieci pana Uchiha, ale matka zapisała mnie do tamtej. - powiedziałam patrząc na niego.
-Negai? - zapytał - jak to ona cię zapisała do tej szkoły?  - pytał wściekły. Potrząsnął mną. Ej nie jestem lalką tylko człowiekiem! Mój ojciec ześwirował? - Każdy z nich chodził, ty tez miałaś siebie sprawdzić czy dasz radę. Wysyłałem specjalnie pieniądze na szkołę, byś miała na wszystko. Te pieniądze były dla ciebie, byś miała… - przerwał patrząc w moje oczy. Oderwał jedną rękę i dotknął policzka gdzie miałam limo. Nawet o to nie zapytał, co mi się stało. - Zaraz sobie porozmawiam. - dopowiedział. Pociągnął mnie za sobą. Schodziliśmy schodami na dół. Będę miała siniaki po jego palcach. Bosko normalnie…! Jeśli ktoś zauważy nie będzie dobrze pomyślą, że się nade mną znęcają w domu.
-Ojcze, nie trzeba. Ja mogę chodzić do tej, do której.. - spojrzał na mnie srogo.
-Nie. - powiedział władczo. Przeszliśmy blisko lady kuchennej. Matka siedziała na sofie z braćmi. Ojciec posadził mnie na przeciwnej sofie, lecz nie usiadł tylko stał wpatrując się w zły w moja matkę.
-Nie co tak naprawdę wydajesz pieniądze, które przesyłam na szkołę Sakury? - zapytał opanowując się od gniewu. Czułam spojrzenia braci na sobie, były takie wściekłe. Spuściłam głowę w dół, aby na nich nie patrzeć. Widziałam jedynie jak matka na mnie patrzy.
-Jak to na co? Na szkołę rzecz jasna. - i po co to siebie oszukiwać? To nie ma sensu. - Przecież chciałeś by chodziła do tej samej szkoły co synowie. Zapisałam ją tam. - westchnęłam cicho. Chciałam wstać.
-Nawet się z miejsca nie ruszaj. - powiedział do mnie choć patrzał na matkę. Ojciec stał wpatrując się wściekły w matkę. Miejmy nadzieję, że jej nie uderzy jak się dowiedział o całym zajściu o szkołę. To tylko Szkoła, ale jego duma i wola zostały urażone. Mógł wtedy naprawdę się zdenerwować. - Czy to prawda? - zapytał swoich synów.
-Tak - powiedzieli oby dwoje. Jeszcze bardziej się zdenerwował, tak jakby to było cos strasznego? Nic takiego nie było.
-Macie mnie za głupca! - powiedział głośno i trzasnął dłonią w ścianę, która lekko się skruszyła. Patrzałam na to zdziwiona. Nie spodziewałam się, ze ojciec ma taką siłę. Jeszcze u niego nie widziałam takiej wściekłości, więc nie dziwię się. Wszyscy patrzeli na niego przestraszeni w tym i moi bracia. Mi jakoś to było obojętne, w końcu widziałam podobną do niego wściekłość. - Jak śmiałaś zapisać Ją do przeciętnej szkoły! Ona tam nie miała chodzić, nie przysyłałem pieniędzy dla ciebie! Miałaś iść do pracy, sama mówiłaś że pójdziesz! Pieniądze, które tobie przez cały czas wysyłałem były wyłącznie dla mojej córki na szkoły i na jej potrzeby. Macie dosyć lat i możecie iść do pracy. - westchnął ciężko - jeśli żadne z was nie pójdzie do pacy w przeciągu tygodnia nie pójdzie do pracy, zamykam Twoje konto Negai, a otworze nowe. A wiesz przecież, że to zrobię. - warknął.
-Ale.. - zaczęła matka.
-Zamknij się! - podniósł głos. - Moja wola jest święta dobrze o tym wiesz. Ona będzie chodziła do tej szkoły obojętnie czy tego chcecie.
-Zaczął się już rok szkolny, prawie pół roku minęło. - powiedział brązowo włosy.
-I co z tego? - zapytał - tam można przyjść kiedy się chce. Znam bardzo dobrze szkołę dla elitarnych, sam do niej chodziłem! - popatrzałam na niego zdziwiona. O tym nie wiedziałam! Mówił, że był biedny, wiec w jaki sposób do niej trafił? Tego naprawdę nie wiedziałam. - Sakura.. - powiedział zimno, ale nie ze wściekłością. Popatrzałam na jego twarz, i w oczy. - Jutro pojedziemy odebrać wszystkie papiery i przeniosę Cię do szkoły, którą sam dla ciebie wybrałem. Tam będziesz uczęszczała do szkoły. Twoje zdanie mnie nie obchodzi. - powiedział srogo. Wstałam nic nie mówiąc. Ruszyłam do pokoju, nie miałam za dużo czasu by się przygotować na wypad do Parku Kaze Okami. Pobiegłam na górę zamykając się i westchnęłam. Chwyciłam komórkę w rękę, wykręciłam numer do przyjaciółki.
