środa, 18 lipca 2012

Rozdział siódmy


Weszliśmy do sali gimnastycznej, w której odbywały się zajęcia. Zauważyłam, ze wszyscy siedzą na ławkach czekając, z pewnością na nauczyciela. Ich spojrzenia zwróciły się w moją stronę. Nowa zawsze zdobywa w pierwszy dzień wrogów bądź przyjaciół, teraz po ich oczach sądzę, że to będą wrogowie. Setsu chciała bym z nimi usiadła, ale nie miałam najmniejszej ochoty. Oddaliłam się dalej o dwa rzędy w górę siadając na środkowym krześle. Niektórzy z nich się na mnie popatrzeli, lecz dla mnie to nie była rewelacja. Czułam niemiłosierny ból w okolicy biodra. To naprawdę męczące, ile jeszcze tak będę musiała to znosić?
Moja przyjaciółka cicho śmiała się z innymi. Była bardzo pełna energii, po drugiej stronie siedzieli chłopacy, na których wcale nie spojrzałam. Nie interesowała mnie płeć przeciwka, a na pewno nie chłopacy, których ledwie znam. Założyłam nogę na nogę wpatrując się we wszystkie kobiety i określając moją sytuację wobec nich. Jestem nikim tak szczerze. Są tu więcej i znają wszystko. Oj przewyższę je jeszcze bardziej, zobaczą kim będę w przyszłości. Właściwie to nie wiem ale na pewno lepsza od nich..
Spojrzałam w bok, zauważyłam zamyślonego Sasuke? Wyprostował się. Nie możliwe, wygląda teraz zupełnie jak ten policjant. Cóż, ludzie rodzą się podobni do siebie. Spojrzałam w górę, gdzie wisiały różne liny i kółka do gimnastyki. Przydałoby się trochę poćwiczyć gimnastykę, ale kto by mi pozwolił? Nikt ze szkoły. Popatrzałam na swoje dłonie, które były poobijane, a przy kostkach popękana skóra. Zacisnęłam mocno dłonie, jedna rana pęka i uleciał szkarłat. Nie wiem czemu, ale za dużo chyba mi pozwalano skoro lubię zaczynać bójki.
Westchnęłam. Nagle światła zgasły, lecz tylko na chwilę, bo gdy się pojawiły na środku stał mężczyzna z jakąś urną. Nie rozumiałam tego wszystkiego. Szkoła jest jakaś dziwna. Dziewczyny zaczęły piszczeć, jakoś mnie to nie kręciło. No cóż, trzeba powiedzieć jest przystojny i to bardzo.
-Moi drodzy. Dzisiaj sobie wylosujecie i zmierzycie się ze sobą, tak jak was uczyłem. Podejdę do dziewczyn, gdyż chłopacy dostali swoje numerki z numerami. - zaczynał od Setsu. Oczywiście będę ostatnia. Został mu ostatni los, więc podszedł do mnie wręczając mi. - Jesteś nową uczennicą, prawda?
-Tak. - powiedziałam.
-Witaj w naszej szkole, mam nadzieję, że nie jesteś kiepska w walce.
-Zobaczymy. - posłałam mu uśmiech, a On odszedł. To nie było nic specjalnego. Otworzyłam kartkę i spojrzałam na numerek. Piątka? Hm… Ciekawe. Kto mógł mi się trafić? Nie miałam bladego pojęcia, ale to mnie mało kręciło. Siedziałam i patrzałam jak podchodzili do chłopaków.
-Sasuke! - ucieszyła się blondynka wieszając się brunetowi na szyję. Spojrzał na nią - jaki masz numerek. - pokazał jej karteczkę. - Piątka? - zapytała smutno. - Szkoda.. - teraz to przesada. Nie mam zamiaru z nim walczyć. Dosyć przeżyłam z nim, choć nie wiedziałam czemu, ale chciałam już się wydostać z tej chorej szkoły. Niebiesko oka odeszła zrezygnowana do mężczyzny, który został. Wstałam wolno i stanęłam blisko niego. Uniósł głowę.
-Idziesz? - zapytałam zła.
-Wiesz, że złość piękności szkodzi.
-Tobie już się zepsuła. -szłam na dół a On za mną. Nie mogłam w to uwierzyć, będę walczyła z tym gburem, a to jeszcze na tym  pewnością się nie skończy? Będziemy sobie mówili pewne rzeczy, co mi się nie spodoba i dostanę furii. Dziewczyny patrzały wściekłe, gdy przechodziliśmy koło nich.
-Mi? Ty chyba nie wiesz co mówisz. - powiedział do mnie. - jedynie się poprawiła.
-Niby gdzie? Widzę nadal krzywą mordę. - do pomieszczenia weszli trzej chłopacy. Spojrzałam w tamtą stronę. Jeden miał na sobie blond włosy związane w kitka, grzywka opadała mu niechlujnie na jedno oko. W lewym uchu był srebrny kolczyk, który zaświecił się pod kątem światła, a oczy lazurowe, na sobie ciemno różową koszulę okryta marynarka, i czarne spodnie.. Drugi miał srebrne włosy ulizane do tyłu po przez żel, uśmiech szarmancki, w lewym uchu były dwa srebrne kolczyki. Srebrna koszula wyróżniała się od reszty, marynarka, czarne spodnie. Trzeci miał czerwone włosy, ciemne oczy jak przepaść bez dna, czerwona koszula marynarka, czarne spodnie, a na lewej ręce wisiała mu srebrna bransoletka. Czwarty miał granatowe włosy, ciemne oczy jak u rekina. Koszula koloru ciemnego niebieskiego, na lewym małym palcu widniał pierścień. Czy z nimi jest coś nie tak? Wszyscy są tak elegancko ubrani, ale po co? To nie ma sensu może są lepsi od innych, ale to mnie nie interesowało.
-Dziewczyny widzieliście naszego kumpla? - zapytał blondyn śmiejąc się.
-Nie. - powiedziały chórem. Setsu nie podobała się taka sytuacja. Spojrzałam na Sasuke, który się zamachnął ominęłam jego ciosy. Teraz się dopiero zacznie. Musze Jego strategie oceniać. Wszyscy się spojrzeli, a mężczyzna wpatrywał się w nasze sylwetki, chyba chciał mnie ocenić. Sasuke zamachnął się ponowny raz. Ominęłam obróciłam się i uderzyłam go nogą w twarz. Obrócił się. Wpatrywałam się w niego z uśmiechem.
-Nie udało się, co? - zapytałam.
-Cóż.. To nawet lepiej. Nie powaliłem Cię jak chciałem. - zaśmiał się cicho. Patrzałam tylko na bruneta, który wyprostował się. - a teraz mogę się pobawić bardziej. - uniosłam głowę. Podszedł bliżej. Przygotowałam się do zadania ciosu. Nacierałam na niego. Blokował moje ataki. Podcięłam mu nogi. Upadł na plecy. Zamachnęłam się z zamiarem uderzenia nogą. Przeturlał się dalej. Wstał szybko zatrzymując moją nogę i odpychając mnie do tyłu. Wzięłam do tyłu ręce robiąc w tył obroty wyprostowując co jakiś czas nogi w górze. Ukucnęłam robiąc ślizg przy okazji łamiąc paznokieć. Wyprostowałam się i spojrzałam na paznokieć z którego ciekła krew. - Ojej paznokieć się złamał.
-Masz mnie za plastikowa lalę co? - zapytałam. - Złamałam paznokieć, dobra. I co z tego? To tylko paznokieć, odrośnie. - szłam w jego stronę. Zamachnęłam się prawie uderzając Go, nie patrzałam czy mężczyźni zostali czy tez poszli. Lecz wszyscy na to patrzeli. Ominął ataku. Zostałam przygnieciona jego ciałem do podłogi. Cierpienie od rany przeniosło się w dalsze kręgi. - Kurwa - wyszeptałam bardzo cicho. Zaśmiał się.
-No wiesz.. Tak nie ładnie się wyrażać. - powiedział. Trzymał moje dłonie bym mu się nie wyrwała. Patrzałam na niego - Teraz to ja jestem górą. Jak się czujesz w takiej sytuacji?
-Trochę nie komfortowo. Zejdź ze mnie. - powiedziałam łagodnie. Po moim ciele nie rozeszło się gorąco jak kiedyś, ale czułam się nie dobrze w tej sytuacji. Miałam wielką nadzieję, że w końcu ze mnie zejdzie. Moje ręce wziął do góry i trzymał w jednej dłoni. Mocno, bym mu się nie uciekła? Druga dłoń znalazła się na policzku i pieścił? Coś tu nie gra? Czy z nim dobrze?
Zbliżał się do mojej twarzy. To jakaś choroba. Próbowałam się wyswobodzić z uścisku. Czułam, ze puszcza jedna rękę, był całkiem blisko moich ust. Wyczuwałam jego oddech, a za chwile mogłam odczuć nie tylko to, ale jego wargi?  Ludzie, tylko nie to! Nie On! Ja chcę czuć żarliwe wargi mojego ukochanego! Nie tego faceta. Wyswobodziłam rękę i uderzyłam go z pięści, a po chwili w brzuch. Odrzuciłam go dalej ode mnie. Zacisnęłam dłonie w pięść.
-Idiota! - warknęłam głośno. Usłyszałam śmiechy męskiej płci. Kątem oka spojrzałam w tamtą stronę, byli to właśnie ci mężczyźni. Sasuke wytarł krew lecącą po brodzie. Wstałam szybko podchodząc do niego z wściekłością. Przyłożyłam mu kolejny raz, i następny. Chciałam aby zrozumiał, żeby więcej tak nie robił. Brała nade mną wściekłość. Nacisnęłam mocno na jego rękę. Odciągnęli mnie od niego. Czułam dotyk przyjaciółki. Patrzałam na Sasuke wściekła, on się jedynie uśmiechał. Co mu do jasnej cholery jest? Nie zachowywał tak się nigdy.
-Ej.. Tutaj nie macie siebie zabić. - powiedział do nas. Dziewczyny mnie puściły gdy się uspokoiłam. - Zrozumiano? - zapytał. Nic nie odpowiedziałam jedynie Sasuke kiwnął głową śmiejąc się cicho. - macie ćwiczyć, a wy zachowaliście się jak banda smarkaczy. - westchnęłam cicho. Tez miał rację, Sasuke chciał się oburzyć ale zrównałam Go spojrzeniem. - mam nadzieję, że do was dotarło. - dokończył i wygonił innych do ćwiczeń.
-To Twoja słabość, co? - zapytał
-O co ci chodzi?
-Ty nie chcesz, aby ktoś cię pocałował kogo nie kochasz. - stwierdził. Wzruszyłam ramionami delikatnie nie odpowiadając. On nie musiał o niczym wiedzieć co i jak. Miał rację, chciałam tylko pocałować ukochaną osobę. Podszedł do mnie. Staliśmy naprzeciw siebie. Nachylił się nad moim uchem. - W końcu będziesz chciała mnie pocałować, bo blisko pada jabłko od jabłoni. Czyli, że nienawiść cię do mnie przyciągnie. - zaśmiała się.
-Chciałoby się co? - zapytałam cicho - Powiem ci, że nie potrzebny mi taki dupek jak ty. Mam faceta… jest przystojny, seksowny, miły i w przeciwieństwie do ciebie nie jest arogancki. - powiedziałam i odepchnęłam Go od siebie. Westchnęłam idąc do wyjścia. Musiałam jakoś się odstresować, a może lepiej usiądę? Już nic nie wiedziałam co zrobić. Wyszłam z pomieszczenia na korytarz.
Po co mu to powiedziałam? Będzie robił dochodzenie czy mam chłopaka? Oby nie, przecież skłamałam, w dodatku się udało. Nie sądziłam, ze kiedykolwiek dam radę… Szłam przez pusty korytarz, gdzie były swoje garderoby ze zdjęciami, wejścia w inne uliczki, ale nawet tam nie spojrzałam.  Zatrzymałam się na środku i westchnęłam ciężko. Z tyłu dochodziły do mnie czyjeś kroki jak i głosy.
-Ty, to było całkiem niezłe - z przodu usłyszałam także czyjeś kroki. Bez przesady! Popatrzałam we wszystkie strony, a gdy zobaczyłam drzwi do męskiego wc, to aż mnie ciarki przeszły po plecach. Wbiegłam do niego i weszłam do jednej z kabin klucząc się. Usiadłam na klapie od kibla podkurczając do siebie nogi, by nikt nie widział mnie w tym miejscu. Zgrzyt klamki wydał się charakterystyczny. Usłyszałam męskie śmiechy. Stali chyba przed lustrem.
-Czujecie? - zapytał jeden z nich
-Niby co? - kolejny - Smród? Owszem, czujemy - zaśmiał się.
-Nie. Damskie perfumy.
-Hidan, Hidan, Hidan. Za dużo kobiet, oj za dużo. - zaśmiał się. - Dobra była nie? To nowa bodajże. Nie myślałem, ze będzie aż tak walczyć z młodym Uchiha. Wkurzyła się biedactwo. Chyba Go nie lubi jak myślicie? - zapytał
-Racja, chyba się znają skoro nie zwracała uwagi czy mu cokolwiek złamie. - zaśmieli się wszyscy. - jak myślicie umówi się ze mną? - zapytał nagle. Niby ja z nim? Nie ma mowy. Nie chcę się z takimi idiotami umawiać, choć ich nie znam. Zawsze pierwsze wrażenie jest ważne, tym razem to mnie nie interesuje.
-Deidara, z Tobą? Przecież wy do siebie nie pasujecie. Bardziej ze mną - powiedział bodajże Hidan. Czy Oni zaczną się kłócić o mnie? Dwójka pozostała siedziała cicho. Jeden z nich oparł się o drzwi kabiny.
-Zaczęło się ponownie - powiedział kolejny głos. - Ona do żadnego z was nie pasuje - wsłuchiwałam się w ich głosy. Nie miałam pojęcia o czym myśleć. Oni są jacyś dziwni, pierwszy raz mnie zobaczyli i chcą się umówić.
-Widzieliście jakie ma baloniki.. - powiedział srebrno włosy. Dotknęłam swoich piersi. No dobra miałam spore, ale to nic nie oznacza. To tylko piersi, nic nie warte, ale niektórzy na to patrzą. Tylko to im w głowie.
-Zboczeniec - wyszeptałam bardzo cicho.
-Hidan, ty tylko o jednym. Nie mówi się baloniki, tylko biust. - powiedział Deidara i zaśmiał się. Usłyszałam wzdychania. Ruszyli do wyjścia. Wsłuchiwałam się w głos. - Może jest ładna, ale jak nie uległa Sasuke, to nam z pewnością tez nie. Postaramy się.. - zaśmieli się. - I do jasnej cholery, gdzie jest… - zamknięcie drzwi. Odczekałam małą chwilę i wstałam z kibla. Nie mogłam uwierzyć, ze ta Szkoła może całkiem odmienić moje życie? Nie możliwe, ona będzie taka sama jak pozostałe. Codziennie każda chwila będzie walką, aby mnie nie zranili.
Wyszłam z kabiny. Spojrzałam do lustra przeczesując swoją dłonią kosmyki włosów, które swobodnie opadały wzdłuż smukłej twarzy. Wpatrywałam się w nią, miałam na niej sporą ilość zadrapań. Tak szybko nie zejdzie, ale później będzie całkiem inaczej wyglądało. Delikatna twarz, jak zawsze. Wtedy będę mogła poczuć, że jestem inna? Możliwe. W późniejszym czasie przyjdzie czas, aby dowiedzieć się na najmniejsze pytania, a także zagadki.
Wyszłam z łazienki wpadając na kogoś po drodze. Cholera jasna, tak nie miało być. Wszystko się zawsze plącze, gdy jest taka potrzeba. Na ramieniu poczułam damską dłoń, która się zacisnęła. Przełknęłam głośno gulę stojącą w gardle.
-Co robiłaś w męskiej toalecie? - usłyszałam damski głos, taki delikatny, lecz pewny siebie. Bałam się odwrócić, bojąc się, że to właśnie nauczycielka, lecz nie wydawało mi się, aby tak właśnie było.
-Ja… ja tylko…
-Spokojnie. - zaśmiała się - Tylko pytam, jestem ciekawa. Bo nie często widuje się dziewczynę wychodzącą z męskiej łazienki będącą jeszcze pod stresem. Czy ty..? - zapytała tuz przy uchu. Odwróciłam się do niej przodem.
-Nie. - wyjąkałam. - Jeszcze nie. - uśmiechnęłam się.
-Mówisz mi wszystko jak byś była na spowiedzi. Uspokój się. - zlustrowała mnie swoimi pięknym niebieskim spojrzeniem. - Ty jesteś Haruno?
-Tak - odgarnęła swoje długie niebieskie włosy do tyłu, u boku miała wpięte papierowa różę, wargę miała rozcięta, a  na lewej dłoni znajdowała się bransoletka. Czemu wszyscy mieli właśnie na lewej co? Nosiłam na prawej i nikt nic mi nie robi, nie rozumiem tego.
-Miło mi cię poznać, jestem Konan Magomi. - uśmiechnęła się. - Tak przy okazji moja droga, przełóż bransoletkę na lewą rękę, bo mogłabyś mieć nie miłe wrażenia jak Ktoś się o tym dowie. - powiedziała. Zrobiłam jak mówiła, a wtedy uśmiechnęłam się - Wiesz, że o Tobie mówi cała Szkoła? Jesteś nowa, to będziesz sensacją, ale zdobędziesz także wrogów jak i przyjaciół. Uważaj na siebie.
-Dziękuje - powiedziałam do niej. Odeszła wchodząc po schodach do góry, ale mijając ostrzeżenie, że nie można tam wchodzić. Wzruszyłam ramionami wzdychając. Teraz trzeba znaleźć moją ukochaną przyjaciółkę, a może lepiej nie. Tutaj widać są inne reguły. Niech tak zostanie.






Siedział w fotelu patrząc na jedno ze zdjęć. Ramkę trzymał w swojej dłoni wpatrując się w swoją córkę jak była mała i teraz. Popalał przy okazji papierosa wypuszczając dym z ust. Miał wiele planów co do niej, ale musiałby bardzo długo żyć, a na niego mogła zawsze przyjść późna pora. Dotknął opuszkami palców szkła, w którym widniała fotografia. Wpatrywał się w zielone oczy swojej córki z małym uśmiechem.
Była jego oczkiem w głowie, nikt poza nią. Urodziła mu się jedyna córka i dla niej chciał poruszyć niebo i ziemie by miała wszystko, lecz zawiódł. Jego żona wydawała całkowicie na coś innego, co Go nie zadawalało. Musiał wziąć się w garść i przestać myśleć co się wydarzyło wczoraj, teraz Ona będzie miała lepiej. Dokładnie to wiedział. Postawił zdjęcie na stoliku przyglądając się.
Usłyszał dźwięk otwierających drzwi. Spojrzał w tamtą stronę gasząc papierosa. Zobaczył swoją zonę idącą w stronę lady kuchennej. Wlała sobie wody biorąc tabletki na bóle. Gdyby chciało jej się dokładnie przyjrzeć na ciele widniały różne zadrapania i siniaki będące powodem bicia. Stanęła wpatrując się w męża, który wydmuchał dym.
-Dlaczego to robisz, Hidoi? - powiedziała do swojego męża z lekkim grymasem na twarzy. Zagasił papierosa i spojrzał na swoją żonę z lekkim uśmiechem - Nigdy taki nie byłeś. Co cię skusiło na zmianę?
-Może... - zaczął przerywając - Nieposłuszeństwo? - zapytał retorycznie. Popatrzała na niego - Myślałem, że jako żona będziesz inna, cóż troszkę się pomyliłem. Może dlatego się zmieniłem, a może dowiedziałem się czegoś o swojej kochanej rodzince, co? Jak sądzisz? - pytał. Stała wpatrując się w niego i trzymając się za brzuch. Patrzał się dokładnie na żonę, która nie wyglądała za dobrze. - oszukiwałaś mnie przez dłuższy czas - Powiedz mi, co to jest? - zapytał rzucając jej na stół małą, przezroczysta saszetkę z białym proszkiem. Drgnęła.
-Nie wiem.
-Nie wiesz? A to ci nowość. Czy czasami nie są to narkotyki kupowane od jednego z dilerów tej dzielnicy? - zapytał pewnie. Patrzał na reakcje różowo włosej, stała i wpatrywała się w woreczek. Jej dłonie zadrżały. - tak jak myślałem. Ty i twój najstarszy syneczek się uzależniliście.  Ile macie długu? Piec tysięcy? Dwadzieścia? A może sześćset? Gadaj! - wrzasnął wstając wściekły z fotela. Fioletowo włosy podchodził do żony, a ona się od niego oddalała z większym bólem, który był gorszy od Niego, choć sam sprawił taki ból. Upadła na sofę. Chciała się podnieść,  ale nie było jej dane.  Na swoim brzuchu poczuła sylwetkę męża. Na twarzy zagościł chytry uśmieszek.
-Przecież to także twoi synowie - zaśmiał się.
-Teraz tez masz mnie za głupca? -zapytał wrogo - Ile razy wyjeżdżałem ty spałaś z innym pod wpływem narkotyków i alkoholu. Dla Ciebie były ważne pieniądze, a ci powiem coś w sekrecie mi chodziło o dziecko jedynie. Miałaś mi je dać… - patrzała na niego przestraszona. Oszukiwał ją, tak jak ona jego. To dla niej było nie do pojęcia? Dlaczego jej własny mąż robił jak Ona? Zawsze miała Go za uczciwego człowieka, lecz omotał Ja wokół swojego palca, gdy była taka młoda. - Niby to są nasi synowie? - zapytał schodząc z niej. Odszedł do jednej szuflady wyciągając z niej papiery zapalając lekko światło by mieli widoczność. Usiadł naprzeciwko niej i podał jej dwa papiery z zawartością danych dotyczącym ojcostwa i badań na DNA a także na grupę krwi. - Powiedz mi w takim razie co to znaczy? - zapytał pokazując imię ojca. - Lub to? - pokazał na grupę krwi. Odwróciła głowę w bok. Uchwycił ją brutalnie. - Patrz się jak do ciebie mówię! - warknął na nią zły i ścisnął brutalnie. - Mogłem z tym żyć parę lat, ale z tym koniec. Moja córka taka nie będzie jak ty..
-To nie jest twoja córka - powiedziała delikatnie i ze spokojem. Zdziwił się, lecz zaśmiał się.
-Jest. Sfałszowałem dokumenty, abyś tak myślała. Ona jako jedyna jest moja córką.
-Nie ma nawet oczy twoich! - powiedziała głośniej.
-Masz racje. Ma po mojej matce. Miała piękne zielone oczy, a teraz Sakura je odziedziczyła. W tych oczach każdy mężczyzna się zakochiwał, zawsze mówiły prawdę. A jeśli chodzi o moją córkę, to ma wiele po mnie, ale ty tego nie widzisz, bo z pewnością wszystko ukrywała, swoje widoczne wady. - powiedział. Chwycił jedynie dane Sakury i schował do swojej torby. Patrzała na jego poczynania - Powiedz co byś zrobiła jak bym zostawił ciebie z chłopakami bez środków do życia?
-Nie możesz. - powiedziała wstając. Podeszła do niego chwytając Go za dłoń. Wyrwał jej się.
-Nie dotykaj. Mogę zrobić wszystko. - mówił - Dlatego niedługo zabieram od Ciebie Sakure. - powiedział delikatnie i z lekkim, chytrym uśmieszkiem. Żona patrzała na niego z zdziwieniem.
-Nie możesz… - jąknęła -Nie pozwolę Ci! - chciała odebrać mu papiery, ale zamiast tego poczuła na policzku ból. Upadła na ziemię dotykając swojego policzka, który miał dosyć ran.
-To już ciebie nie dotyczy, Negai. - powiedział i odszedł zabierając dokumenty do innego pokoju, gdzie często przebywał. Chciał zadbać o córkę, i miał nadzieję to zrobić. Nie może od tak się poddać, dla niego była ważna jedyna córka w rodzinie. Miał jedną potomka po sobie, i oczekiwał od niej najwięcej.

sobota, 14 lipca 2012

Rozdział Szósty


Stałam przed lustrem w łazience czesąc swoje różowe krótkie włosy, w które wpięłam małe dwie spinki. Wpatrywałam się dokładnie w siebie z lekkim uśmiechem. Moja twarz byłą cała poharatana, zadrapania były związane z bijatyką, bądź innymi rzeczami. Siniaki pod jednym okiem z licznymi ranami wewnętrznymi. Próbowałam to zamaskować, ale było do niczego. Nie potrafiłam, jedynie mogłam modlić się o cud, że nic się nie stanie.
Westchnęłam cicho myśląc, że właśnie dzisiaj zostaje przeniesiona do szkoły dla elity. To było takie, takie dziwne. Moje marzenie ma zostać spełnione? Czuję, że to nie koniec niespodzianek na dzisiaj, czekają mnie jeszcze gorsze chwile. Teraz to są szczęśliwe, ale w przyszłości będzie jeszcze gorzej. Może mam złe przeczucia, ale wiem, że stanie się o wiele gorsza rzecz. Odgarnęłam do tyłu włosy patrząc na swoja bliznę, która kiedyś zrobiła mi matka wraz z bratem w dzieciństwie. Zawsze zakrywałam włosami bliznę, była widoczna jak ktoś się dobrze przyjrzy, lecz nikomu nie dawałam tej satysfakcji. Dotknęłam blizny i przejechałam po niej opuszki czując wypuklenie.
Ubrałam na siebie ciemną bieliznę, bluzkę, która w połowie była z materiału a na dół w cieniutka krateczkę odsłaniającą lekko brzuch. Na nogi nałożyłam jeansy rurki z małymi dziurami u boku i w dole a także z tyłu na udach. Do tego włożyłam buty na obcasie zakrywające moje palce.
Wzięłam bluzę z kapturem. Dzisiejsza pogoda nie wróżyła nic dobrego. Niebo zaczynało się chmurzyć, co mówiło o nie najlepszej pogodzie. U bioder delikatnie zawiązałam ciemną bluzę. Dotknęłam biodra, gdzie miałam zszyte  i zaklejone specjalnym plastrem. Jak lekko dotykałam nic nie bolało jedynie złe mrowienie.
Wyszłam z łazienki, i zobaczyłam ojca przy ladzie kuchennej, który popijał kawę czytając dzisiejszą gazetę?  Zrobiłam sobie kanapki i herbatę. Dyskretnie z półki wzięłam lek przeciwbólowy i połknęłam go. Zjadłam jak najszybciej nie odzywając się w ogóle. Czasami czułam na sobie jego zimne spojrzenie. Powinnam zastanowić się dokładnie czy warto iść w miejsce, gdzie będzie ten dupek? Nienawidzę Go, a tę parszywą twarz będę widział codziennie? To przyprawia mnie o zawód. Jak to możliwe, że razem będziemy chodzili do tej samej szkoły?! Jeśli dzisiaj mnie zaczepi, to mu wjebie i to porządnie. Nie będę na siebie zwracała uwagi, wolę aby on zdechł.
Zjadłam do końca kanapki i wypiłam herbatę. Z szafki wzięłam gumę do żucia. Westchnęłam cichutko. Zauważyłam, że ojciec się podnosi. Obrócił się do mnie bez jakiegokolwiek uśmiechu. Dupek… ja mu kiedyś pokarzę, będę lepsza od niego.
-Idziemy - powiedział i odszedł. Zacisnęłam dłoń w pięść, gdy wyszedł rzuciłam wazonem w ścianę. Zaczęłam nie panować nad swoimi emocjami, które brały górę nade mną. Sama nie wiedziałam czy to dobry pomysł aby w ogóle z nim jechać? Cóż, musiałam. Wyszłam z pomieszczenia i usłyszałam dzwonek wiadomości w komórce. Spojrzałam na treść.

Pośpiesz się.!
Setsu.