-Sakura.. - powiedziała dysząc, ale widocznie ze złości - jak się czujesz?
-Drżę. - powiedziałam zgodnie z prawdą.  Miałam w sobie wiele adrenaliny, chciałam walczyć, to wiedziałam. Usłyszałam pukanie, otworzyłam. Był to mój ojciec. - Poczekaj chwilę, Setsu. - pierwszy raz na nią tak powiedziałam. - tak, ojcze? - wręczył mi jakiś pakunek, chciał odejść, ale chwyciłam go i ucałowałam w policzek. - bardzo dziękuję. - odszedł. Zamknęłam drzwi za nim. - Jestem.
-Co tak długo?
-Chwila była. Góra dziesięć sekund. Co taka nabuzowana jesteś? - zapytałam delikatnie śmiejąc się.
-Ty mi nie mów, ze przyjmujesz to z takim spokojem. Będzie ich szóstka, a ty jedna. Mi nie dajesz sobie pomóc, ty jesteś egoistka. Tez chce się zabawić, no weź! Mogę? - zapytała
-Gdy sobie nie poradzę to wkroczysz.
-Czyli mam przyjść?
-Oczywiście. A kto mnie będzie wspierał? - zapytałam retorycznie - Tylko ubierz się tak, aby tobie nic nie przeszkadzało. Mamy jeszcze półtorej godziny. A drżałam z powodu ojca, nawet nie wiesz jaki wściekły był jak się dowiedział do jakiej szkoły chodzę. - milczałam przez chwilę, a ona słuchała. - No i następna sprawa, będziesz musiała na powrót się przenieść do swojej byłej szkoły. Jutro przenoszę się do tej elitarnej, ale nie będzie mnie w szkole. Chyba.. Sama nie wiem. - zaśmiałam się
-Nareszcie!!  - krzyknęła do słuchawki - jestem w niebie!
-Nie! Nie odlatuj mi! - zażartowałam.
-Bardzo śmieszne. - skomentowała mój wybryk - Cieszę się, że Twój tatko w jakiś sposób się dowiedział gdzie chodzisz. A teraz będziesz ze mną w elicie. Zobaczymy jak sobie poradzisz, oczywiście będę Cię wspierać i wyjaśnię ci wszystkie zasady i tak dalej. Tam dopiero możesz zyskać wrogów, tak samo jak ja, ale i tak będziesz u mnie mogła zyskać pomocna dłoń.
-Mam nadzieję. Będę nowa. - westchnęła zażenowana - O matko, zapomniałam o twoim bracie.
-Dwóch
-Ten starszy mi zwisa. Gorszy jest młodszy, chętnie bym go zarżnęła w złym znaczeniu. Nienawidzę Go po prostu. - zaśmiała się do słuchawki. Byliśmy tego samego zdania. Zawsze siebie broniliśmy, gdy ktoś mówił coś o jakiejś z nas.  Nie mogłam im wtedy odpuścić, biłam do nieprzytomności. Z szafy wyciągnęłam strój wraz z butami, a także z drugiej bieliznę co do tego stroju. - Spotkamy się za dziesięć dwunasta w parku. Będę czekać. - rozłączyłam się nawet się nie żegnając. Rozebrałam się i ubrałam na siebie ciemną bieliznę w koronkę. Paska od stanika przezroczyste. Założyłam skórzane letnie spodnie, które dobrze przylegały do ciała. Zawiązałam je mocno zapinając srebrny pasek i zaczepiając łańcuszek, gdzie wisiały dwa serca. Na górę założyłam małą bluzeczkę ze skóry. Poprawiłam swoje piersi, lekko były widoczne. Z tyłu mocno zawiązałam aby wszystko dobrze się trzymało. Materiał skórzany był na piersiach i ramionach trochę, aby zasłonić stanik.
Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze dwadzieścia minut do wyjścia. Czas leciał nieubłagalnie szybko. Rozczesałam włosy wiążąc w mały kitel. Z doły słyszałam krzyki matki, ale nie zwróciłam zbytnio na to uwagi. Chwyciłam kolejny pakunek od ojca. Rozerwałam papier, i wyciągnęłam z niego skórzaną kurtkę motocyklową. Obejrzałam ją dokładnie. Z tyłu były na niej białe skrzydła na całej wysokości, a u góry napis Angel. Żadnych ulotek nie było. Założyłam na siebie. Komponowała się z moim czarnym strojem. Spojrzałam na zegarek, powinnam już iść, bo się nie wyrobię. Założyłam buty na obcasie, a po chwili kurtkę na ramiona.