Zawsze była zniecierpliwiona. Weszłam do samochodu zamykając za sobą drzwi, a także zapinając szybko pasy. Odjechał wolno? Co jest grane? Czy mu odwaliło w tej chwili? Nigdy tak nie jeździł. Nie mój ojczulek. Jechał wolno, więc nic nie mówiłam. W ogóle się nie odzywałam by siebie nie narażać na jego gniew? Choć musiał być o czymś zamyślony. Wpatrywałam się w ludzi, którzy kroczyli wolno z nudzeniem przed siebie. Nie mają energii, co za idioci. Trzeba mieć choć trochę inspiracji do życia.
Zatrzymaliśmy się przed moją starą szkołą. Założyłam ręce na piersi, z zamiarem powiedzenia mu, że nie idę. Nawet na mnie nie spojrzał. Tylko obszedł w kółko i odszedł do szkoły? Co z nim dzisiaj nie tak? To nie mój ojciec, zawsze chciał bym z nim chodziła wszędzie. Raczej do szkół, bo On nie lubił. Nie wiedziałam czemu. Moje myśli zaczęły błądzić wokół Hidoi. On naprawdę dzisiaj jest inny, czyżby o czymś konkretnym myślał? Już sama nie wiem co mu czasami krąży po głowie? Staje się bardziej tajemniczy niż zawsze.
Zauważyłam Go jak idzie z powrotem? Co za idiotyzm. Szybko to załatwił bez zwątpienia. Młodzież Go mijała nawet nie kłaniając się, no tak nie znali Go, jedyna moja matkę, która była nałogową narkomanką i alkoholiczką. Wsiadł do pojazdu i rzucił na moje nogi papiery.
-Wyjmij tylko twoje dyplomy i inne rzeczy związane z konkursami. To im nie będzie potrzebne. - powiedział. Zrobiłam jak chciał. Było tego dosyć sporo, byłam może nie grzeczną dziewczynką, ale uczyłam się przez wiele nocy, aby to wykuć. - Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. - nacisnął mocno gaz i odjechaliśmy z piskiem opon, aż było czuć swąd palącej się gumy. Wiedziałam, że teraz sobie wszystko pomyślał, i na pewno coś zrobi, choć nie wiem jeszcze co.  Szybko wjechał na teren drugiej szkoły parkując. Wszyscy na to zajście patrzeli jakby nigdy takiego czegoś nie widzieli. -Chodź. - powiedział i wyszedł. Odpięłam pasy i wyszłam z pojazdu.
Wszyscy zebrani na parkingu przyglądali się mojemu ojcu z zdziwieniem i kłaniali się? Co jest? Ach tak, chodził tutaj. Nie dziwię się wtedy, że jest tutaj popularny wśród młodzieży. Popatrzałam na Jego plecy. Mijałam wiele osób, którzy na mnie nie popatrzeli, choć gdy dopiero ich minęłam zaszczycili mnie spojrzeniem. Weszliśmy do pomieszczenia przez szklane drzwi. Mijałam wszystkich, lecz tym razem także zaczęli na mnie patrzeć.
Zatrzymaliśmy się przed jednym pomieszczeniu i mój ojciec wszedł do środka biorąc ode mnie papiery. Oparłam się o ścianę wzdychając. Jakoś nie czułam się tutaj dobrze, nie byłam do tego przyzwyczajona. Do tej atmosfery, która panuje wokół mnie. Przymknęłam powieki myśląc nad wszystkim. Słyszałam szmery wydobywane z gabinetu, jakoś nie byłam tym zachwycona. Odeszłam w głąb korytarza. Chciałam trochę zwiedzić szkołę, może coś ciekawego będzie. Były jedne schody, który były przedzielone z napisem zakaz wstępu. Nie miałam nawet ochoty tam wchodzić. Niektóre sale były pootwierane, stanęłam przy jednym z szklanych gablot. Wpatrywałam się we wszystko po kolei.
W ramce było zdjęcie jakiejś grupy, a w niej był mój tatko? Tak wyglądał ładnie i był przystojny. Uśmiechał się nawet, co mi nie było na rękę. Jedynie co bym chciała zobaczyć jak do mnie posyła choćby delikatny uśmiech, ale kurde jeden raz. Nie proszę o więcej. Poszłam dalej patrząc na ludzi jak i wszystkie inne szafki czy tez obrazy? Ręce miałam w kieszeni. W oddali zobaczyłam rozmawiającego Sasuke z swoimi kumplami. Zauważył mnie, więc odwróciłam się z zamiarem odejścia. Nie chciałam z nim rozmawiać i go widzieć.
-Nie możliwe! - usłyszałam jego wściekły głos. Szybko szłam przed siebie, aby z nim się już nie spotkać. Wpadłam na kogoś. ominęłam go przepraszając. Oczywiście było to nie chcący. Stanęłam przy gabinecie, w którym był mój ojciec. Drzwi nagle się otworzyły i zostałam zaproszona do środka przez mężczyznę. Weszłam, było można usłyszeć odbijające się od ziemi obcasy. Stanęłam przy biurku, mężczyzna wskazał mi krzesło naprzeciwko siebie. Miał rude włosy ułożone w nieładzie, w uszach sporo kolczyków, nie miałam ochoty na liczenie. Jego oczy były całe w jasnym fiolecie. Wpatrywały się we mnie. Ojciec stanął gdzieś z boku.
-Sakura… - powiedział. - W poprzedniej szkole byłaś dobrą uczennicą, mam nadzieję, że ta nie będzie gorsza i będziesz tak samo systematyczna. - słuchałam Go dokładnie. Ojciec na pewno na mnie patrzał. Założyłam nogę na nogę wpatrując się w niego. Mężczyzna dziwnie patrzał na moją twarz. - Tylko zasadnicze pytanie: Dziewczyno co ty robiłaś? Biłaś się z dziesiątką ludzi?
-Wie Pan co, nie było dziesiątki, była szóstka. - powiedziałam z nikłym uśmiechem - Przez tych idiotów… - westchnęłam - Nie ważne.
-Ważne, ważne. Opowiadaj. - powiedział zachęcająco. Był bardzo zaciekawiony tym zdarzeniem. Nie sądziłam, że jakiś dyrektor mógłby być tym zaciekawiony. Powinny dawać przykład, a nie się wygłupiać w wysłuchiwanie takich pierdół. Jak chciał to mogę zacząć.
-Dobrze, jak Pan sobie życzy. - spojrzał na mojego ojca, który wyszedł z pomieszczenia. Nie wiedziałam dlaczego? Nie musiał Go wypraszać, dla mnie mógł zostać. Nigdy nie przeszkadzał gdy o tym mówiłam. - Po prostu mnie nie lubili, nie wiedziałam dlaczego. Umówiłam się z nimi w Parku Kaze Okami. Byłam tam z moją przyjaciółką, nie prosiłam ją o pomoc, więc walczyłam.. biłam się z nimi sama. Nie robiło mi to większej różnicy czy jest ich szóstka. - słuchał zaciekawiony - Długo to nie trwało. Każdy z nas miał wiele ran, a potem chłopak wyjął scyzoryk i dźgnął mnie dwa razy w to samo miejsce. Czy wszyscy tylko potrafią oszukiwać? Ale t nic, w końcu nie każdy jest sprawiedliwy.
-Wiesz, że powinnaś się nauczyć oszukiwać. To jest jak w grze w karty - patrzałam przez cały czas na niego. Dawał mi rady? Dlaczego? To jeszcze w formie jak powinnam się zachować w czasie bójki? Z tymi co walczyłam, tylko jedna była osoba sprawiedliwa: Setsu. - Zawsze wyciągniesz asa z rękawa by wygrać. Ty rób to sama, szukaj opcji by wyjść z kłopotów jak najlepiej, szukając tego asa. - mówił.
-Postaram się. - powiedziałam do niego. Uśmiechnął się.
-Jesteś drugą dziewczyną, która przychodzi tutaj z podobną opowieścią. - podsunął mi książki, które na pewno musiałam wziąć. A na mniejszej z nich położył srebrną bransoletkę. - Tylko, ze twoja jest o wiele ciekawsza. Walczyć sama z szóstką napastników. Zadziwiające. Interesująca jesteś. - posłał mi kolejny uśmiech - Wiem, że daleko zajdziesz w tej szkole. Już to widzę. - popatrzał na bransoletkę, którą sam dał. - Radzę ci nie mówić za co ją dostałaś. Każdy z uczniów dostaje, gdy coś osiągnie, a ty mi zainponowałaś, więc powinnaś się cieszyć. Codziennie, gdy jesteś w szkole musisz nosić. - kiwnęłam głową. -  A teraz jest jeszcze przerwa, wiec jak chcesz możesz się rozejrzeć. Przyjdź do mnie gdy się skończy, odprowadzę Cię do twojej klasy. - położył jeszcze dwa kluczyki. - ten do szafki na korytarzu do twoich rzeczy, a ten zapasowy. Życzę powodzenia. Możesz już iść. - wstałam biorąc książki, a przy okazji chowając kluczyki do kieszeni z napisem na nich 07. Branzoletknę włożyłam na prawą dłoń. Odchodziłam. - jeszcze jedno.. - zlustrował mnie wzrokiem gdy na niego się spojrzałam. - jesteś piękną kobietą, więc wykorzystuj to w przyszłości.
-Dobrze. Dziękuję. - wyszłam z jego gabinetu wzdychając. Jakoś nie miałam na nic ochoty. Rozejrzałam się, mojego ojca nie było nigdzie. Zostałam sama. Czułam brzęczenie w kieszeni. Musiała do mnie dzwonić, chciała już abym z pewnością była. Choć dziwnie zachował się ten dyrektor. Idąc przez korytarz, nie patrzałam na nikogo. Weszłam w następny korytarz gdzie tylko rozciągały się szafki, gdzie czasami stali chłopak lub dziewczyna, albo oby dwoje obciosując się. Patrzałam na numery i stanęłam koło swojej otwierając. Przeszukiwałam książki w poszukiwaniu jakiejś karteczki… znalazłam. Był to mój plan zajęć. Dziwiłam się, ze dostałam tylko trzy książki i takie dziwne. No cóż, każdego dnia miałam po dwie godziny jednej z tych lekcji, ale dodatkowo sztuki walki? A tu co jest grane? Nie rozumiałam tego. Spojrzałam na dzisiejszy dzień, teraz z godnie z godziną miała bym sztukę walki. Bosko normalnie... Ciekawe czy mi się uda zrobić jakiekolwiek ruchy? Dotknęłam plastra szpitalnego, nie bolało ale przy nagłych ruchach może boleć. Zamknęłam szufladę chowając od razu kluczyki. Poczułam znowu wibracje. Wyciągnęłam i spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił mój starszy brat, Reiki. Tego co pogrzało?
-Słucham? - zapytałam.
-Sakura, słuchaj mówię ci to teraz, bo nie miałem okazji - zaczął przestraszonym głosem. Czy w domu coś się działo? - nasz ojciec nie jest normalny, nie chcemy tego tobie mówić, ale nie mam wyjścia. W tej szkole co jesteś, to całkiem inna, a nasz tatko… - usłyszałam zgrzyt,  huk i cichy jęk. W słuchawce zaczęłam słyszeć pikanie odłożonej słuchawki. Dziwne, całkiem jak w horrorze. A może tam coś się dzieje? Nie, no przecież ojciec ich za bardzo kocha. Wyszłam za zakrętu patrząc przed siebie. W moją stronę szła grupa chłopaków, a z nimi także krótko włosy brunet. Odgarnął do tyłu kaskadę włosów. Patrzał na swoje buty czy podłogę nie unosząc nawet głowy. Uśmiechnął się wrednie. Wiedziałam co to znaczy. Pozostała trójka była zadowolona. Jeden z nich miał brązowe włosy związane w kitkę i ciemne oczy, drugi brązowe i tez ciemne pionowe większe kreseczki, trzeci blond włosy i piękne jak ocean oczy. Choć nie takie piękne jak policjanta…
Przeszłam obok dwóch, popatrzeli na mnie i odwrócili się do mnie. Zatrzymali wszystkich i z pewnością także Uchihe. Czułam na sobie spojrzenie.
-Ty, to nowa? - zapytał któryś. - Myślałem, że już nikt nie dojdzie - żalił się
-I co z tego? - usłyszał znany mi głos, taki żenujący
-Mam dziewczynę nie, a ta tu to jest dobra dupa. - pokręciłam zażenowana głowa. Widocznie to widzieli. Zaśmiałam się cicho słysząc taką głupotę. Jeszcze nigdy nie myślałam, że Szkoła może być aż tak zwariowana? Sama nie wiedziałam jak postrzegać tych wszystkich ludzi. Obróciłam na chwilę głowę patrząc na mężczyznę, który wypowiedział te słowa. Wyciągnęłam ponownie komórkę, gdyż znów czułam wibracje. Ojciec? Co ten ode mnie chce.
-Słucham? - zapytałam.
-To mnie słuchaj dokładnie.. - powiedział z lekkim jadem. Szłam przed siebie zatrzymując się przed lustrem patrząc na swoją twarz. Zrobiłam niezadowoloną minę, byłam okropna. - Nie wpadnę po ciebie, weźmie Cię Pan Uchiha.
-Mogę się przejść do domu.
-Nie.
-Zawsze chodziłam, co to za problem? - zapytałam ponownie. Usłyszałam warkniecie - Przy okazji nie pojadę z Panem Uchiha, gdyż nienawidzę Sasuke, to dupek, egocentryk, fajtłapa. Powiedziałam nie.. To na razie - rozłączyłam się. Oj będzie wściekły, będzie. Dzwonił jeszcze wiele razy, patrzałam się jak głupia na wyświetlacz. Schowałam telefon do kieszeni z lekkim uśmiechem.
-Sakura!! - usłyszałam głośny krzyk dobiegający z tyłu. Obróciłam się szybko i nagle w moje ramiona wpadła Setsu. Poznałam jej zapach, był taki miły. Może jestem wariatka, ale zawsze miło pachniała. Poczułam ból w biodrze, ale nic nie powiedziałam. Zobaczyłam, że Sasuke z resztą leżą na ziemi, czyżby ich rozbiła jak kręgle.
-Idiotka! - warknął jej brat bliźniak. Poczułam jak zaciskuje dłonie w pieść na mojej bluzce. Oddychała głęboko. - Słyszysz co do ciebie mówię perfidna psychopatko! - oderwała się ode mnie. Uniosłam brew do góry. Nie wiedziałam czy oni tak zawsze? Odeszła ode mnie i szła do brata.
-Ty pedantyczny seksomaniaku! - warknęła na niego. Podeszłam bliżej tamtych chłopaków i patrzałam na ich kłótnie. Wiedziałam, ze na nią furie wydaje dlatego, że był zły na mnie, a raczej dlatego, że tu jestem. - Dziwię się, że dziewczyny są z tobą skoro twój fiut jest mikroskopijnych rozmiarów. - zaśmiałam się cicho. - A do tego…
-Zamknij jadaczkę wredna krowo! - patrzałam nadal na nich i westchnęłam cicho. Rodzeństwo, oj chciałabym tak się kłócić zasmakować tego pięknego uroku młodszych braci. - Haruno.. - powiedział do mnie i pchnął w bok siostrę. Uchwycił mnie za bluzkę i przyciągnął do siebie. Wpatrywał się w moje oczy, a ja w niego. Nie miał takich pięknych, w nich mogłam wyczytać wściekłość do mojej osoby.
-Wiem, wiem. Dostanę od ciebie. -  westchnęłam chwytając jego nadgarstki i wykręciłam. Puścił mnie. Poprawiłam bluzkę, aby było równo. - Ale najpierw powiedz mi po co ci to? Dobra prawie złamałam ci nos, ale to jedynie twoja wina. Wiesz dlaczego? - zapytałam przybliżając się do niego. Odchodził ode mnie i stanął przy ścianie podtrzymując się dłońmi. - Bo.. denerwujesz mnie! - powiedziałam głośnej i zamachnęłam się. Ominął ciosu, myślał, że zrobię coś dla niego przyjemnego? Nie ma takiej szansy. Zamachnęłam się kolejny raz przytrzymując zaszytą ranę uderzając go w brzuch. Przytrzymał się i wytarł swój koniuszek ust od wypłynięcia czerwonej cieczy. Na mojej twarzy wystąpił grymas cierpienia. Sasuke wyprostował się. Wszyscy wokół nas zaczynali się zbierać. Setsu westchnęła. Brunet uśmiechnął się.
-Słuchajcie.. - zaczął blondyn.
-Nie wtrącaj się!! - krzyknęliśmy razem. Chociaż w tym się zgadzamy. Wycofał się do kolegów, którzy wpatrywali się zaciekawieni. Przyjaciółka z tego powodu nie była zadowolona. Nie chciała byśmy z pewnością się tutaj bili, ale zwisało mi to. Mężczyzna do mnie podszedł wymierzając cis, zatrzymałam jego rękę. Druga ręka poszła w ruch. Odbiłam się od ziemi przeskakując nad nim. Pociągnęłam go do tyłu. Z duża siłą runął na ziemię. Nachyliłam się nad nim.
-Słuchaj.. - zaczęłam - Dzisiaj nie mam na to ochoty. Jestem nie humorze,  a jak chcesz jeszcze bardziej mnie zezłościć, to proszę bardzo, ale to ty będziesz poszkodowany. - powiedziałam do niego. Chwyciłam brunetkę i odeszliśmy.  Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, było ciężko się przyznać.
Pamiętam doskonale, że kiedyś jej brat podobał mi się, lecz odrzuciłam te myśli, gdy dowiedziałam się o jego pojebanym charakterze, który nie jest taki jaki bym chciała. On ma wiele wad, chciałabym kiedyś znaleźć kogoś kto miałby zalety.







Szedł przez korytarz z kumplami, nie mógł w to uwierzyć. Ona od tak z nim mogła walczyć w pojedynkę. On używa przebiegłości najczęściej w wszystkich walkach, a teraz stoi mu na drodze taka dziewczyna? Nie może w to uwierzyć. Jest dla niego nic nie warta, ale musi przyznać, że kiedyś gdy ją pierwszy raz zobaczył mógł powiedzieć, że jest normalna, co go troszkę zgubiło. Zobaczył Sakure i swoją siostrę w szpitalu poobijaną, które patrzały na siebie wściekłe.. Wtedy zrozumiał, że ma temperament.
Miał ręce w kieszeniach i szedł przez siebie myśląc nad tym wszystkim. Wpadł na kogoś lecz nie zwracał na to uwagi. Teraz żałuje, że nie spróbował być z Sakurą, powiedzieć jej parę słów będącym najgorszym? A teraz? Mamy siebie za wrogów, już i tak za późno.
-Sasuke - powiedział blondyn o niebieskich oczach. - Wy się znacie?
-Tak jakby - powiedział do przyjaciela idąc przez siebie do sali gimnastycznej. - Kiedyś wam opowiadałem, ze moja siostra na oczach światków biła się z dziewczyną z innej szkoły? - zapytał retorycznie, a oni tylko kiwnęli głowa. - To właśnie ona. Od paru lat się nie lubimy. Jest strasznie wnerwiająca.
-Tak, oczywiście. - powiedział brązowo włosy mężczyzna. - Wiesz może od czego ona jest taka poharatana? Bo tak to na pewno jest śliczna, gdyby nie te rany na twarzy i biodrze.
-Biodrze? - zapytał brunet - Jakim biodrze?
-Ślepy jesteś czy co? Różowo włosa miała plaster koło biodra, także trzymała się za niego gdy się uderzyła. Coś musiało się poważnego stać, nie? Naprawdę wyglądasz na rozkojarzonego. - powiedział pewnie. Pokręcił głowa i odchodził wraz z nimi do sali, gdzie miała rozpocząć się dla nich kolejna lekcja. Uchiha miał dość mętliku w głowie, musiał ją z siebie wyrzucić, bo jeszcze by się w tej „idiotce” zakochał. Tego już nie chciał, miał jedna dziewczynę, to po co mu druga? Nie jest potrzebna.
Choć wiedział, ze uczucie prędzej czy później do niego wróci. Niech to szlag, pomyślał. Teraz dokładnie wiedział co powinien zrobić, po prostu jej nienawidzić wtedy wszystko minie, ale nie wiedział, że w taki sposób obudzi w sobie istniejące uczucie względem niej. Zatrzymał się, gdy poczuł na swoim torsie dłonie kobiece. Jego oczy stały się puste i nic nie czujące. Pierwszy raz od tak dużego czasu pokazał swoją drugą stronę siebie.
-Sasuke..? - zapytała - Co Tobie jest? Masz gorączkę? - dotknęła jego czoła z troską. Wpatrywał się w jej oczy wyszukując jednego! Nie mógł tego odnaleźć, to nie była ona..? Blondynka patrzała na niego pytająco, nie rozumiejąc Go. Chwycił jej ręce i delikatnie uścisnął, lecz mocniej niż zawsze.
-Chcę zostać sam. - powiedział i ominął niebieskooką.  Przyjaciele patrzeli się na niego zdziwieni, zawsze chciał być przy blondynce, która niby dawała mu szczęście, a tak naprawdę zagłuszał serce wobec innej kobiety.