Wyszłam cicho zostawiając także komórkę. Nie chciałam, aby ktokolwiek nam przeszkadzał, w razie potrzeby była moja przyjaciółka, która potrafiła także przywalić. Schodziłam cicho po schodach, słyszałam ciche jęki bólu mojej matki. Teraz nie miałam czasu to sprawdzić. Cicho chciałam wyjść z pomieszczenia, aby nikt nie wiedział, że wychodzę, ale wszędzie było ciemno.
-Dokąd idziesz? - usłyszałam męski baryton. Drgnęłam. On nie spał? A już myślałam, ze jakimś cudem umknę jego uwadze. - Myślałas, ze śpię? Nie, nie tym razem. - westchnęłam.
-Po prostu musze wyjść.
-W tym stroju? - dopytywał - Ilu? - obróciłam się do niego przodem. Miał na sobie slipki i szlafrok odpięty. - Ilu będzie tym razem przeciwników?
-Nie idę.. - nie dokończyłam.
-Oczywiście. Powodzenia. - podszedł do mnie i ucałował w czoło. - Pamiętaj jak wylądujesz w szpitalu bądź w więzieniu daj mój numer. - zdziwiłam się. Odszedł ode mnie. Zniknęłam za drzwiami cicho zamykając. Biegłam ile miałam sił w nogach. Ulice były puste. Żadnej żywej duszy. Lampy oświetlały mi przejście do Parku, w którym miał stoczyć się pojedynek. Nie był daleko, chociaż tam będę miała spokój przez chwilę i mogła się wyżyć. Obym tylko ich nie zabiła. Nieliczne złamania mogą być. Zobaczą jaka jest wściekłość Haruno. Jeśli się nie pojawia przegrywają walkowerem.
Sklepy i inne rzeczy były oświetlone. Wbiegłam w inny zaułek, gdzie już zaczynał się park. Biegłam przez cały czas i zwolniłam idąc wolno, a obcasy wydawały charakterystyczny dźwięk. Wyszłam na okrągły podest, nikogo nie było oprócz jednej osoby. Mojej przyjaciółki, która stała plecami do mnie. Podeszłam do niej, trzęsła się jak galareta.
-Sakura… - powiedziała - Możesz się jeszcze wycofać.
-Nie będę głupia. Tu nikt nas nie znajdzie. Policja nie będzie nikogo szukać, bo po co? Oni wola siedzieć niż zajmować się obywatelami. Nigdy nic do końca nie zrobią. - powiedziałam do niej z uśmiechem. Siedziałam przez chwilę na ławce patrząc na gwiazdy i księżyc. Tak, tu się zacznie „mała” bójka. Sześć na jeden. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. - Tata Cię puścił?
-Nie wie, ze wyszłam. Tylko mój bliźniak wie. Widział.
-Mnie ojciec przyłapał. - spojrzała na mnie zdziwiona - I skumaj Jego, życzył powodzenia. - zaśmiałam się cicho. Usłyszałam biegi. Spojrzałam na zegarek za minutę północ. Mają czas do jeden po, potem przegrywają. - Jakoś się troszkę zmienił, ale właściwie nigdy nic nie powiedział, gdy zaczęłam jakąś walkę. Jedynie ten jego perfidny uśmieszek mówił, ze jest zadowolony? - zapytałam siebie - Setsu?
-Hm…
-Ja go nie rozumiem, czemu taki jest?
-Mnie nie pytaj. Nie znam Go. - wstałam i podeszłam do fontanny, która stała, lecz była wyłączona. Stanęłam przy wodzie przyglądając się swojej sylwetce. Na środku stał wielki wilk na podeście wyjący do księżyca. Wiązała się z nim pewna legenda, o zabłąkanej dziewczynie, którą zaczęły wychowywać wilki, aż w końcu się w takiego zmieniła. Przebiegłego, chytrego i chcącego zemsty.
-Haruno! - usłyszałam baryton wielu głosów. Spojrzałam w tamta stronę chłopacy stali. Spojrzałam na zegarek. Równo północ? Brawo zdążyli. Ściągnęłam kurtkę i rzuciłam na ławkę gdzie siedziała przyjaciółka. Na rękach miałam rękawiczki od ojca.
-Zaczynamy. - powiedziałam. Oni uśmiechnęli się. Nie było jeszcze dziewczyn, ale po chwili dobiegły. Westchnęłam, a myślałam, że będzie odrobinę łatwiej. Cóż będę musiała spokojnie się za nich wziąć. Odsunęłam się od fontanny. Dziewczyny pobiegły na mnie. Zacisnęłam dłoń w pięć. Jedną uderzyłam w brzuch, drugą z łokcia. Zamachnęłam się noga powalając oby dwie na ziemię. Następna zamachnęła się ominęłam ciosu i machnęłam nogą podcinając. Upadła z hukiem na ziemie. Chłopacy zaczęli teraz atakować. Nie było  z nimi tak łatwo jak z dziewczynami. Dostałam od jednego z pięści w policzek. W ustach czułam metaliczny posmak.