Rozdział Piąty


Pierwszy raz się tak czuje. Poobijana, każda komórka zaczyna boleć. Czułam woń lekarstw, chemicznych związków do mycia podług? A także wyczuwałam przemiły perfum mojej przyjaciółki, którym często się psikała. Nie unosiłam powiek, jak na razie nie miałam na to siły. Chciałam tylko odpocząć i nie myśleć o cierpieniu, które przyniosła mi walka. Na dłoni czułam uścisk delikatnych dłoni. Słyszałam cichy szloch.
Po co płakać? Żyję, jeśli jest zwrócony do mojej osoby. Myślami błądziłam kolo jednej czynności. Kto to był? Kim była owa osoba trzymająca moje ciało w ramionach? Ten głos jakbym znała. Wszystko było dobrze, ale czy musze być w takiej zażenowanej sytuacji? Moja przyjaciółka cierpi. Ile jestem nie przytomna? Godzinę? Dwie? A może dobę? Nie wiem naprawdę. Ile to moja przyjaciółka tutaj siedziała czekając na moje wybudzenie? Moja jedyna „siostrzyczka”. Ruszyłam palcami, po małej sekundzie powiekami.
Spróbowałam otworzyć powieki, lecz jasne światło mnie oślepiło. Przez chwile próbowałam przystosować moje oczy. Udało się. Otworzyłam w końcu powieki, i rozejrzałam się nie ruszając głową. Leżałam na wpół siadzie. Mogłam zobaczyć, że białe drzwi są lekko uchylone. Na metalowym wysokim stoliku stała jedna biała róża. Uśmiechnęłam się delikatnie co spowodowało pieczenie w wargach. Nie byłam do niczego podłączona.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która ściskała moją dłoń leząc głową na prześcieradle szpitalnym. Byłam okryta zaledwie materiałem co powodowało, że nawet zimno nie było gdyż na dworze z pewnością panowała dodatnia temperatura. Patrzałam na Setsuko, która łkała cicho. Nie wiadomo po co? Nic strasznego się nie stało, prawda? Jedna mała bójka z przewaga do pięciu, ale to nic. Jakoś dałam sobie rade z jej pomocą. Na jej lewym ramieniu zauważyłam zaszytą ranę.
Zabije tego skurwiela, który zrobił jej ranę. Nie pozwolę by miała na sobie tyle ran, ma za ładne ciało na takie niedoskonałości. Oby tylko duża blizna nie została, bo inaczej ten chłopak nie przeżyje następnych dni.
-Setsu… - powiedziałam z chrypką. Chciało mi się pić. Uniosła szybko głowę i spojrzała na mnie. Jej oczy wypełniły się szczęściem. Musiało wiele godzin minąć, że aż tak trzeba być szczęśliwym z mojego przebudzenia się. Podała mi szklankę wody i wypiłam. Uśmiechnęła się do mnie. - Ile spałam? - zapytałam.
-Nie długo. Dochodzi pierwsza. - powiedziała do mnie. - Musisz teraz na siebie uważać. Nie pozwolę ci więcej razy samej w tym brać udział. Obiecaj, że następnym razem będę mogła Ci pomóc. - westchnęłam zrezygnowana. Uniosłam się do pozycji siedzącej i skrzywiłam się czując ból w okolicy biodra. Nie wiedziałam czy to dobry pomysł, ale dzisiaj musiałam zjawić się w domu inaczej ojciec będzie wściekły.
-Mój ojciec wie o wszystkim? - zapytałam.
-Nie zmieniaj teraz tematu. - powiedziała zła. - Tak wie. Są na zewnątrz, razem z moim ojcem. Mój był strasznie wkurzony, ze nic mu nie powiedziałam. Zdziwiłam się tylko reakcja pana Haruno. Jakoś dziwnie jak dla mnie się zachował. - powiedziała do mnie. Uśmiechnęłam się promiennie. Wiedziałam bardzo dobrze dlaczego tak jest? Tak, wiedziałam. Wiele ludzi nie wiedziało czemu jestem w taki sposób traktowana. -On..
-Uśmiechnął się szatańsko? - zdziwiła się moim pytaniem. - Znam to Setsu, On już parę razy tak zrobił, a nie wiem dlaczego. Raz jak wracałam ze szpitala z złamana ręką, a  drugi raz jak uderzyłam jedna dziewczynę, która straciła przytomność. Byłam wtedy w więzieniu, no i teraz. Nie mam z nim lekko, a jego spojrzenie jest zimne i nic nie czujące względem mnie. Dlatego mówiłam ci o nim, że żałuje Jego przybycia - westchnęłam zażenowana. - twój tatko jest na pewno na mnie zły.
-Wcale nie. Powiedział tylko, ze mogłam powiedzieć gdzie idę. Wyszłam bez powiedzenia, to go zmartwiło. A potem policja przyjechała, lecz nie mogli wziąć nas na przesłuchanie. Nasi ojcowie wszystko załatwili. Nic nie będzie na policji, wobec nas. Nieźle poszatkowałaś tego zielono włosego. - zaśmiała się cicho. Właściwie potem nie pamiętałam co z nim robiłam, miałam atak furii. Pierwszy raz od wielu lat, taki napad miałam walcząc z brunetką, z która się zaprzyjaźniłam. Doceniliśmy się oby dwie z powodu naszej siły lub determinacji? - Ej! Słuchasz mnie? - zapytała
-Nie. Przepraszam, nie słuchałam.
-No wiesz.. - nadęła policzki jak małe dziecko zakładając ręce na piersi. Śmiałam się w sobie samej. Nie słuchałam, bo myślałam o naszej przyjaźni. Dotknęłam jej ręki. Uniosła głowę patrząc na nie. Pocałowałam ją w policzek delikatnie.
-Dziękuję. Za wszystko. - uśmiechnęłam się promiennie. Przytrzymałam się swoich kolan  Popatrzałam na ranę, która była zszyta, lecz czerwona lekko. Cóż jego scyzoryk był ostry nie powiem, bolało jak przeciął, a teraz jeszcze bardziej boli. Prawie każda komórkę przeszywało gorzkie cierpienie. - Będzie blizna, oj będzie…
-Wcale nie. - powiedziała brunetka. - lekarz powiedział, ze jak nic się nie stanie nie zostanie nawet plamka. Po prostu nie było takie głębokie cięcie, choć wiedział, że dwa razy wycięte to było złe.. - powiedziała - Mówił, ze oczyścili ranę, więc nie powinno dostać się zakażenie. - uśmiechnęła się. Kiwnęłam głową. Zastanawiałam się czy będzie lepiej jak jutro.. znaczy dzisiaj nie pójdę do szkoły. To by był najlepszy pomysł.
-Zaczęłaś mówić o Hidekim, więc co z nim się stało? - zapytałam. Patrzała na mnie z szatańskim uśmiechem? Nie, no cos z nią nie tak? Położyłam rękę na jej czole. - Nie masz gorączki, więc jest dobrze. - odetchnęłam z ulgą.
-Tak, tak. Nie mam. Super. No wiec z tym chłopakiem, nie obudził się jeszcze i lekarze powiedzieli, ze minie sporo czasu do jego pobudki. Tak Go urządziłaś, ze lekarze nie wiedzą czy się w ogóle obudzi. - powiedziała do mnie. Patrzałam na nią zdezorientowana. Nie miałam pojęcia co mam zrobić skoro On może zostać pod respiratorem, bądź jeszcze gorzej. Przyjaciółka machała mi przed oczami. Spojrzałam na nią z przygnębieniem. - Powiedzieliśmy policji, że napadli na nas faceci z gangu, chcąc się zabawić. Więc nikt nie wie, ze to my…
-Setsu, i co z tego, ze nikt o tym nie wie. Ja go mogę zabić, może się nie obudzić. To nie jest takie łatwe. - powiedziałam do niej z delikatnością. Chciałabym wszystko odwrócić, ale to nie będzie łatwe. Oj nie… Wszystko już się wydarzyło, i nic nie cofnę. Jedynie musze iść przed siebie.
Usłyszałam zgrzyt otwierających się drzwi. Nie spojrzałam przez chwile w tamtą stronę, nie miałam ochoty. Zacisnęłam w pięści swoje poszarpane ręce, jakoś wszystko było złe. Nie powinnam się bić, wtedy by wszystko było inaczej, może byłabym popychadłem, ale było by wszystko dobrze. Spojrzałam w stronę drzwi, w których stanął lekarz z kartą.
-Obudziła się już pani. - był w wieku dwudziestu siedmiu, czy nawet ośmiu lat. - bardzo dobrze. Jak się czujemy? - zapytał mnie delikatnie. Nie był wredny.
-Dobrze, tylko wszystko mnie boli. - powiedziałam.
-Nie dziwię się Pani. Jeśli zostało się zaatakowanym i tak brutalnie potraktowanym. Gorzej czuje się jeden chłopak, ale my nie o tym. Jak czuje się Pani na siłach już teraz może Pani wyjść. Szwy zdejmiemy pani za dwa tygodnie, wtedy proszę przyjść. - mówił. Kiwnęłam jedynie głowa, a mężczyzna spisał pewne informacje, dał do podpisania i wyszedł z pomieszczenia. Westchnęłam cicho. Drzwi nie zdążyły się zamknąć, gdyż do pomieszczenia wszedł ojciec brunetki i mój rozmawiali przez chwilę, lecz gdy mnie zobaczyli zaniemówili.
-Widzę, że się już obudziłaś. Jak się czujesz? - zapytał zimno mój ojciec. Westchnęłam, wszyscy popatrzeli na mnie oczekująco
-Dobrze. - powiedziałam z uśmiechem n twarzy. Policzki mnie bolały, ale nic nie powiedziałam. Wpatrywałam się w swoje gołe stopy. Delikatnie zeszłam z łóżka lekarskiego i stanęłam na nogach. Musiałam trochę je rozchodzić, choć nie było tak źle…? Włożyłam buty. Nie odzywałam się do nikogo.
-Na pewno nic Ci nie jest? - zapytał pan Uchiha.
-Nie, dziękuję, ale naprawdę mi nic nie jest. Czuję się dobrze. - powiedziałam wyprostowując się z bólem, ale nie pokazałam tego po sobie. Brunetka westchnęła zażenowana, wiedziała, że udaję. - I przepraszam Panie Uchiha. - spojrzałam na niego. Patrzał na mnie zaciekawionym spojrzeniem - Nie powinnam ciągnąć Setsuko w to miejsce. Po prostu.. - westchnęłam - Nie mam wytłumaczenia. - chwyciłam kurtkę narzucając na siebie.
-Nie przejmuj się tak tym. - powiedział z uśmiechem. - Sets z pewnością czerpała z tego przyjemność jak się nie mylę. - przyjaciółka zaśmiała się cicho. Zamilkłam nie odzywając się więcej razy, bałam się i to cholernie cokolwiek powiedzieć. Czułam spojrzenie swojego ojczulka, które nie było zbyt miłe.
-Będziemy już szli - powiedział mój ojciec. Podeszłam do niego wzdychając. - Do widzenia panie Uchiha, pa złociutka. - powiedział do brunetki. Jego głos był taki miły! No jasne własną córkę traktuje jak śmiecia, a obcą milutko? Pożegnałam się i pomachałam Setsu, uśmiechnęła się odmachując.
Nie rozumiałam tego wszystkiego, mój ojciec zachowywał się do niej tak słodziutko, a ja dla niego jestem nikim? Własną córkę ma gdzieś? To nie sprawiedliwe, chce mieć kochającego ojca, który będzie czuły na wszystko! On taki nie jest. Szłam obok niego do samochodu przyglądając się ludziom mijającym w korytarzu. Spotkałam dziewczynkę w moim wieku sprzed jedenastoma laty, która była w ramionach ojca. Kołysał ją do snu. Widocznie obudziła się mając zły sen.
Modliłam się by być już w domu i nie patrzeć na nikogo. Rana bolała za każdym ruchem, ale co mogłam zrobić? Nic. Ojciec tym się nie zainteresuje! W ogóle wie jaki to jest ból? Widocznie nie! Co go to interesuje, poszłam wiec musze być twarda. Będę! Nie zmięknę przy nim… Nie mam najmniejszego zamiaru być miękka jak pianka. A jeśli bym taka była to skończyło by się źle.
Wsiedliśmy do samochodu, którym tatko przyjechał. Zapięłam pasy, bo wiedziałam jak jeździ- szaleniec!  Chciał zawsze znaleźć się jak najszybciej w domu, lub w wytyczonym celu. Patrzałam na mijającą drogę, i tym razem tez się nie myliłam. Jechał jak wariat przed siebie nie zatrzymując się nawet na czerwonych światłach, bo po co? I tak nikt go nie znajdzie, gdyż zdjął z pewnością tablice, ale tym razem nikogo na drodze nie było. Po chu*ja one się paliły?
Zakręcił z piskiem opon. Nie odzywałam się do niego. Nie chciałam w tej chwili nawet pisnąć. Wpatrywałam się tylko w oświetlone sklepy i inne rzeczy. To było takie irytujące. Poczułam ból koło biodra, ale milczałam. Przymknęłam powieki kojąc psychicznie cierpienie.
-Boli, prawda? - zapytał
-Nie. - powiedziałam stanowczo.
-Pierwsze kłamstwo powiedziałaś z pewnością. I tak wiem, że kłamiesz.
-To moja sprawa czy kłamię. Mówię tak wiec tak jest. - nacisnął hamulec z dużą siłą. Dobrze, ze byłam zapięta. Chciałam wyjść, ale nie mogłam więc siedziałam z założonymi rękami z naburmuszoną miną.
-Co jest z Tobą?
-Nic.
-Powiedz jestem Twoim ojcem. - powiedział do mnie. Zacisnęłam dłonie w pięść. Jesteś moim ojcem? Jakoś przestałam to odczuwać, wiesz? Tego bym mu nie powiedziała, ale znów zaczyna we mnie buzować „zła” energia.
-Jakoś tego nie odczuwam, od dawna.  - warknęłam w końcu. Chciałam otworzyć, ale podbił moją dłoń powodując ból. Drań!  Czasami Go nienawidzę, bym mogła Go zabić. - Dla Ciebie jestem nikim. Jedynie kto dla Ciebie się liczy to żona i synowie. Dobra! Mi to kompletnie zwisa. - siedziałam patrząc się na migające światło w lampie. Nagle stała się ciemność.
-Licz się ze słowami. - powiedział zły. Zaczęłam działać mu na nerwy? No i dobra zwisało mi to do końca, mógł się wściec i mnie uderzyć. Choć, kupował dużo rzeczy a także teraz zamierza mnie przenieść do szkoły, o której On wcześniej mówił.
-Czy taka prawda nie jest? - zapytałam go wolno - Zawsze to widzę, wolisz mnie traktować jak powietrze niż własną córkę. Jak chcesz abym zniknęła to powiedz. Poradzę sobie. Znajdę pracę i… - zamilkłam widząc jego wściekłe oczy wpatrzone we mnie.
-Zamknij się już! - powiedział głośniej lecz z zimnem. - Czy ty w ogóle słuchasz siebie, dziewczyno? Swojej córce nie kazał bym odejść skoro mam tylko jedną, w dodatku, która jest odzwierciedleniem.. - zamilkł i nie dokończył, tylko otworzył drzwi. Widocznie ugryzł się w język by nie kończyć. Nie obchodziło mnie to co myśli, i tak nadal będzie zimny. Niech jest, ale niech się nie spodziewa, że przekroczę jego okoliczności.
Wyszłam z pojazdu trzaskając mocno drzwiami. Zepsuł mi się humor, po co w ogóle się odzywałam, co? No jasne chciałam wiedzieć co i jak. Debilka ze mnie. Weszłam do budynku, w którym było milczenie. Stanęłam przy schodach i westchnęłam patrząc na każdy stopień. Jak tam dojdę będzie cud! Dotknęłam zszycia w okolicy biodra. Trzeba spróbować. Chciałam zrobić krok, ale moje ciało zostało uniesione do góry. Spojrzałam na napastnika? Nie, to był mój ojciec. Patrzałam na niego zdziwiona.
-Jesteś nie możliwa.. - wyszeptał zimno - W kogo ty się wrodziłaś? - zapytał jeszcze ciszej. Westchnęłam. Gdybym ja to wiedziała? Na jego ustach wpełzał delikatny chytry uśmieszek, który poznałam od razu. Położył mnie na łóżku. - Przebierz się i śpij, jutro jedziemy do szkoły i chyba przeniosę cię w inne miejsce zamieszkania. - nie odezwałam się. Chyba jeszcze to do mnie nie dotarło, a gdy zrozumiałam On wyszedł bez wyjaśnień dlaczego? Ciężko czasami zrozumieć facetów, a  w szczególności mojego ojca.









Stali przy sali, gdzie leżeli trzej pacjenci. Na głowach mieli czarne maski, by nikt ich nie rozpoznał. Nie mogli na to pozwolić, w dłoniach trzymali pistolety z tłumikiem, który wygłuszał strzały. Jeden z napastników był niższy od drugiego. Weszli do pomieszczenia.
Pacjenci leżeli, a jeden z nich pod respiratorem, drugi i trzeci oddychali spokojnie. Przy zielono włosym leżała kobieta trzymając go za dłoń, najwyraźniej był to jej jedyny syn, którego kochała. Zobaczą się razem w niebie bo długo nie pożyją. Zamknęli za sobą drzwi, aby nikt nie widział scen jak z horroru.
-Gotowa? - zapytał męski glos.
-Jak zawsze. - powiedział kobiecy głos. Patrzyli na wszystkich. Kobieta wiedziała kto dla niej pójdzie na pierwszy odstrzał. Stanęła przy łóżku zielono włosego. Wyjęła scyzoryk podchodząc do respiratora, którego zmniejszyła całkowicie, Przecięła rurki z kroplówka i krwią. Wylewało się na podłogę. Odeszła od tego. Popatrzała na mężczyznę z perfidnym uśmiechem. Kobieta zaczynała się już budzić. Napastniczki oczy wyrażały wściekłość. - Koniec tego dobrego - strzeliła do chłopaka dwa razy, a następny w głowę by mieć pewność, że się nie obudzi. Kobieta uniosła głowę i dokładnie się spojrzała. Przestraszyła się i chciała krzyczeć lecz nie było jej dane, dostała kulkę w głowę padając na ziemię nie żywa. Spojrzała na mężczyznę, który zajmował się tamtymi dwoma.  
Podeszła do chłopaka aby nie zostawiać po sobie żadnych śladów. Broń schowała, a za to wyjęła kolejny raz scyzoryk i nie przejmując się niczym innym wbiła prosto w pierś, gdzie mogło bić serce, ale tym razem nie żywe. Dźgała go parę razy, aż wbiła mocno obracając  wokół z lekkim uśmiechem.
-Co robisz? Cała ty, aż tak ciebie zdenerwował?
-To co zrobił było jego błędem. Nikomu nie pozwolę.. - schowała zakrwawiony scyzoryk wycierając krew o swoje rzeczy.
-Wiem - wszedł w zdanie - Przygotujesz?
-Spróbuję, a przede wszystkim będę musiała. Dla mnie to też ważne. - kiwnął głową. Skierowali się do wyjścia, aby nie zostało po nich śladu. Nie chcieli mieć światków. Wyszli idąc przez korytarz z zakrwawionymi ubraniami, mieli na głowach nadal maski. Usłyszeli z tyłu cichy jęk. Zatrzymali odwracając się raptownie. Pielęgniarka stała przed nimi sparaliżowana. Taca spadła z hukiem na podłogę. Na morderczyni ustach wystąpił grymas niezadowolenia. Za pielęgniarka pokazał się lekarz. Było można usłyszeć ciche puknięcie, a po małym czasie ciało lekarza upadło z hukiem na ziemię.
Popatrzeli do tyłu. Za nimi stał mężczyzna, z lekkim uśmiechem na twarzy. Nie posiadał maski, tylko broń w ręku. Zadał drugi strzał, kobieta trzęsąca się ze strachu upadła na ziemię.
-Szybki jesteś. - powiedział mężczyzna w masce.
-Miałem małe problemy. - powiedział z uśmiechem. Schował swój pistolet za siebie. Wszyscy wyszli z budynku nie zostając przez nikogo przyłapani. Stali na parkingu przy wiśniowym samochodzie. Mężczyzna z złotymi tęczówkami westchnął cicho. Mężczyzna i kobieta zdjęli maski i zbędne rzeczy z górnej części.
-Wiesz, ze teraz będzie najgorszy okres, prawda? Jak się dowie może znienawidzić.
-Wiem, ale tym się nie martwię. Widzę, gdy nienawidzi jest zdeterminowana. Tak jest o wiele lepiej, szybko wszystko pojmie. - uśmiechnął się chytrze. Mężczyzna poklepał go po ramieniu z wyniosłym uśmiechem.
-Jeśli twoje geny są w niej to na pewno, a także siła. Charakter identyczny, lecz chodzi także o inteligencje i przebiegłość. Nie znam jej, wiec nie będę oceniać. Miejmy nadzieję, że nie zawiedzie jak inni.  - powiedział zimnym i pewnym głosem. Spojrzeli sobie w oczy wymieniając spojrzenia.
-Wychowałeś Mnie, dałeś dach pod głową choć byłem tak stary, jak mógłbym Cię oszukać. Wtedy próbowałem coś zrobić, ale jak widać dla nich nic się nie liczyło. Tym razem będzie całkiem inaczej. Jestem tego pewien. - ciemno włosy uśmiechnął się.
-Ufam Tobie. - poklepał Go i odszedł z kobietą w stronę swojego ciemnego wozu zostawiając drugiego mężczyznę samego z swoimi myślami. Wsiadł do swojego samochodu i odjechał z piskiem opon.

Rozdział Czwarty


Siedziałam w pokoju czytając książkę, by się uspokoić przed północnym spotkaniem z szóstka napastników. Ciekawe jak z tego wszystkiego wyjdę? Na pewno będę miała wiele zadrapań i ran. Uchwyciłam ramkę ze zdjęciem, gdzie byłam tylko ze swoim ojcem. Wtedy gdy byłam mała miał uśmiech ale teraz tego nie widziałam. Od piątego roku życia przestał się do mnie śmiać. Dla niego wtedy była warta moja matka Negai i dwóch braci, o których niby wie wszystko. Odłożyłam z powrotem na nocną szafkę i westchnęłam patrząc na okno, za którym słońce bardzo wolno zachodziło.
Dochodziła dopiero godzina siedemnasta, a mnie już się nudziło. Nie wiedziałam co mogłam poradzić na taka kiepską sytuację. Tatko nie może wiedzieć, że dzisiaj właśnie będę w parku biła się z podrzędnymi osobami. Nie miałam do nich nic, ale jednak będzie trójka chłopaków i reszta dziewczyn. Będą mieli przewagę, wiec trzeba opracować jakąś strategie. Wstałam i stanęłam przy szafie i wzięłam na boki wszystkie ubrania. Sięgnęłam w głąb i wyciągnęłam dwu częściowe czarne. Sama nie wiedziałam czy to dobry pomysł. Dostałam w prezencie, w paczce parę miesięcy temu. Ojciec wiedział co mi kupić, ale nie prosiłam go o to.  Powinnam w to się ubrać, ale nie wiem czy zdołam.
Do moich uszu doszedł dźwięk wiadomości. Chwyciłam komórkę z zamiarem otwarcia wiadomości. Jakoś nic mi się nie chciało. Usiadłam zrezygnowana na łóżku i spojrzałam na zewnątrz. Sięgnęłam do okna i otworzyłam na całą szerokość. Ciepły wiatr wpadł do pomieszczenia dając przyjemność. Dzisiaj było niezmiernie ciepło, nie tak jak wcześniej, ale było.  Kaskada włosów falowała zgodnie z wiatrem.
Jakoś teraz chciałabym, aby ojca nie było. Mógłby jutro przyjechać, nie dzisiaj. To nie jest dobry pomysł, bym się wszystkim tak rozkoszowała. Muszę wziąć się w garść i nad wszystkim teraz pomyśleć. Wstałam i sięgnęłam po jedną książkę, gdzie miałam opisane jak można wszystkich załatwić paroma ciosami. Znałam je, ale nigdy nie praktykowałam. Bałam się o ich śmierć, niektórymi gdy się dobrze trafi można zabić. Tego nie chciałam, zawsze ze mną zaczynali, wiec tylko oddawałam. Moje ciało było wiele razy uszkodzone, bo niczego nie brałam z tej ksiązki.
Zamknęłam ją z hukiem, a wtedy usłyszałam skrzypienie klamki. Odłożyłam książkę w najmniej dostępnym miejscu dla braci i matki.  Nikt dokładnie nie wiedział, gdzie się znajduje. Zamknęłam szybko szafę, chwyciłam się oparcia od łóżka zrobiłam obrót w tył w powietrzu. Usiadłam z małym hukiem biorąc do ręki książkę. Obróciłam głowę w stronę drzwi, w nich stał mój ojciec trzymając w kieszeni dłonie. Wszedł do środka zamykając drzwi, ręce trzymał w kieszeniach spodni. Uśmiechnęłam się do niego.
-Sakura… - zaczął. Stał przy moim biurku opierając się i wpatrując we mnie swoimi złocistymi zimnymi oczami. - mam coś dla ciebie. - usiadł blisko mnie. Z kieszeni wyciągnął dwa pudełka, jedno większe, a drugie mniejsze.
-Czy bracia i mama nie powinni czegoś dostać? - spojrzał na mnie.
-Nie mam tylko ich. Mam córkę, która też pewnych rzeczy potrzebuje. - powiedział do mnie z mrożącym głosem. Zawsze taki był, musiał w końcu mieć jakieś uczucia. Ale nie, do mnie wolał być mroźny nie ukazując żadnych uczuć.
-Wiem, ale zawsze… - wręczył mi dwa pudełka. Wzięłam jedno kwadratowe, a mężczyzna wstał przyglądając się czemuś. Otworzyłam i wyjęłam zawartość były to skórzane rękawiczki bez palców. Założyłam je i ścisnęłam. Wyglądały gangstersko, choć na środku było serce ozdobione metalowymi, małymi kółeczkami. Chwyciłam drugie prostokątne pudełko. Otworzyłam, gdy odwinęłam, uchwyciłam w dłoń brązową rękojeść ozdobioną szafirami, szmaragdami, rubinami, diamentami. Ostrze było z prawdziwego złota? Tak, był także numer seryjny. Na złocie był także napis: „To co przeznaczenie przypisało, spełnić się musi”.
Spojrzałam na ojca, który stał do mnie tyłem i trzymał coś w ręku. Nie wiedziałam co? Cóż, na pewno nie… Niech to szlag, to mogło być to. Nie wzięłam go do szkoły, więc co mogłam teraz zrobić? Nie wyplącze się z kłopotów. Żadnych! Schowałam sztylet do pudełka zamykając wolno. Ponowny raz spojrzałam na jego sylwetkę. Jego dłonie opadły wzdłuż ciała. W prawej dłoni trzymał dzienniczek ze szkoły. Będą kłopoty…
-Co to ma być? - zapytał zdenerwowany.
-Dzienniczek? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Obrócił się jego włosy zafalowały, gdy spojrzałam w jego oczy wyrażały wściekłość do mojej osoby. Jeszcze tego nie czułam, nigdy. Bałam się w tej chwili. Stanął przede mną i dzienniczkiem rzucił w stronę biurka rozbijając wazon o ścianę.
-Szkoła.. To nie ta gdzie chciałem, abyś chodziła! - powiedział głośniej. Uchwycił mnie za przed ramiona i podniósł. Ściskał mocno, wiedziałam, że może nawet uderzyć gdy nerwy puszczą. Patrzałam na niego. - Dlaczego tam chodzisz?
-To nie jest moja wina. Wiem, że chciałeś abym chodziła gdzie dzieci pana Uchiha, ale matka zapisała mnie do tamtej. - powiedziałam patrząc na niego.
-Negai? - zapytał - jak to ona cię zapisała do tej szkoły?  - pytał wściekły. Potrząsnął mną. Ej nie jestem lalką tylko człowiekiem! Mój ojciec ześwirował? - Każdy z nich chodził, ty tez miałaś siebie sprawdzić czy dasz radę. Wysyłałem specjalnie pieniądze na szkołę, byś miała na wszystko. Te pieniądze były dla ciebie, byś miała… - przerwał patrząc w moje oczy. Oderwał jedną rękę i dotknął policzka gdzie miałam limo. Nawet o to nie zapytał, co mi się stało. - Zaraz sobie porozmawiam. - dopowiedział. Pociągnął mnie za sobą. Schodziliśmy schodami na dół. Będę miała siniaki po jego palcach. Bosko normalnie…! Jeśli ktoś zauważy nie będzie dobrze pomyślą, że się nade mną znęcają w domu.
-Ojcze, nie trzeba. Ja mogę chodzić do tej, do której.. - spojrzał na mnie srogo.
-Nie. - powiedział władczo. Przeszliśmy blisko lady kuchennej. Matka siedziała na sofie z braćmi. Ojciec posadził mnie na przeciwnej sofie, lecz nie usiadł tylko stał wpatrując się w zły w moja matkę.
-Nie co tak naprawdę wydajesz pieniądze, które przesyłam na szkołę Sakury? - zapytał opanowując się od gniewu. Czułam spojrzenia braci na sobie, były takie wściekłe. Spuściłam głowę w dół, aby na nich nie patrzeć. Widziałam jedynie jak matka na mnie patrzy.
-Jak to na co? Na szkołę rzecz jasna. - i po co to siebie oszukiwać? To nie ma sensu. - Przecież chciałeś by chodziła do tej samej szkoły co synowie. Zapisałam ją tam. - westchnęłam cicho. Chciałam wstać.
-Nawet się z miejsca nie ruszaj. - powiedział do mnie choć patrzał na matkę. Ojciec stał wpatrując się wściekły w matkę. Miejmy nadzieję, że jej nie uderzy jak się dowiedział o całym zajściu o szkołę. To tylko Szkoła, ale jego duma i wola zostały urażone. Mógł wtedy naprawdę się zdenerwować. - Czy to prawda? - zapytał swoich synów.
-Tak - powiedzieli oby dwoje. Jeszcze bardziej się zdenerwował, tak jakby to było cos strasznego? Nic takiego nie było.
-Macie mnie za głupca! - powiedział głośno i trzasnął dłonią w ścianę, która lekko się skruszyła. Patrzałam na to zdziwiona. Nie spodziewałam się, ze ojciec ma taką siłę. Jeszcze u niego nie widziałam takiej wściekłości, więc nie dziwię się. Wszyscy patrzeli na niego przestraszeni w tym i moi bracia. Mi jakoś to było obojętne, w końcu widziałam podobną do niego wściekłość. - Jak śmiałaś zapisać Ją do przeciętnej szkoły! Ona tam nie miała chodzić, nie przysyłałem pieniędzy dla ciebie! Miałaś iść do pracy, sama mówiłaś że pójdziesz! Pieniądze, które tobie przez cały czas wysyłałem były wyłącznie dla mojej córki na szkoły i na jej potrzeby. Macie dosyć lat i możecie iść do pracy. - westchnął ciężko - jeśli żadne z was nie pójdzie do pacy w przeciągu tygodnia nie pójdzie do pracy, zamykam Twoje konto Negai, a otworze nowe. A wiesz przecież, że to zrobię. - warknął.
-Ale.. - zaczęła matka.
-Zamknij się! - podniósł głos. - Moja wola jest święta dobrze o tym wiesz. Ona będzie chodziła do tej szkoły obojętnie czy tego chcecie.
-Zaczął się już rok szkolny, prawie pół roku minęło. - powiedział brązowo włosy.
-I co z tego? - zapytał - tam można przyjść kiedy się chce. Znam bardzo dobrze szkołę dla elitarnych, sam do niej chodziłem! - popatrzałam na niego zdziwiona. O tym nie wiedziałam! Mówił, że był biedny, wiec w jaki sposób do niej trafił? Tego naprawdę nie wiedziałam. - Sakura.. - powiedział zimno, ale nie ze wściekłością. Popatrzałam na jego twarz, i w oczy. - Jutro pojedziemy odebrać wszystkie papiery i przeniosę Cię do szkoły, którą sam dla ciebie wybrałem. Tam będziesz uczęszczała do szkoły. Twoje zdanie mnie nie obchodzi. - powiedział srogo. Wstałam nic nie mówiąc. Ruszyłam do pokoju, nie miałam za dużo czasu by się przygotować na wypad do Parku Kaze Okami. Pobiegłam na górę zamykając się i westchnęłam. Chwyciłam komórkę w rękę, wykręciłam numer do przyjaciółki.
-Sakura.. - powiedziała dysząc, ale widocznie ze złości - jak się czujesz?
-Drżę. - powiedziałam zgodnie z prawdą.  Miałam w sobie wiele adrenaliny, chciałam walczyć, to wiedziałam. Usłyszałam pukanie, otworzyłam. Był to mój ojciec. - Poczekaj chwilę, Setsu. - pierwszy raz na nią tak powiedziałam. - tak, ojcze? - wręczył mi jakiś pakunek, chciał odejść, ale chwyciłam go i ucałowałam w policzek. - bardzo dziękuję. - odszedł. Zamknęłam drzwi za nim. - Jestem.
-Co tak długo?
-Chwila była. Góra dziesięć sekund. Co taka nabuzowana jesteś? - zapytałam delikatnie śmiejąc się.
-Ty mi nie mów, ze przyjmujesz to z takim spokojem. Będzie ich szóstka, a ty jedna. Mi nie dajesz sobie pomóc, ty jesteś egoistka. Tez chce się zabawić, no weź! Mogę? - zapytała
-Gdy sobie nie poradzę to wkroczysz.
-Czyli mam przyjść?
-Oczywiście. A kto mnie będzie wspierał? - zapytałam retorycznie - Tylko ubierz się tak, aby tobie nic nie przeszkadzało. Mamy jeszcze półtorej godziny. A drżałam z powodu ojca, nawet nie wiesz jaki wściekły był jak się dowiedział do jakiej szkoły chodzę. - milczałam przez chwilę, a ona słuchała. - No i następna sprawa, będziesz musiała na powrót się przenieść do swojej byłej szkoły. Jutro przenoszę się do tej elitarnej, ale nie będzie mnie w szkole. Chyba.. Sama nie wiem. - zaśmiałam się
-Nareszcie!!  - krzyknęła do słuchawki - jestem w niebie!
-Nie! Nie odlatuj mi! - zażartowałam.
-Bardzo śmieszne. - skomentowała mój wybryk - Cieszę się, że Twój tatko w jakiś sposób się dowiedział gdzie chodzisz. A teraz będziesz ze mną w elicie. Zobaczymy jak sobie poradzisz, oczywiście będę Cię wspierać i wyjaśnię ci wszystkie zasady i tak dalej. Tam dopiero możesz zyskać wrogów, tak samo jak ja, ale i tak będziesz u mnie mogła zyskać pomocna dłoń.
-Mam nadzieję. Będę nowa. - westchnęła zażenowana - O matko, zapomniałam o twoim bracie.
-Dwóch
-Ten starszy mi zwisa. Gorszy jest młodszy, chętnie bym go zarżnęła w złym znaczeniu. Nienawidzę Go po prostu. - zaśmiała się do słuchawki. Byliśmy tego samego zdania. Zawsze siebie broniliśmy, gdy ktoś mówił coś o jakiejś z nas.  Nie mogłam im wtedy odpuścić, biłam do nieprzytomności. Z szafy wyciągnęłam strój wraz z butami, a także z drugiej bieliznę co do tego stroju. - Spotkamy się za dziesięć dwunasta w parku. Będę czekać. - rozłączyłam się nawet się nie żegnając. Rozebrałam się i ubrałam na siebie ciemną bieliznę w koronkę. Paska od stanika przezroczyste. Założyłam skórzane letnie spodnie, które dobrze przylegały do ciała. Zawiązałam je mocno zapinając srebrny pasek i zaczepiając łańcuszek, gdzie wisiały dwa serca. Na górę założyłam małą bluzeczkę ze skóry. Poprawiłam swoje piersi, lekko były widoczne. Z tyłu mocno zawiązałam aby wszystko dobrze się trzymało. Materiał skórzany był na piersiach i ramionach trochę, aby zasłonić stanik.
Spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze dwadzieścia minut do wyjścia. Czas leciał nieubłagalnie szybko. Rozczesałam włosy wiążąc w mały kitel. Z doły słyszałam krzyki matki, ale nie zwróciłam zbytnio na to uwagi. Chwyciłam kolejny pakunek od ojca. Rozerwałam papier, i wyciągnęłam z niego skórzaną kurtkę motocyklową. Obejrzałam ją dokładnie. Z tyłu były na niej białe skrzydła na całej wysokości, a u góry napis Angel. Żadnych ulotek nie było. Założyłam na siebie. Komponowała się z moim czarnym strojem. Spojrzałam na zegarek, powinnam już iść, bo się nie wyrobię. Założyłam buty na obcasie, a po chwili kurtkę na ramiona.
Wyszłam cicho zostawiając także komórkę. Nie chciałam, aby ktokolwiek nam przeszkadzał, w razie potrzeby była moja przyjaciółka, która potrafiła także przywalić. Schodziłam cicho po schodach, słyszałam ciche jęki bólu mojej matki. Teraz nie miałam czasu to sprawdzić. Cicho chciałam wyjść z pomieszczenia, aby nikt nie wiedział, że wychodzę, ale wszędzie było ciemno.
-Dokąd idziesz? - usłyszałam męski baryton. Drgnęłam. On nie spał? A już myślałam, ze jakimś cudem umknę jego uwadze. - Myślałas, ze śpię? Nie, nie tym razem. - westchnęłam.
-Po prostu musze wyjść.
-W tym stroju? - dopytywał - Ilu? - obróciłam się do niego przodem. Miał na sobie slipki i szlafrok odpięty. - Ilu będzie tym razem przeciwników?
-Nie idę.. - nie dokończyłam.
-Oczywiście. Powodzenia. - podszedł do mnie i ucałował w czoło. - Pamiętaj jak wylądujesz w szpitalu bądź w więzieniu daj mój numer. - zdziwiłam się. Odszedł ode mnie. Zniknęłam za drzwiami cicho zamykając. Biegłam ile miałam sił w nogach. Ulice były puste. Żadnej żywej duszy. Lampy oświetlały mi przejście do Parku, w którym miał stoczyć się pojedynek. Nie był daleko, chociaż tam będę miała spokój przez chwilę i mogła się wyżyć. Obym tylko ich nie zabiła. Nieliczne złamania mogą być. Zobaczą jaka jest wściekłość Haruno. Jeśli się nie pojawia przegrywają walkowerem.
Sklepy i inne rzeczy były oświetlone. Wbiegłam w inny zaułek, gdzie już zaczynał się park. Biegłam przez cały czas i zwolniłam idąc wolno, a obcasy wydawały charakterystyczny dźwięk. Wyszłam na okrągły podest, nikogo nie było oprócz jednej osoby. Mojej przyjaciółki, która stała plecami do mnie. Podeszłam do niej, trzęsła się jak galareta.
-Sakura… - powiedziała - Możesz się jeszcze wycofać.
-Nie będę głupia. Tu nikt nas nie znajdzie. Policja nie będzie nikogo szukać, bo po co? Oni wola siedzieć niż zajmować się obywatelami. Nigdy nic do końca nie zrobią. - powiedziałam do niej z uśmiechem. Siedziałam przez chwilę na ławce patrząc na gwiazdy i księżyc. Tak, tu się zacznie „mała” bójka. Sześć na jeden. Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu. - Tata Cię puścił?
-Nie wie, ze wyszłam. Tylko mój bliźniak wie. Widział.
-Mnie ojciec przyłapał. - spojrzała na mnie zdziwiona - I skumaj Jego, życzył powodzenia. - zaśmiałam się cicho. Usłyszałam biegi. Spojrzałam na zegarek za minutę północ. Mają czas do jeden po, potem przegrywają. - Jakoś się troszkę zmienił, ale właściwie nigdy nic nie powiedział, gdy zaczęłam jakąś walkę. Jedynie ten jego perfidny uśmieszek mówił, ze jest zadowolony? - zapytałam siebie - Setsu?
-Hm…
-Ja go nie rozumiem, czemu taki jest?
-Mnie nie pytaj. Nie znam Go. - wstałam i podeszłam do fontanny, która stała, lecz była wyłączona. Stanęłam przy wodzie przyglądając się swojej sylwetce. Na środku stał wielki wilk na podeście wyjący do księżyca. Wiązała się z nim pewna legenda, o zabłąkanej dziewczynie, którą zaczęły wychowywać wilki, aż w końcu się w takiego zmieniła. Przebiegłego, chytrego i chcącego zemsty.
-Haruno! - usłyszałam baryton wielu głosów. Spojrzałam w tamta stronę chłopacy stali. Spojrzałam na zegarek. Równo północ? Brawo zdążyli. Ściągnęłam kurtkę i rzuciłam na ławkę gdzie siedziała przyjaciółka. Na rękach miałam rękawiczki od ojca.
-Zaczynamy. - powiedziałam. Oni uśmiechnęli się. Nie było jeszcze dziewczyn, ale po chwili dobiegły. Westchnęłam, a myślałam, że będzie odrobinę łatwiej. Cóż będę musiała spokojnie się za nich wziąć. Odsunęłam się od fontanny. Dziewczyny pobiegły na mnie. Zacisnęłam dłoń w pięć. Jedną uderzyłam w brzuch, drugą z łokcia. Zamachnęłam się noga powalając oby dwie na ziemię. Następna zamachnęła się ominęłam ciosu i machnęłam nogą podcinając. Upadła z hukiem na ziemie. Chłopacy zaczęli teraz atakować. Nie było  z nimi tak łatwo jak z dziewczynami. Dostałam od jednego z pięści w policzek. W ustach czułam metaliczny posmak.
Robiłam parę razy krok do tyłu. Jedna z dziewczyn uchwyciła mnie za szyję. Uniosłam nogi w górę i uderzyłam chłopaka z obcasa raniąc go blisko oka pod brwią. Odepchnęłam się od niego i stanęłam za dziewczyną. Pchnęłam ją, wpadła w jego objęcia. Zaatakowała mnie czwórka. Uderzyli w nogę z całej siły. Upadłam na kolano. Jeden uderzył w twarz. Leżałam na brzuchu. Uderzali w brzuch z nogi. Każdy w inne miejsce. Katem oka zauważyłam jak przyjaciółka zakrywa usta dłonią. Przymknąłem powieki. Odsunęli się ode mnie. Skorzystałam z okazji wstając, z pół obrotu uderzyłam mężczyznę, który potknął się i runął na ziemię. Próbował wstać, ale to było na nic. Zamachnęłam się na chłopaka, któremu po raz kolejny złamałam nos. Krew się lała z ich organizmów. Zaatakowałam następnego powalając Go na ziemię. Obróciłam się do zielono włosego mężczyzny.
Hideki stał wpatrując się we mnie, Z tyłu wyciągnął scyzoryk ukazując jego ostrze. O tym nie sądziłam, że do tego będzie zdolny taki chłopak? Starszy, ale jednak głupota. Nie przejmował się swoja krwią.   Zaatakował mnie. Nie mogłam dać się dać teraz zranić, bądź co gorsza zabić. Zranił mnie wiele razy w twarz, w ramiona, a także brzuch. Leżałam na ziemi, zamachnął się z zamiarem zabicia!
Zaciął mnie głęboko nad biodrem. Przytrzymałam się i spojrzałam na wewnętrzną część dłoni. Skapywała duża ilość krwi. Ojciec się załamie jak się dowie o mojej śmierci. Znów się zamachnął ranią w to samo miejsce pogłębiając ranę. Upadłam trzymając się za ranę. Widziałam w oczach śmierć, ale musiałam się podnieść. Został z całej siły uderzony z pół obroty i uderzył o ławkę. Inne osoby znów wstały. Scyzoryk kopnęłam gdzieś w stronę trawnika, aby go nie znalazł.
Setsu pomagała mi w tej chwili. Powalała jednego po drugim. Wstałam wpatrując się w nią. Była tak samo zwinna. Zaatakowali mnie. Obróciłam się i mocno kopnęłam. Zadawałam kolejne ciosy, aż upadł. Stałam przy brunetce, która nie była z tego powodu zadowolona, ze krwawię.
-Wytrzymasz?
-Muszę. - powiedziałam do niej. Jeden z nich ją chwycił i uderzył, że upadła. Wyciągnął jakichś nóż i zranił mocno w ramię. Krzyknęła. Kopnęła go w niedozwolone miejsce. Zwinął się z bólu. Kopnęła go co spowodowało, że upadł. Walczyliśmy w małych grupkach. Teraz nie zwracałam na żaden ból uwagi. Chcieli walczyć, wiec mają za swoje. Siedziałam na jednym chłopaku uderzając go pięściami. Na przed ramieniu poczułam uścisk. Wyrwałam się nadal go okładając. W końcu ten ktoś chwycił w okolicy bioder odciągając od ciała.
-Wystarczy. Jest już nie przytomny - mówił męski baryton. Ściskał mnie w okolicach rany co bolało jak cholera. Spojrzał na swoją dłoń, i na pewno się przestraszył - Ty krwawisz.
-Odkrycie doskonałe. - chciałam się obrócić, ale to spowodowało, ze straciłam równowagę i wpadłam objęcia mężczyzny. Miał takie męskie dłonie, a zarazem delikatne. Mogłam odczuwać jego dotyk. - Wezwijcie karetkę, a raczej parę. Sprawdźcie co z tymi wszystkimi. - mówił - Sets trzymasz się?
-Mi idioto nic nie jest! - warknęła.
-Tak, oczywiście. Zobaczysz co się stanie później. - powiedział z pewnością w głosie. Każdy głos już zanikał w oddali, zaczynałam mniej słyszeć. Męska dłoń uciskała ranę, aby krwotok był mniejszy, lub by krew nie leciała. Po chwili już nic nie odczuwałam. Stała się ciemność w każdym obszarze mojej świadomości.

Rozdział Trzeci


Godzina, po godzinie mijała. Wszystko tak szybko szło do przodu, dziwiłam się, ze lekcje w taki sposób mijały. Było pewne dlaczego, nie chciałam spotkać się z ojcem. Czułam wibrujący telefon co chwila dzwoniła matka, bądź bracia. Nie odbierałam, nie miałam na to czasu. Byłam skoncentrowana na lekcji, aby nauczyciele niczego nie podejrzewali. To ogólnie cud, że tatko przyjeżdża na parę dni. Po tylu miesiącach ośmiela się przyjechać? To jest irytujące z jednej strony. Mógł jeszcze dłużej zostać, a moja matka i rodzeństwo nie szalałoby tak z całymi przygotowaniami.
Nie wiem po co to robią. Jak ojca nie ma zachowują się jak idioci, ćpają, piją i grają w gry komputerowe. Teraz będą zachowywać pozory przez parę dni, aby ojciec nie miał do nich podejrzeń. Niech robią co chcą, ja będę sobą. Z ojcem i tak nie będę większości czasu spędzać, gdyż na pewno będę wybywać z domu. Nie będę siedziała jak głupia w czterech ścianach, choć wcześniej mówiłam, że tak bym zrobiła bez względu na wszystko.
Sama teraz nie wyglądam za dobrze. N policzku zadrapania, tak jak na wardze dolnej. Prawe oko pobite, mam limo co nie wygląda za dobrze. Siniaki na brzuchu, nogach. Wszystko się ładnie składa. A w dodatku nie mogę tego schować, by nikt nie widział tych wszystkich zadrapań, jedynie zasłaniam okularami swoje winy.
Dotknęłam lewego policzka, gdzie widniała rana pod plastrem. Uśmiechnęłam się dotykając plaster, dostałam go od przystojnego, miłego i bardzo sympatycznego faceta. To się jeszcze nigdy nie zdarzało, abym była z tego zadowolona. Cóż pierwszy mężczyzna, a w dodatku taki przystojny? To się zdarza mało kiedy.
Jezu! Zapomniałam. Ojciec, On mnie zabije za włosy. Musiałam je ściąć, gdyż miałam małe problemy. To było tez straszne, dlatego zaczęłam wolno zapuszczać, co mi się udawało. Lecz gdy On zobaczy, będzie zły z pewnością. Lubi długie włosy, ale to nie moja wina, ze tak się stało. Taka była w tamtym momencie sytuacja. Będę musiała to przeżyć. Uśmiechnęłam się delikatnie do samej siebie.
-Czy cos się stało? - usłyszałam pytanie przyjaciółki, gdy szliśmy w stronę szatni. Popatrzałam na nią i zamyśliłam się na chwilę. No jasne, powiem ojcu, że guma mi się przykleiła. Nie, to nie będzie logiczne.
-Mój tata przyjeżdża na parę dni. - westchnęłam. Zatrzymała się i rzuciła się na moje ramiona przytulając się do mnie.
-To wspaniale, może ciebie przeniesie do szkoły elitarnej. - zaśmiała się tuląc się do mnie. Westchnęłam zażenowana. Ona by bardzo chciała, abym tak się przeniosła, bo jestem zdolna do wszystkiego. Raczej ojciec nie powinien mnie przenieść, nie robiłby takiego zamieszania wśród szkół.
-Nie przeniesie - powiedziałem. Oderwała się ode mnie szybko. - Nie powiem mu do jakiej szkoły chodzę. Nie mogę. Ty wiesz jak to się skończy? Awanturą! Nie chcę tego, wole już w tej klitce siedzieć. - szliśmy dalej do szatni, na naszej drodze stanęli trzech chłopaków, obróciłam się by iść okrążą drogą, lecz z drugiej stała Karin z dziewczynami. - Hideki i Karin dobrana para co? - zaśmiałam się. - Pasujecie do siebie identycznie. Zrobiłam wam kuku co? Takie małe dzieciaki z was. Ile wy macie lat? Pięć? - mężczyzna chciał coś powiedzieć. - Nie mama ochoty bić się już w szkole, chcielibyście mi dołożyć co? - zapytałam ich.
-Oczywiście. - powiedzieli razem.
-To spotkajmy się wieczorem w parku Kaze Okomi*, a najlepiej o północy. - powiedziałam do nich. Zlustrowali mnie od dołu do góry lub na odwrót. Zaśmieli się wszyscy po kolei. Setsuko wpatrywała się w nich dokładnie, a potem przeniosła na mnie spojrzenie. Uśmiechnęłam się wrednie. Jeśli sami chcą zacząć, z miłą chęcią im przyłożę.
-Dobra. Niech ci będzie. Wylądujesz w szpitalu. - machnęłam jedynie ręką, przeszłam obok nich z przyjaciółką. Szliśmy przez chwilę w ciszy, i weszliśmy w zakręt. Jakoś miałam ochotę im przyłożyć, ale nie tutaj, dzisiaj jeszcze im dam popalić. Zobaczą, że jedna kobieta może pokonać całą szóstkę, która się zjednoczy.
-Będę miała pomóc? - zapytała brunetka.
-Nie. - wypowiedziałam. Uchwyciła mnie mocno za przed ramię i szarpnęła do siebie. Miała tez temperament. Wpatrywałam się w jej czarne oczy. Docenialiśmy siebie, ale ona jak jej się coś nie podobało potrafiła uderzyć z dużą siłą. W jej oczach widziałam złość do mojej osoby..?
-Nie? Sakura do jasnej cholery. - mówiła przytłumionym głosem, lecz wściekle. - Sama z nimi nie możesz, oni naprawdę ciebie pobiją do nieprzytomności. - uśmiechnęłam się promiennie.
-Nie martw się tym. Dam siebie radę. Jeśli dałam radę z tobą, choć było ciężko - odeszłam dalej.
-Był remis! - krzyknęła w moją stronę. Racja bo zostaliśmy przyłapane i w dodatku wylądowaliśmy w szpitalu ze złamanymi rękami. To naprawdę było wspaniałe..? Miałam napływ adrenaliny i emocji, wtedy wiedziałam, że lubiłam takie rzeczy. Nie obchodziło mnie jaki ból sprawialiśmy sobie, ale na końcu gdy się spotkaliśmy uśmiechnęliśmy się do siebie podając ręce w sprawie zgody.
-Tak. To mi się podobało. - zaśmiałam się. Rozebrałam się ubierając na siebie białą bluzkę na krótki rękawek, i czarne spodenki podkreślające moje nogi do tego adidasy. Czekałam na moją przyjaciółkę. Razem wyszliśmy drugim wyjściem na zewnątrz, gdzie były dziewczyny, które czekały na nauczycielkę. Stałam z Setsuko dalej od nich, aby znów nie zaczepiły. Nie chciałam z nimi się bić kolejny raz. Brunetka się zaśmiała.
-Sakura?
-Hm…
-Rozmawiałam dzisiaj z starszym bratem i nie mogłam ze śmiechu jak pokazał swój siniak. Nie chciał powiedzieć kto mu zrobił, ale solidnie został napadnięty. Gdybyś zobaczyła jego minę sama byś się zaczęła śmiać. - uśmiechnęłam się.
-Twoi bracia zawsze spotyka coś niewiarygodnego. A tym razem była to napalona fanka, na pewno. - powiedziałam do niej. Uśmiechnęłam się delikatnie. Nie mogłam uwierzyć, że jej starszy brat został napadnięty przez jakąś dziewczynę. Kolejny z pewnością raz. Nie rozumiem jak oni to wytrzymują? Nie mają z pewnością na to jakiejkolwiek siły.
Nauczycielka przyszła i pierw co zrobiła sprawdziła obecność. Jakoś nie miałam ochoty na jakiekolwiek ćwiczenia. Nie chciałam by to był koniec mojej doli, musiałam być entuzjastyczna. A to ostatnia lekcja.
-Panna Haruno - powiedziała nauczycielka. Spojrzałam na nią. Rzuciła w moją stronę kij do skoku. Złapałam go zwinnie. Pokazała na skok o otyczce? Nie lubiłam tego za bardzo. Było nisko wiec da się skoczyć. Nigdy nie było zwiększane, a wiedziałam że wyżej skocze, lecz nie chciały przeginać. Rozbiegłam się i podarłam kij unosząc się. Przeskoczyłam. Wstałam nie zwracając na nic uwagi. Podeszłam do przyjaciółki. Każda kolejna przeskakiwała. Usłyszałam męskie głosy, spojrzałam w bok, był to brat przyjaciółki. Nienawidziłam go, i to bardzo.
-Twój braciszek idzie. - powiedziałam do niej. Zrobiła niezadowolona minę. Teraz ona skakała. Patrzałam na nią. Przeskoczyła z gracją. Uśmiechnęła się. Lekcja skończyła się szybko, a brunet tylko się wpatrywał w jej osobę i w moją. Cicho się śmiałyśmy. Szliśmy ostatnie do szatni.
-Brawo, Haruno. Jesteś dobra w takiej szkole, ale w drugiej byś poległa - usłyszałam z jego ust ripostę. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Zdziwił się moją reakcją. Nigdy nie uśmiechnęłam się w taki sposób, a w dodatku z satysfakcją. Podeszłam do niego i stałam naprzeciwko. Był o parę milimetrów ode mnie większy. Dotknęłam jego policzka i nachyliłam się.
-Tylko, że to ty wtedy bardziej cierpiałeś nie ja. - powiedziałam. Pchnęłam go i upadłby gdyby nie jego kumple. Nie interesowałam się nimi, nie byli tego warci. Patrzałam dokładnie na niego z precyzją. Jego czarne oczy były wściekłe.
-Gdybyś była gdzie indziej byś już leżała martwa.
-Z pewnością - powiedziałam z kpiną. Oby dwie ruszyliśmy do szatni. Szybko się przebrałam wraz z przyjaciółką. Odprowadziłam ją do samochodu jej ojca. Pożegnałam się buziakiem w policzek. Ruszyłam przed siebie zakładając okulary na nos. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni. Dwanaście połączeń nieodebranych? Wow, to się wysilili chociaż ten jeden raz. Nie chowałam komórki, tylko otworzyłam wiadomość.

Kurwa, odbieraj ten telefon!

Zaśmiałam się i wpadłam na kogoś? Odbiłam się od owej osoby i upadałam na podłogę. Jęknęłam cicho. Bolało. Moja pupcia… Westchnęłam. Taka jest moja nieuwaga. Nie dobrze jest już ze mną, nie mogę iść zadufana bo jeszcze wpadnę pod koła samochodu. Przed sobą zobaczyłam czyjąś męską dłoń. Przyjęłam pomoc z lekkim uśmiechem.
-Bardzo dziękuję - powiedziałam delikatnie. Otrzepałam swoje pośladki z brudu. Od tego kogo się odbiłam nie był taki miękki, raczej twardy. -jestem Panu wdzięczna - uniosłam w tym momencie głowę. Przede mną stał ten sam mężczyzna co mnie zawiózł do domu. Jego ciemna grzywka opadała po obu stronach skroni, znów był w mundurze. Wiatr pobawił się naszymi kaskadami.
-Znowu słyszę od ciebie „Pan”. Ach ta starość. - powiedział z uśmiechem na ustach. Czułam, że moje policzki się czerwienią. Na pewno miałam rumieńce. Nie możliwe, nie powinnam tego robić, ale tak naprawdę nie wiedziałam, że to On. - Spotykamy się drugi raz. Czemu zaniemówiłaś?
-Bo.. Bo.. - westchnęłam. Zaśmiał się.
-Słodka jesteś, gdy się rumienisz. - znów się zaśmiał. Obróciłam się do niego tyłem i dotknęłam swojego policzka. Był taki gorący. Zachowuje się jak gówniara bez jakichkolwiek ambicji na przyszłość. A rozmawia ze mną jeden z mężczyzn, a ja się tak odwracam. - Czy ty się wstydzisz?
-Nie. Niby dlaczego? - zapytałam - to ja już pójdę - odchodziłam w stronę jednego z parków.
-Przepraszam, ale czy twój dom nie jest w drugą stronę? - zapytał. Stanęłam sparaliżowana. Faktycznie! Klepnęłam się delikatnie w czoło i się obróciłam idąc w stronę teraz swojego domu. Zaśmiał się cicho widząc moje zakłopotanie? - Może chcesz abym Ciebie podwiózł?
-Nie dziękuję. Nie śpieszy mi się.
-No tak, ale nie chce byś kolejny raz sknociła. Jako obywatelka miasta musze ciebie chronić jak i innych. - popatrzałam na Niego zdezorientowana. No tak, przecież wczoraj ukradłam pieniądze i będzie miał mnie za złodziejkę. Westchnęłam cicho. Wolałam o tym nie myśleć. Przytrzymał mnie za ramię, ale koło nas zatrzymał się policyjny wóz.
-Itachi wsiadaj. - powiedział jeden z policjantów. Nie chciałam nawet pomyśleć co się tak naprawdę stało. Brunet puścił mnie, wiec odchodziłam. Oparł się przy otwartym oknie. Wolnymi krokami minęłam go, aby mnie nie zauważył i odchodziłam.
-Przejdę się na komisariat. Jeszcze kogoś odprowadzę. To jest bardzo nie grzeczna dziewczynka. - zaśmiał się.
-Dobra jak chcesz. - powiedział szybko. Nie mogłam się nim przejmować, to tylko zwykły mężczyzna, prawda? Całkiem zwykły. Jak każdy inny. Na pewno cos ukrywa, ale co mógłby policjant ukrywać? Nic. Najwyżej szmal. Stanęłam zastanawiając się nad tym wszystkim. To było naprawdę nie do przyjęcia, abym wpadała kolejne razy na tego mężczyznę.
-Nad czym tak się zastanawiasz? - usłyszałam pytanie. Podskoczyłam przestraszona. Odwróciłam się patrząc na niego zła, nadęłam policzki z wściekłości. Zaśmiał się słodko. - naprawdę jesteś słodką dziewczyną.
-Przestań. - powiedziałam do niego zbliżając się o jeden krok. - Nie mów tego więcej razy. Nie jestem słodka.
-Dla mnie jesteś. - zaśmiał się. Wywróciłam oczami, dobrze, że tego nie widział. Obróciłam się zła i szłam w stronę domu. Wyrównał ze mną, szedł obok mnie. Nie wiedziałam czemu.
-Dlaczego idziesz ze mną?
-Trzeba odprowadzić wpadającą na mnie kobietę. - westchnęłam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Szliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam o czym mogę z nim rozmawiać. Nie znałam go w ogóle, a nie miałam zamiaru flirtować. Był przystojny, ale nie chciałam udać, że mi się podoba. Wcale tak nie było prawda? On mi się nie podoba i koniec kropka. Raz mnie złapał, co było wpadka, a  drugi raz na niego wpadłam. Zrządzenie losu. - Nie będziemy tak w milczeniu szli, powiedz mi Sakura, do jakiej chodzisz szkoły?
-Blisko tej dla bogatszych. Nie jest to dla elity tak jak nawiązuje to Uchiha. - powiedziałam z grymasem na twarzy.
-Uchiha? - zapytał. -Co ci zrobił?
-Nie chce o tym mówić. Po prostu Go nie lubię i tyle. - wzruszyłam ramionami. Dochodziliśmy już do mojego domu. - Dlaczego to Cię interesuje?
-Musze coś o tobie wiedzieć. - wypowiedział do mnie z uśmiechem. W oddali zauważyłam znane auto. Wiśniowe Maserati Grancabrio Sport. Samochód mojego ojca. Stanęłam wpatrując się w auto koło domu. Chłopak chwycił moje policzki. - Słuchasz mnie?
-Przepraszam. Nie słuchałam. Może kiedyś się jeszcze spotkamy. To na razie. - powiedziałam wpatrując się w samochód mojego ojca. Poczułam wibracje w kieszeni odchodząc. Chwyciłam komórkę widząc kto dzwoni. Odrzuciłam połączenie. Za sobą usłyszałam głośne westchnięcie. Czyżby coś mówił, lub proponował? Teraz się nie dowiem. Trudno. Cicho weszłam do domu, aby nikt mnie nie usłyszał. Ciekawe co ode mnie chciał Reiki, za często nie dzwonił. Choć wcześniej była od niego i od Raitona połączenia. Wzruszyłam jedynie ramionami.
-Nie odebrała. - powiedział mój jeden z braci. Westchnęłam cicho. Widocznie byli w salonie. Jakoś nie chciałam tam iść. Zobaczyłam, że byli już po obiedzie? No proszę, jakoś im się udało wszystko samym zrobić, ale lekko było czuć spalonym jedzeniem. Zaśmiałam się. - tato ona musiała zostać dłużej w szkole.
-To pojadę po nią.
-Nie. - powiedzieli wszyscy razem. Dziwnie się zachowali, a  no tak dowiedziałby się, ze chodzę do innej szkoły, o której on nie wie. Dobra, po co się ukrywać, trzeba się w końcu przywitać. Westchnęłam kolejny raz, ale tak się zastanawiam co chciał ode mnie brunet. Kurde! Dlaczego nie słuchałam. Weszłam do pomieszczenia. Ojciec stał do mnie tłem. Wszyscy go przytrzymywali, aby nie jechał po mnie.  Wyglądało to komicznie. Ojciec patrzał na nich zdziwiony? Puścili go gdy mnie zobaczyli.
-Witaj tato - powiedziałam z uśmiechem. Odeszłam do niego i pocałowałam w policzek. Odeszłam trochę od niego do kuchni robiąc sobie jedzenie. Jego fioletowe włosy były ułożone w nieładzie, a złociste oczy wpatrywały się we mnie z dokładnością. Na lewym uchu widniał srebrny kolczyk, z wygrawerowaną różą.? Podobny do kolczyka tego policjanta.
-Sakura… - usłyszałam władczy głos fioletowo włosego. - Co to ma znaczyć? - zapytała i uchwycił delikatnie moje krótkie włosy. Wiedziałam, że o to zapyta. Co mam mu powiedzieć, było to przez braci wpadka, ale nie mogę ich wydać. Ich oczy wyrażały strach.
-Miałam pewien wypadek, musiałam ściąć - uśmiechnęłam się delikatnie patrząc na mojego ojca.
-Ściemniasz. - znów wiedział. - Ktoś ci to zrobił, prawda? - bracia drgnęli. Nie wiedziałam co powiedzieć, skąd wiedział takie rzeczy? Nie było po mnie widać. - Nie będę się w to mieszał, i tak nie powiesz. - wzruszyłam jedynie ramionami z lekkim uśmiechem. Usiadłam przy blacie zaczynając jeść co sobie zrobiłam. Nie chciałam jeść mamie jej jedzenia. Ona zawsze była taka, ze krzyczała. Bracia patrzeli na mnie wyczekująco. Nie wiedziałam o co chodzi. Umyłam po sobie naczynia.
-Idę odrabiać lekcje. Będę w pokoju. - powiedziałam. Weszłam do góry schodami i westchnęłam cicho. Jakoś nie miałam ochoty na siedzenie z nimi i rozmawianie o głupich rzeczach, a jeszcze z pewnością wręczy im prezenty jakie nakupował. I po co to wszystko? To nie ma sensu. Jakieś drobnostki dla nich są zawsze potrzebne. Dla mnie jest ważne by był ze mną i to do końca wystarczy.








Chodziła w ta i z powrotem po salonie nie wiedząc co zrobić z całą sytuacją. Jeden brat się na nią patrzał zażenowany wraz z swoja dziewczyną. Nie wiedzieli co jej dolega, ze cały czas tak chodzi. Stanęła i potrząsnęła głową. I tak parę razy. Westchnęła ciężko opadając i nagle wstała szukając czegoś w szkatułce ojca, wyjęła czarny pistolet i wyjęła magazynek. Wkurzała się i to strasznie. Nie mogła wytrzymać, a wskazówki zegara biegły dla niej za szybko.
Naładowała pistolet. Machnęła nim i niechcący nacisnęła spust. Kula  rozbiła się w zabytkowym wazonie i utknęła w ścianie. Zamknęła z hukiem szkatułkę. Brat na nią spojrzał, a Ino trzymała się za głowę by nie dostać kulą.
-Zwariowałaś ! - warknął Sasuke. - Po co ci broń?
-Idę..
-Gdzie?
-Musze jej pomóc.
-Komu? - dopytywał.
-Przyjaciółce. - wypowiedziała z uśmiechem. Nie mogła tego tak zostawić. Brunet na nią spojrzał z lekkim uśmiechem.
-Tak, dobrze robisz. Skrócisz jej męki. - zaśmiał się. Podeszła do niego i z całej siły wymierzyła bronią w policzek. Rozcięła skórę, z której ciekła krew. Do pomieszczenia wszedł brązowo włosy mężczyzna z ciemnymi oczami. Spojrzał na swoja córkę.
-Setsuko, odłóż broń. Wiesz, że trzymam ja w razie wypadku, wiec ją odłóż. - powiedział do niej szybko. Mówił to tez z zimnem, nie chciał aby jego córka bawiła się bronią, choć potrafiła się niektórymi obsługiwać. Brunet dotknął swojego policzka i spojrzał na wewnętrzną część dłoni. Nie podobało mu się to, ze uderzyła go siostra z broni.
-Ty.. - warknął wstając - pedantyczna psychopatko!
-Ooo.. Wynalazłeś nowe słownictwo. - zaśmiała się głośno.
-Widocznie. Bo taka jesteś. Twoja  przyjaciółka może zdechnąć. Jest za słaba i za bardzo irytująca. Nic nie potrafi porządnie zrobić. To jedna z wielu psychopatek. - zacisnęła  dłonie w pięści. Rzuciła się na niego okładając go pięściami przy okazji zadrapała go do krwi pierścionkiem. Upadli na sofę, a Setsuko nie przestawała. Obrócił ją i tez uderzył parę razy. Zadała cios w najczulsze jego miejsce. Popchnęła go na szafkę ze szkłem. Podeszłą do niego i kopnęła z całej siły w brzuch.
-Nie wasz się o nie tak mówić, idioto! - warknęła uderzając kolejny raz w brzuch. Przytrzymał się. Ojciec patrzał zażenowany. - ty porąbany sensualisto! Idiota, idiota, idiota! odwal się wreszcie od niej, szkoda, że ci wtedy nosa nie złamała! - kopnęła kolejny raz . Ojciec zabezpieczył broń chowając do szkatułki. Odeszła wściekła od niego mijając ojca.
-Kto to posprząta? - zapytał Fugaku. - Sasuke ogarnij to.
-Ojcze, to nie sprawiedliwe! Na wszystko jej pozwalasz!
-Nie tak od razu na wszystko. A czy ktoś powiedział, że życie jest sprawiedliwe? - zapytał retorycznie. Popatrzał kolejny raz na syna, który wstał z podłogi pełną we szkle, a także z tego powodu miał pokaleczone dłonie od drobinek szkła, które leżały na dywanie.



*Kaze Okomi - wilki wiatru

Rozdział Drugi


Biegłam ile miałam sił w nogach. Nie chciałam aby cokolwiek mi przeszkodziło, nie zwracałam na ludzi uwagę. Musiałam tam się dostać i zobaczyć co tak naprawdę się stało. Dlaczego matka nie odbierała telefonu, jeśli ojciec dzisiaj zadzwoni do wszystkich z nich i nikt nie odbierze będzie na pewno cos podejrzewał. A nie lubiłam jak jest zdenerwowany, wtedy cała furia przechodzi na mnie. Minęłam park, w którym siedzieli kochankowie czy tez pary zakochane w sobie. Mam dopiero szesnaście lat, ale myślałam o miłości już od dawna, nie miałam nigdy chłopaka. Może to przez moją wrogość do niektórych osób. Sama już nie wiem. W szkole mnie nienawidzą, dlatego nie miałam przyjaciół.
Z początku tak samo było z Setsuko. Nie lubiliśmy się na początku. Byliśmy wrogami, wtedy najbardziej poznawaliśmy siebie. Swoje wady jak i zalety, wykorzystywaliśmy to przeciwko sobie, by któraś triumfowała. A teraz? Traktujemy siebie jak siostry, które nie potrafią się rozłączyć.
Pamiętam… pamiętam tamten dzień gdy zaczęliśmy się bić w parku. Wtedy próbowali nas zatrzymać, ale to nic nie dawało. Ich także uderzyliśmy, jedynym sposobem była policja. Chcieliśmy bić się do upadłego, która miała rację. Nawet przy tym zaczęła lać się krew, moja i jej. Nie myśleliśmy wtedy logicznie, pamiętam jak złamała moją rękę. Oby dwie sobie złamałyśmy. To było wtedy najgorsze, po szpitalu, odebrali nas rodzice. Ja ojciec, z tęgawą miną. Nie tłumaczyła się jak to się stało… Mnie także ojciec, czego się nie spodziewałam. Nie dostałam żadnego wykładu niczego, tylko uśmiechał się delikatnie podczas całej drogi do domu. Myślałam nad Setsuko cały czas, wtedy ona mi się spodobała najbardziej. Gdy obok siebie przechodziliśmy, mierzyliśmy siebie spojrzeniem. Tylko to nam pozostało w tamtych czasach. A teraz? Jest zupełnie inaczej. Zostaliśmy przyjaciółkami, które znają siebie na wylot.
Weszłam na podwórko z lekkim uśmiechem na ustach. Byłam pewna, że w domu ktoś jest, ale nie wychodzą. Zawsze woleli siedzieć w swoich kontach. Tacy właśnie oni są, wolą siedzieć w czterech ścianach niż wyjść na zewnątrz, na świeże powietrze. Uśmiechnęłam się lekko wchodząc do budynku, ale gdy już weszłam dało się wyczuć smród trunków zmieszanych ze sobą? No tak już było wiadomo, matka kolejny dzień wpadła w swoja długą depresje, z powodu braku ojca.
Chciałam odejść na górę nie zauważona, ale to mi się widocznie nie uda, bo chodzi jak wściekła po salonie. Odchodziłam wolno, nagle zostałam złapana za dłoń przez pijaną matkę. Westchnęłam cicho.
-Gdzie byłaś tak długo? - zapytała mnie, tak jakby nie wiedziała.
-W szkole. - powiedziałam
-To ty chodzisz jeszcze do szkoły? - zapytała pijanym głosem sepleniąc.
-Znów się upiłaś, mamo?
-Wcale się nie upiłam! - warknęła głośno, trochę za głośno. W ręku trzymała butelkę po piwie. Wszędzie się walały, w każdym koncie. Chciałam wziąć od niej butelkę by przestała pić, ale zamiast tego dostałam od niej w twarz z liścia. Trzymałam się za bolące miejsce. Jej drugo cios został zadany szkłem w brzuch. Był to mocny ból, upadłam na kolana. W moich oczach pojawiły się łzy, obraz się rozmazywał. Widziałam jak się zamachuje. Szybko się odsunęłam w bok, nie trafiła przez co upadła na podłogę. Wstałam szybko z podłogi słysząc z góry dobiegające kroki. Z wnęki, która kierowała się do góry do naszych pokoi wyszedł mój brat z rozpiętą koszulą i brakiem jakichkolwiek skarpetek i butów. Włosy miał ułożone w nieładzie. Spojrzał na matkę, a  potem na mnie. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Jego źrenice były powiększone, już wiedziałam co się świeciło. Zaśmiał się głośno.
-Już brałeś, braciszku?
-Co cię to interesuje siostra? Nie powinnaś czasami odrabiać lekcji? - zapytał kpiąco. Bronił mnie często przed matka, ale nie sądziłam, że jest taki głupi i będzie cały czas palił zioło biorąc do tego narkotyki.
-Raiton rzuć to cholerstwo.
-Ty znów z tym samym. - zaśmiał się. Zauważyłam, że matka wstawała z podłogi biorąc butelkę, wyśledziła mnie swoim złocistym spojrzeniem. Jej różowe włosy były ułożone w nieładzie. Chciała mnie uderzyć, ale brązowo włosy stanął w mojej obronie chwytając butelkę.
-Złaź z drogi. - warknęła na niego. Westchnął. Z kieszeni spodni wyciągnął małą dawkę białego proszku. Podał matce, ona z początku popatrzała na niego.
-Nie dawaj jej tego! - powiedziałam głośniej. Popatrzał na mnie wściekle jakbym powiedziała coś złego.
-Synku ty wiesz co dla mnie dobre. - zawsze tak mówiła gdy dostawała proszki od Niego. Jej oczy były podkrążone i czerwone od braku snu, jak i picia wraz z braniem narkotyku. Odeszła od niego. Wyrzucił butelkę do kosza na śmieci. Westchnęłam. Obrócił się do mnie przodem. W jego oczach widziałam coś bardzo dziwnego. Odsunęłam się od niego, a on przywarł do mnie nie pozwalając odejść.
-C..Co? - zapytałam drżącym głosem.
-Nie mogę tak Cię ratować bez twojego wysiłku. Potrzebuje pieniędzy.
-To idź do pracy, lub do ojca zadzwoń. Na pewno tobie da. - powiedziałam pewnie.
-Dzwoniłem parę dni temu. Powiedział, że nie przeleje jak na razie na konto, bo nie dostał wypłaty. Dlatego ty dzisiaj wieczorem pójdziesz po pieniądze.
-Niby gdzie?
-A co ja jestem wróżka? Masz mi się tylko odwdzięczyć. Masz chyba jakieś znajomości co? Po drodze masz butiki, sklepy z odzieżą, jubilerów. Od wyboru do koloru moja kochana siostrzyczko. Daje ci czas do dwudziestej, a  potem chcę mieć pieniądze. Zrozumiano? - zapytał i odszedł śmiejąc się. Westchnęłam. Wzięłam owoce i odeszłam szybko na górę. Nie miałam na nic ochoty, nawet wychodzić z pokoju. Tylko zamknąć się na cztery spusty. Weszłam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Rzuciłam się na łóżko patrząc na sufit. Przymknęłam powieki zakrywając po chwili ręką. Spod powiek spłynęły gorzkie łzy.
Mam kraść? Nie chcę, nie jestem taka. Nie mogę mu dać, bo po co? Nie mogę.. Co za ironia. Westchnęłam ciężko. W kieszeni poczułam wibracje. Wzięłam komórkę nie patrząc kto do mnie dzwoni. Odebrałam.
-Słucham. - powiedziałam słabo wzdychając. Przez chwilę nie słyszałam głosu, a potem nagle ni z tego i owego usłyszałam mrożący krew w żyłach baryton, aż ciarki przeszły po plecach.
-Co tam się dzieje? - usłyszałam. Przełknęłam głośno gulę stojąca w gardle. Szybko się wyprostowałam. - Nawet z pewnością nie spojrzałaś kto dzwoni, mam rację? Od ciebie słucham, rzadko usłyszeć, Sakura. - mówił do mnie zimnym głosem. Zawsze gdy z nim rozmawiałam atmosfera stawała się ciężka.
-Tatko… - zaśmiałam się cicho - Po co dzwonisz? Dlaczego do mnie?
-Czy nie mama prawa do własnej córki zadzwonić? - zapytał unosząc lekko głos. - Chyba się zapominasz troszkę. Powiedz mi co u was się dzieje i nie pytaj o nic więcej.
-Nie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - zaśmiałam się.
-Kłamiesz…
-Nie, wcale nie. - mówiłam pewnie, lecz głos lekko drżał. - Naprawdę jest wszystko dobrze. Nie kłamię. Uwierz mi.
-Dobrze, niech ci będzie, choć i tak wiem, że coś jest nie tak. Dlaczego matka i bracia nie odbierają telefonów? Co jest z nimi?
-Może nie słyszeli? Nie wiem, nie rozmawiałam dzisiaj z nimi. - tak oczywiście. Tera okłamuje ojca we wszystkie należyte strony? To jest chore, abym mojego jedynego ojca oszukiwała w takich sprawach. On nawet nie wiedział, że nie chodzę do szkoły, którą On chciał. Podtrzymywałam Go przy tym, aby był ze mnie dumny. Moi bracia zostali stamtąd wywaleni, ja miałam od początku do końca chodzić. A chodzę jak chodzę. - Stało się coś, że chciałeś z których z nich porozmawiać? - pytałam.
-Nic takiego. Chciałem tylko powiadomić, że jutro będę w domu tak po południu. Właśnie wyleciałem ze Stanów, a podróż sporo mi zajmie bo mama parę przesiadek. Powiedz matce i braciom. Miłych snów życzę. Do zobaczenia. - rozłączył się. Westchnęłam ciężko. Nie powinnam im w ogóle nic mówić, ze przylatuje do domu. Niech zobaczy jaka jest matka i bracia, ale to jego oczka w głowie wolałam wtedy nie ryzykować poświecenia ich wszystkich. Wstałam rozpuszczając tyciego kitka. Włożyłam komórkę do kieszeni. Słyszałam glosy dobiegające z dołu. Chyba wszyscy tam siedzieli. Zeszłam wolno cicho robiąc hałas. Dłonie schowałam w kieszeni. Weszłam do salonu. Brat z matką wciągali biały proszek nosem, a srebrno włosy siedział grając w grę na dżojstiki. Maniak gier!
-Mamo… - powiedziałam do niej.
-Nie przeszkadzaj teraz.
-Nic ważnego nie robicie, tylko ćpacie. - powiedziałam do nich. Zlustrowali mnie srogim spojrzeniem jakby nigdy nic. Nie wiedziałam jak do nich dotrzeć, skoro nie chcieli słuchać! Powinnam dobrze zrozumieć swoją sytuację, ale nie wiedziałam dlaczego mi to nie wychodzi. - Wysłuchacie mnie czy nie?
-Nie. - odpowiedzieli wszyscy chórem
-To nie, wy będziecie pokrzywdzeni nie ja. - odchodziłam. - Chodziło o ojca! - powiedziałam głośniej. Wszystko nagle umilkło. Dwóch braci wybiegło z salonu zatrzymując mnie tuż przy drzwiach i nie pozwalając wyjść. Popatrzałam na nich wściekła. - Teraz się nagle obudziliście, co? Reiki, Raiton wy to macie tupet.
-Gadaj o co chodzi? Do nas jakoś nie zadzwonił. - powiedział srebrno włosy
-Dzwonił. - mówiłam delikatnie - Ale cała trójka nie odbierała telefonów, wiec do mnie zadzwonił. Jutro przyjeżdża. Będzie w południe. - odpowiedziałam. Matka wyszła lekko się chwiejąc w kółeczko. Patrzała na mnie.
-To trzeba będzie zrobić porządny obiad, Sakura.
-Nie.
-Słucham? - zapytała plączącym się językiem.
-Sami sobie radźcie. Wytrzeźwiejcie i przede wszystkim nie bądźcie naćpani. Nie ruszę w tym pomieszczeniu nic. Teraz wasza kolej na przygotowywania. A przede wszystkim Twoja mamo, nie jestem jego zoną! To twoja rola, ty robisz obiadki! Masz kuchnie wolną. - otworzyłam drzwi i wyszłam trzaskając z całej siły. Wyszłam wściekła z podwórka. Nie wiedziałam jakim cudem to powiedziałam, ale już miałam dosyć wykorzystywania, abym w domu wszystko robiła! Usłyszałam wibracje komórki. Wyciągnęłam i otworzyłam wiadomość.

Pamiętaj pieniądze..
Reiton.

Sama już nie wiedziałam co mam z tym zrobić? Teraz mam ukraść od kogoś pieniądze, kto ciężko zarabiał aby je zdobyć? Tak nie można. Bardzo ciężko na to pracowali. Przechodziłam blisko sklepów, w których byli kasjerzy. Nie mogłam w to uwierzyć, ze jestem do tego zmuszona. Mam mu się odwdzięczyć? Ale nie chcę, nie chce tego robić. Z jednej strony musze, bo by mnie zabił jak tego nie zrobię. Przystanęłam przy sklepie z ubraniami, w którym była klientka i kasjerka jej pomagała. To będzie źle w tym momencie. Nigdzie nikogo nie zauważyłam. Weszłam do sklepu, nikt mnie nie zauważył. Skradłam się do kasy i wyjęłam z niej zielone banknoty. Przeliczyłam, było równo sto jenów. Bałam się stąd wyskoczyć, gdyż mogłam zostać złapana.
-Co ty robisz? - usłyszałam z boku pytanie. Popatrzałam na kobietę, która stała dalej. W moim ręku zauważyła zielone banknoty. Wstałam i popchnęłam ją. Nie chciałam kraść, ale to było konieczne. Wyskoczyłam znad lady i wybiegłam z budynku. Oby mi kiedyś wybaczyła za to co zrobiłam. - Złodziejka!! - usłyszałam krzyk za sobą. Minęłam jednego mężczyznę, który za mną się spojrzał. Czy On miał na sobie mundur policjanta? Biegłam dalej ile miałam sił w nogach. To było naprawdę żenujące, taka sytuacja. Zostałam złapana. Nawet się nie obróciłam, szarpałam się. Tyłem nogi uderzyłam mężczyznę w nogę. Puścił mnie, lecz złapała kolejny raz. Przyparł mnie do muru jednego z budynków. Bolało jak cholera. Zapiał mi na nadgarstkach metalowe kajdanki. Pociągnął mnie. Próbowałam się wyrwać, ale nie szło.
-Uspokój się. - powiedział do mnie męskim głosem - Młoda, masz szczęście - wziął ode mnie banknoty. Nie spojrzałam nadal na niego. Poszliśmy do sklepu, w którym była sprzedawczyni. Już sama, spojrzała na mnie a potem na mężczyznę, który wręczył jej banknoty. Na policzku poczułam mocny ból, który był spowodowany uderzeniem. Spuściłam głowę, aby na nią nie patrzeć. To było straszne.
-Przepraszam. - wypowiedziałam słabym głosem. Mężczyzna mnie pociągnął i wyszliśmy. Policzek piekł mnie bardziej, sądziłam, że kobieta zadrapała mnie swoja obrączką, ale to było mało istotne. Poczułam ulgę na nadgarstkach. Wziął kajdanki? Masowałam sobie obolałe miejsca. Nie odwracałam się do niego przodem.
-Mówiłem, że masz szczęście. - powiedział do mnie. Męski baryton, był jakiś dziwny. Zabawny? On miał z tego radość, że mnie złapał i w dodatku na kradzieży ciężko zarobionych pieniędzy. - lepiej tego drugi raz nie rób, bo takiego szczęścia nie będziesz mieć jak dzisiaj. To moja dobra rada. - obróciłam się do niego przodem. Miał na sobie niebieski mundur policjanta, gdy uniosłam głowę zauważyłam czarne tęczówki i tego samego długie włosy związane w kitka. Po obu stronach skroni opadała grzywkę dodając mu uroku. Tak samo mundur to robił. Na prawym uchu wisiał srebrny kolczyk z wygrawerowaną różą. Za dobrze nie widziałam w ciemnościach, ale gdy samochód przejechał, to oświetlił jego twarz. Był przystojny, i to bardzo.
-Dobra rada? Pan nie rozumie, ja potrzebuje tych pieniędzy. - powiedziałam do niego. Byłam załamana drugiego sklepu nie okradnę. Nie mam ochoty na takie zajście. Wpatrywał się we mnie uważnie i zaciekawieniem. Poczułam wibracje w kieszeni, wyciągnęłam komórkę i zobaczyłam kto dzwoni, lecz od razu schowałam gdy zobaczyłam imię mojego braciszka.
-Dlaczego? - otworzył przede mną drzwi do samochodu, ale to nie był samochód policyjny, tylko luksusowy. Wsiadł po drugiej stronie, chwila ja wsiadłam? Nie powinnam. Ojejku.. I co się ze mną robi, gdy widzę przystojnego policjanta w mundurze?!  - Gdzie mieszkasz? - zapytał.
-Po drugiej stronie. - zawrócił szybko i jechał w stronę mojego domu. Sama nie wiedziałam dlaczego to robi. Westchnęłam cicho. Nie wiedziałam co mama powiedzieć. Był miły. Najpierw mnie skuł, zaprowadził by ona mi dała karę, a teraz odwozi mnie do domu? To jest naprawdę dziwne.
-Powiesz mi? Dlaczego one są tak Tobie potrzebne? - dopytywał. Bawiłam się swoimi palcami. Nie mogłam powiedzieć, że na narkotyki dla brata.
-To tu - wskazałam na dom. Zaparkował szybko. Chciałam wyjść jak najszybciej, ale drzwi były zamknięte, a wiedziałam, że ich nie otworze. Czy On musi być taki uparty? Nie chcę mówić niczego policji, oni nie muszą wiedzieć. - Nie puści mnie Pan dopóki nie powiem? - kiwnął głową. Co by tu wymyśleć?. Wyłączył światło u góry. Spojrzałam się na nie, a po chwili jego dłoń dostała się do schowka i wyciągnął wodę utleniona i plaster.
 Uchwycił mój policzek z delikatnością, nie brutalnie! Był wprost delikatny. Zamoczył gazik do ran i przytrzymał. Szczypało. Przymknęłam powiekę, aby nie czuć tego. Widziałam teraz jego twarz. Była idealna! Tak jak mówiłam, miał ciemne włosy związane w kitkę, grzywka opadająca po obu stronach skroni.  Oczy tej samej czerni co kaskady włosów. Na prawym uchy srebrny kolczyk, lecz z wygrawerowanym pąkiem róży? Jego ręce były delikatnie. Nie wiedziałam czemu tak się na niego patrzę. Pierwszy raz tego człowieka widzę na oczy. Nakleił na policzek plaster i schował wszystko do schowka gasząc światło.
-Więc?
-Nie powiem - nadymałam policzki jak małe dziecko. Zaśmiał się cicho łapiąc się za głowę przytrzymując grzywkę, wystawała mu pomiędzy palcami. Jego uśmiech był słodki. - Nie znam Cię wiec nie musze mówić.
-Ach… gdzie moje maniery. Jestem Itachi. - łasica? Przebiegły? Oj nie ładnie. Łasice są strasznie przebiegłe, On może tez taki być. Nie dobrze. Jeśli jest przebiegły, to ze mnie w końcu wyciągnie potrzebne informacje.
-Sakura. A teraz mógłby pan mnie już pościć? - zapytałam z nadzieją.
-Nie. - naburmuszyłam się ponownie. - Dopóki do mnie nie będziesz mówiła po imieniu. Taki stary to nie jestem, mam dopiero dwadzieścia pięć lat, i chodzę do liceum, wiec mogłabyś zluzować.
-Liceum? Nie zdałeś? - dopiero po chwili dowiedziałam się co powiedziałam - Przepraszam, nie chciałam. To tylko.. - byłam trochę zakłopotana tą sytuacją, nie powinnam się odzywać jeśli chodzi o taką sprawę. Zaśmiał się widząc z pewnością moją minę. Znów się naburmuszyłam patrząc na niego. Otworzył drzwi.
-Może kiedyś się jeszcze spotkamy, dobrze by było, zabawna jesteś - powiedział z uśmiechem. Zabawna? Niby w czym. Wyszłam z samochodu. Podawał mi banknoty.
-Po co mi dajesz? - zapytałam - Nie będę się zadłużała.
-Wolisz się zadłużyć, czy znów kraść i iść za kratki na dwadzieścia cztery godziny? - zapytał. Westchnęłam cicho nie wiedząc co zrobić, przecież nie mogłam od tak wziąć tych pieniędzy, prawda?
-Oddam później jak będę miała. - powiedziałam do niego. On tylko się uśmiechnął - Mam nadzieję, ze nie będziesz doliczał miesiącami odsetek, co? - zaśmiał się - Dziękuję tez za podwiezienie. - zamknęłam drzwi i odeszłam chowając do kieszeni zielony banknot. Westchnęłam, a  samochód odjechał z piskiem opon. Przez chwile z pewnością na mnie patrzał. Już sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Uśmiechnęłam się promiennie otwierając drzwi. Przystojny mężczyzna starszy o osiem lat podwiózł mnie pod sam dom. Zamknęłam za sobą drzwi patrząc przed siebie. Zauważyła matkę i braci, którzy sprzątali. W dodatku byli naćpani i pijani, tylko dwudziestolatek trzymał się dobrze na nogach.
Westchnęłam patrząc na to wszystko. Brązowo włosy mnie zobaczył, jego uśmiech mówił jedno był zadowolony, a moja osoba wcale z tego nie była zadowolona, że musiałam dla niego kraść, choć pieniądze dostałam od dobrego mężczyzny. Przyparł mnie do ściany aby nikt nie widział.
-Masz? - zapytał brat. Z kieszeni wyciągnęłam banknot. Nie mogłam zrozumieć dlaczego chce pieniądze na narkotyki? To go w końcu zgubi. Raiton patrzył w moje oczy, jakby oczekiwał na więcej. - Tylko tyle? Idź po więcej.
-Nie - warknęłam do niego - Więcej ci nie przyniosę. Możesz sobie poważyć, już wolę aby matka wtedy mnie biła. - odepchnęłam go i odeszłam wściekła na górę. Nie mogłam uwierzyć? Chciał jeszcze więcej? On sobie chyba żartuje. W życiu już nie będę kradła pieniędzy czy tez innych rzeczy. To nie dla mnie. Weszłam do pomieszczenia zamykając drzwi. Rzuciłam się na łóżko uśmiechając się delikatnie myśląc o mężczyźnie. Był naprawdę przystojny i w dodatku miły. Musiał wyczuć, że nie robiłam to z własnej woli tylko dla kogoś. A może mu się spodobałam? Tak jasne, śmiechu warte. Ja, taka dziewczyna miałabym się podobać takiemu facetowi? Nie ma szans.
Wstałam i podeszłam do biurka kładąc komórkę. Zapaliłam światło by było jaśniej. Zaczęłam dopiero odrabiać lekcje na jutro jak i się uczyć przy okazji. Nie miałam pojęcia czy jutrzejszy dzień będzie lepszy jak dzisiejszy, na pewno o wiele gorszy. Jeszcze ojciec przyjeżdża, to będzie zabawa na całego! Zimne spojrzenia i inne rzeczy? Nie, nie chce tego widzieć a w szczególności słyszeć. Znów będę się czuła jak totalna idiotka. Zamiast się uczyć zaczęłam rysować, uwielbiałam to robić w wolnym czasie, choć także w zamyśleniach. Na pierwszym miejscu narysowałam oczy, cała twarz i wszystko po kolei, aż wyszedł mi mój ojciec z swoimi zimnymi oczami.
Westchnęłam odkładając na bok jego portret i dzienniczek kładąc na niego. Nie miałam pojęcia czy będę chciała się z nim spotkać. Wolałabym, aby było już po wszystkim. Przywitanie się, ucałowanie go i odejście do pokoju, w którym bym się zamknęła w czterech ścianach i nic by się nie stało. To jest do kitu, jutro zobaczymy jak to będzie.