Robiłam parę razy krok do tyłu. Jedna z dziewczyn uchwyciła mnie za szyję. Uniosłam nogi w górę i uderzyłam chłopaka z obcasa raniąc go blisko oka pod brwią. Odepchnęłam się od niego i stanęłam za dziewczyną. Pchnęłam ją, wpadła w jego objęcia. Zaatakowała mnie czwórka. Uderzyli w nogę z całej siły. Upadłam na kolano. Jeden uderzył w twarz. Leżałam na brzuchu. Uderzali w brzuch z nogi. Każdy w inne miejsce. Katem oka zauważyłam jak przyjaciółka zakrywa usta dłonią. Przymknąłem powieki. Odsunęli się ode mnie. Skorzystałam z okazji wstając, z pół obrotu uderzyłam mężczyznę, który potknął się i runął na ziemię. Próbował wstać, ale to było na nic. Zamachnęłam się na chłopaka, któremu po raz kolejny złamałam nos. Krew się lała z ich organizmów. Zaatakowałam następnego powalając Go na ziemię. Obróciłam się do zielono włosego mężczyzny.
Hideki stał wpatrując się we mnie, Z tyłu wyciągnął scyzoryk ukazując jego ostrze. O tym nie sądziłam, że do tego będzie zdolny taki chłopak? Starszy, ale jednak głupota. Nie przejmował się swoja krwią.   Zaatakował mnie. Nie mogłam dać się dać teraz zranić, bądź co gorsza zabić. Zranił mnie wiele razy w twarz, w ramiona, a także brzuch. Leżałam na ziemi, zamachnął się z zamiarem zabicia!
Zaciął mnie głęboko nad biodrem. Przytrzymałam się i spojrzałam na wewnętrzną część dłoni. Skapywała duża ilość krwi. Ojciec się załamie jak się dowie o mojej śmierci. Znów się zamachnął ranią w to samo miejsce pogłębiając ranę. Upadłam trzymając się za ranę. Widziałam w oczach śmierć, ale musiałam się podnieść. Został z całej siły uderzony z pół obroty i uderzył o ławkę. Inne osoby znów wstały. Scyzoryk kopnęłam gdzieś w stronę trawnika, aby go nie znalazł.
Setsu pomagała mi w tej chwili. Powalała jednego po drugim. Wstałam wpatrując się w nią. Była tak samo zwinna. Zaatakowali mnie. Obróciłam się i mocno kopnęłam. Zadawałam kolejne ciosy, aż upadł. Stałam przy brunetce, która nie była z tego powodu zadowolona, ze krwawię.
-Wytrzymasz?
-Muszę. - powiedziałam do niej. Jeden z nich ją chwycił i uderzył, że upadła. Wyciągnął jakichś nóż i zranił mocno w ramię. Krzyknęła. Kopnęła go w niedozwolone miejsce. Zwinął się z bólu. Kopnęła go co spowodowało, że upadł. Walczyliśmy w małych grupkach. Teraz nie zwracałam na żaden ból uwagi. Chcieli walczyć, wiec mają za swoje. Siedziałam na jednym chłopaku uderzając go pięściami. Na przed ramieniu poczułam uścisk. Wyrwałam się nadal go okładając. W końcu ten ktoś chwycił w okolicy bioder odciągając od ciała.
-Wystarczy. Jest już nie przytomny - mówił męski baryton. Ściskał mnie w okolicach rany co bolało jak cholera. Spojrzał na swoją dłoń, i na pewno się przestraszył - Ty krwawisz.
-Odkrycie doskonałe. - chciałam się obrócić, ale to spowodowało, ze straciłam równowagę i wpadłam objęcia mężczyzny. Miał takie męskie dłonie, a zarazem delikatne. Mogłam odczuwać jego dotyk. - Wezwijcie karetkę, a raczej parę. Sprawdźcie co z tymi wszystkimi. - mówił - Sets trzymasz się?
-Mi idioto nic nie jest! - warknęła.
-Tak, oczywiście. Zobaczysz co się stanie później. - powiedział z pewnością w głosie. Każdy głos już zanikał w oddali, zaczynałam mniej słyszeć. Męska dłoń uciskała ranę, aby krwotok był mniejszy, lub by krew nie leciała. Po chwili już nic nie odczuwałam. Stała się ciemność w każdym obszarze mojej świadomości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz